niedziela, 18 czerwca 2017

Od Lelou do Karo

- Zemszczę się- obiecała wadera, ale na jej pyszczku zawitał delikatny, uroczy uśmiech. Nie wiedzieć dlaczego, jej postać nagle zdała mi się być niezwykle podobna do fiołka. Zaraz poczułem intensywne ciepło na policzkach, więc spróbowałem wepchnąć ową myśl gdzieś głęboko w zakamarki umysłu, by, brońcie wszystkie świętości, nie przybrała kształtów dźwięku, który mógłby dotrzeć do uszu Karo. Podejrzewam, że wtedy ów gorąc, który teraz tylko łechtał kawałeczek skóry, spaliłby mnie w ułamku sekundy na kupkę popiołu.
- Nie mogę się doczekać- wydusiłem, nim wstyd całkowicie sparaliżował moje struny głosowe. Wziąłem głęboki oddech, nie chcąc zadać pytania tonem przypominającym rozgdakaną kurę.- To jak, lecimy?
Dla odmiany, brzmiałem pewnie niczym wystraszone pisklę. Przyjaciółka spojrzała na mnie czujnie, jakby wyczuła, że coś ukrywam, ale albo uznała to za wytwór swojej wyobraźni, mało ważny temat, albo postanowiła nie drążyć sprawy. Byłem jej wdzięczny za to, że nie dociekała, biorąc pod uwagę, że perspektywa samozapłonu nie była jakoś szczególnie zachęcająca.
- Im wcześniej, tym lepiej- potaknęła, wychodząc z jaskini lekkim krokiem. Pomimo jednak pozornie beztroskiego chodu i spokojnego głosu, czujnie rozglądała się dookoła, zaś jej kroki były nieco cichsze, niż zazwyczaj. Skrzydełka jej nozdrzy falowały, szukając potencjalnego zagrożenia. Doskonale rozumiałem Karo. Uświadomiłem sobie, że moje uszy cały czas czujnie wyłapują każdy dźwięk, a serce tłucze o pierś mocniej, niż zwykło. Wziąłem po raz kolejny głęboki oddech, by uszeregować myśli. Musieliśmy działać szybko i sprawie.
Śladem wilczycy wyszedłem na powietrze - jasny, słoneczny dzień, jakby stworzony do pląsania i beztroskich wypraw, a nie do walki z jakimiś porcelanowymi zombie.
Rozpostarłem szeroko skrzydła, a zastrzyk mocy niemal natychmiast wypełnił moje ciało porządnym zapasem energii, który niemal wypychał moje ciało w powietrze. Nie dałem mu zbyt długo czytać. Kyria nie Kyria, wzywał mnie zew błękitu. Jednym mocnym uderzeniem odepchnąłem się od twardej ziemi i chwyciłem drobne ciało Karo w szpony.
- Mam nadzieję, że szybko ją znajdziemy. Przy odrobienie szczęścia może natkniemy się na moich rodziców- zadumałem się.- Czemu wszyscy zawsze znikają, kiedy ma się do nich jakąś sprawę?!
- Nie gderaj- zaśmiała się wilczyca.- Skup się, bo jeszcze coś przeoczysz. Musimy prędko kogoś znaleźć, więc dawaj przyspieszenie... chyba że nie możesz?
Ostatnie słowa przybrały ton aż ociekający zaczepką - dodały mi jednak znacznej porcji motywacji. Kolejna rzecz, o jakiej wolałem nigdy nie wspominać Karo, jednak sama obecność wilczycy dodawała mi znacznej ilości sił - czy to do czegoś tak przyziemnego jak wyścig do największego drzewa, czy walka w obronie życia.
- Pff- dumnie zamachnąłem się ogonem i wzleciałem w górę, by wykonać popisową beczkę.- Pani, trzymaj się mocno, bo będzie szarpać!
- Znalazł się as powietrza- parsknęła z rozbawieniem, ale zaraz wróciła do patrolowania okolicy. Starałem się lecieć szybko, ale równocześnie zachowywać odpowiednią odległość od ziemi, by niczego nie przeoczyć, no i nie zaliczyć przy okazji bliskiego spotkania z drzewem. Zupełnie coś innego od moich zwyczajnych wycieczek, kiedy raczej próbowałem wzlecieć jak najwyżej, a na swojej drodze spotykałem co najwyżej ptaki, które to zazwyczaj same wolały usunąć się z drogi.
- Lelou, stop!- głos Karo przebił się przez szum powietrza. Momentalnie się zatrzymałem, usiłując wypatrzeć obiekt, który zainteresował waderę.

< Karo? Wybacz, że dopiero odpisuję >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT