poniedziałek, 12 czerwca 2017

Od Blackburn'a do Herona

- Jestem Blackburn. - burknąłem w szybkim, naturalnym odruchu i krótko, pojedynczo potrząsnąłem łapą, którą wyciągnął do mnie, jak się właśnie dowiedziałem, Heron.
Jedno tylko chodziło mi po głowie - co to za basior? Wyglądem przypominał raczej potężny posąg czy chociażby wspaniały, surowy i zimny górski szczyt, taki, jak te malujące się tuż za nami. I nie chodzi mi tylko o sierść w szarym kolorze, raczej o cały majestat bijący z jego wspaniałej postaci. Był wysoki, wyższy nie tylko ode mnie, co by było całkiem naturalne, ale chyba od większości znanych mi wilków, a także wspaniale umięśniony - przez dłuższą chwilę wpatrywałem się jak zaczarowany w jakże przecudnie rozbudowaną klatkę piersiową i silną szyję. Stał tak dumnie, a jego wzrok zdradzał wiele powagi, odpowiedzialności, męstwa... Cholera, on jest zbyt cudowny, żeby w ogóle żyć, żeby być prawdziwy! Ile ja bym dał, żeby dostać od losu choć połowę tego, co otrzymał on. Nagle poczułem się przytłoczony wielkością wspaniałego osobnika spoglądającego na mnie z góry w jak najbardziej dosłownym sensie, coś zmusiło mnie, żebym spuścił głowę do ziemi w dziwnym, impulsywnym i mimowolnym akcie przyznania mojemu towarzyszowi ogólnej wyższości. Jak nie trudno się domyślić, nie przyjąłem tego najlepiej, gniew i zazdrość zapłonęły na mojej twarzy, sprawiając, że poczułem uciążliwy gorąc, oczy otworzyły mi się szeroko, a z gardła jęły płynąć przyspieszone oddechy i ciche, jak na razie, warknięcia. Cholera, nie, tylko się nie denerwuj... Uspokój się, nie zdradzaj nic, bo weźmie cię za dziwaka... Stwierdziłem spanikowany, że ja wcale nie potrafię się uspokoić, już się bałem, że zaraz wybuchnę i albo rzucę się na szarego basiora, albo zacznę wrzeszczeć, albo, co gorsza, polecą mi z oczu łzy. Tak, czasem, kiedy się mocno zdenerwuję, bywa i w ten sposób. Nienawidzę tego jak niczego innego i bardzo staram się wyzbyć się takiej reakcji, ale przecież nie jestem nazbyt dobry w tłumieniu emocji. Szczęśliwie, przypomniało mi się, że przed chwilą padło w moją stronę jakieś pytanie, postanowiłem więc skupić się na nim i w ten sposób zapomnieć jakoś o zazdrości. A więc, o czym on tam...? Medycy. Nie mam nic przeciwko, tak w sumie. Co prawda nie sądzę, żebym miał jakieś poważniejsze zranienia, ale zawsze mogą mi nasmarować czymś rany i oparzenie, to będzie mniej boleć. Żaden wstyd chyba. Chyba. Dobrze, zgadzam się, tylko, że jest jeden problem...
- No chyba nie dzisiaj. - rzuciłem z dziwnym uśmiechem, mającym podłoże w tłumionym przed chwilą silnym gniewie, wycierając jednocześnie pot z czoła i ostatecznie uspokajając oddech. - Jestem pewien, że medycy zamieszkują raczej centrum watahy, a nawet jeśli tutaj się mylę i są jednak deczko rozsiani po mapie, to i tak z pewnością nie znajdziemy ich w tych wstrętnych górach i okolicy. Ile możemy iść? Od rana do wieczora? Chłopie, nie da rady, ja tu pod tym drzewem mogę spać i zbierać siły cały jutrzejszy dzień. Znaczy dzisiejszy, bo chyba już po północy...
Powstrzymałem się przed zapytaniem, co też basior robi tutaj o tej porze. Jest zbyt uprzejmy, by knuć mroczne intrygi, albo stanowić jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
- Tak, rzecz jasna, możesz najpierw odpocząć. Tylko nie wiem, czy cały jutrzejszy dzień. Noc ci chyba wystarczy... - odrzekł basior poważnym tonem, nie patrząc na mnie, tylko błądząc wzrokiem po otaczającym nas lasku
Wzruszyłem ramionami.
- Kto wie? Tak czy inaczej, zgoda, dobrze, zaprowadzisz mnie.
Basior kiwnął beznamiętnie głową, na znak, że i on wyraża zgodę. Na chwilę zapadła między nami cisza, którą po chwili przerwałem pytaniem:
- Jesteś wilkiem ognia? - spojrzałem na basiora spode łba, a w mym głosie ponownie można było wyczuć rosnącą wściekłość. Bo jak się jeszcze okaże, że Heron i żywioł ma najwspanialszy z możliwych, to ja już serio, już naprawdę nie wytrzymam...
Niespecjalnie namiętny wzrok szarego wilka padł teraz na mnie.
- Nie. Ziemi. - odpowiedział krótko
- To skąd to światełko? - kiwnąłem głową na niemałej wielkości świetlną kulkę unoszącą się nad mym rozmówcą
Basior nie odpowiedział, ale postanowiłem ciągnąć temat.
- A ciepłe to to jest?
- Całkiem.
- Jakbyś zbliżył do jakichś suchych patyków, buchnąłby ogień? Wiesz, ja bym dał rady go rozdmuchać...
- Dlaczego chcesz wiedzieć?
- Mógłbyś mi zrobić ognisko.
- A po cóż ci niby ognisko? Skierka właśnie da nam światło i ciepło.
Cmoknąłem ustami, wyrażając niepewność.
- No niby tak, ale jakieś to światło takie ciepłe, złote i spokojnie. Ogień to co innego, szaleje taki szkarłatem, pomarańczą, skacze w górę i odstrasza ewentualne bestie, a twój z lekka apatyczny świetliczek tylko takie przyciągnie. Poza tym, umieram z głodu, a nad ogniem można upiec zwierzynę, wtedy to jest dopiero dobre...
Heron westchnął zirytowany w pierwszej chwili, ale później wyrzekł ze zrezygnowaniem ,,Dobrze.''. Dźwignąłem się, by stanąć prosto i zignorowałem ból w łapach, który nie zdążył jeszcze zmaleć.
- Chodź, idziemy. - rzekłem, kiwając głową w gęstwinę lasu.
- Dokąd?
- Ja pozbieram w okolicy patyki na ognisko.
- A ja?
- Ty pójdziesz głębiej, żeby coś nam upolować. Ufam, że taki amator górskich wycieczek w świetle księżyca nie czuje jeszcze zmęczenia.
Basior wzruszył ramionami, po czym, zadowolony czy nie, zniknął w gęstwinie drzew. Złote światełko podążyło w ślad za nim, ale trudno, noc nie była zbyt pochmurna i księżyc z gwiazdami dawał mi wystarczająco dużo światła. Poza tym, moje zadanie nie było czaso i wysiłkochłonne, zwłaszcza, że posiadałem moc powietrza. Jeden ruch łapą i jakieś opadnięte, wyschnięte drzewo przyfrunęło pod mój nos z pobliskich krzaków, łamiąc się na części w następnym dmuchnięciu. Kolejny, zakręcony podmuch wyczyścił leśną ściółkę z opadniętych gałęzi, patyków, igieł i szyszek oraz suchej trawy. Wszystko to znalazło się na jednym stosie. Powtórzyłem akcję jeszcze kilka razy, potem wykopałem niegłęboki dołek, aby w nim rozpalić ognisko, by przypadkiem nie wywołać pożaru w lesie. To wszystko. Teraz pozostało czekać na Herona. Z zadowoloną miną położyłem się na ziemi.

<Heron?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT