niedziela, 4 czerwca 2017

Od Karo cd Lelou

Przez krótką chwilę nasze spojrzenia oplatały puste pomieszczenie. Zupełnie, jakby tlił się nieistotny płomyk nadziei, sugerujący, że może po prostu oboje jesteśmy ślepi, albo że przywódcy za chwilę wrócą. Niestety, miejsce w jaskini wciąż zajmowane było jedynie przez naszą dwójkę.
— I co robimy?
— To co robimy? — z naszych gardeł niemal równocześnie wydobyło się niemal to samo pytanie. Westchnęłam z rezygnacją. Pech. Jak to inaczej nazwać? Tak się kończy wybywanie gdziekolwiek z moją skromną osobą. Zero szczęścia. Obróciłam się na łapie w stronę wyjścia.
— Wiesz, gdzie mogli pójść? — zapytałam z rezygnacją. Teren Watahy Porannych Gwiazd jest rozległy, a na dobrą sprawę basior i wadera wcale nie muszą na nim przebywać.
— Praktycznie wszędzie — podsumował krótko.
Czyli, reasumując, nic nowego. Z Arshią i ojcem poszło zdecydowanie za łatwo. No i masz babo placek. A co, jeśli już napotkali Barbie? Nie wątpię, że wyszliby cali z potrzasku, jednak ta kobieta bywa totalnie nieprzewidywalna. Mogła już dopaść kogoś od nas. Pokręciłam głową z irytacją. Nie. Nie pozwolimy tej małpie skrzywdzić kogokolwiek od nas.
— W takim wypadku poinformujemy Mavis — zadecydowałam — ktoś musi zadbać o bezpieczeństwo reszty, a w razie nagłej sytuacji, nawet podnieść alarm. Następnie udamy się na poszukiwania twoich rodziców.
— Jak zamierasz ich znaleźć? — zapytał basior. Mimo spokoju, jaki utrzymywał, byłam pewna, że jest zmartwiony.
— Nie wiem — westchnęłam — ale zrobimy to. Ech, szkoda, że Arshia jest poza zasięgiem. — Doskonale wiedziałam, jak wysokie są umiejętności pupilki taty, jeśli chodzi o szukanie kogoś, lub czegoś. Arshia potrafiła w krótkim czasie znaleźć praktycznie wszystko, a dodatkowo nie straszne były jej coraz to bardziej wzrastające temperatury. Była zwyczajnie niezawodna. Spojrzałam na basiora. Przez myśl przeszło mi, że my również niejednokrotnie podróżowaliśmy drogą powietrzną. W życiu bym mu się do tego nie przyznała, ale kochałam te chwilę. Nie chodziło jedynie o zimny wiatr, który jeszcze chłodnym latem był praedziwym ukojeniem. O wiele bardziej lubiłam obecność basiora. Lecąc z nim czułam się niezwykle bezpiecznie. Prócz tego, wiedziałam że jemu również lot sprawia przyjemność, chociaż pewnie nie koniecznie ze mną. Lelou niejednokrotnie mówił mi, że uwielbia latać. Ao dał mu naprawdę niezwykły dar, dzięki któremu basior czuł się wolny.
— Możemy ją zastąpić — basior uśmiechnął się zupełnie tak, jakby czytał mi w myślach. Wbrew własnej woli zamachałam ogonem, również się uśmiechając.
— To będzie trudne — rzuciłam z przekonaniem.
— Nie wierzysz w moje zdolności? — basior wypiął pierś z dumą, a ja nie mogłam się powstrzymać, aby się nie zaśmiać. Nasze potyczki słowne zawsze poprawiały mi humor. Cóż, często wystarczyła do tego sama obecność basiora. Zarumieniłam się lekko, trawiąc tę myśl.
— A mam powody? — zapytałam. Basior uśmiechnął się z przekąsem, po czym lekko potrącił mnie w bok.
— W takim razie rusz się, chucherko. Mamy coś do zrobienia. — Z tymi słowami opuścił jaskinię.
— Hej! — zawołałam, ruszając za nim — “chucherko” to moja kwestia!
— Masz rezerwację? — wypalił basior, szczerząc zęby.
— Zemszczę się — mruknęłam, ponawiając jego gest z przed chwili i przyjacielsko trącając go w bok.

<Lelou? Przepraszam, że tak marnie i późno D;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT