sobota, 31 grudnia 2016

Od Riki do Toshiro

Westchnęłam cicho po czym ułożyłam się w pozycji leżącej na środku kuli. Oparłam pysk na łapach i przyglądałam się Toshirowi. Basior był naprawdę zdenerwowany na całe to zamieszanie o cielesną formę magii. Osobiście nic nie miałam do tego - sama byłam zła, ale skryłam to gdzieś w sobie. Wolałam chyba spowodować uśmiech na pyszczku mojego towarzysza, niż wywoływać mój i jego krzyk. Chciałam coś zrobić, ale nie wiedziałam co. Sytuacja naprawdę była beznadziejna. No, ale i w takich sytuacjach można się uśmiechnąć. Postanowiłam trochę rozweselić Tośka. Spojrzałam tylko jak opiera się o ścianę kuli i wypatruje czegoś na horyzoncie po czym opada zrezygnowany łapami na posadzkę. Podniosłam głowę i chciałam już coś powiedzieć, kiedy nieznana mi siła uderzyła w kulę i spowodowała jej obrócenie na drugą stronę. Kilka sekund przed wpadnięciem do wody udało mi się zaczerpnąć choć trochę powietrza. Potem chłodna ciesz przywitała mnie w swoich objęciach. To nieprzyjemne uczucie, kiedy oczy zaczynają cię szczypać, a do nozdrzy dostaje cię coraz więcej wody.
Nie miałam pojęcia co cię stało. W jednej chwili bum, plusk i paniczne przebieranie łapami spowodowane obawą o swoje życie. Powietrza wzięłam naprawdę mało - mnie i basiora ta sytuacja niezwykle zaskoczyła. Z chwili na chwilę coraz bardziej mi brakowało tlenu i czułam już ucisk w klatce piersiowej. Rozejrzałam się wokoło szukając mego towarzysza. W końcu zobaczyłam tą znajomą sylwetkę. Nagle jednak się przeraziła - tylne łapy Toshira były trzyma przez trytony. Wilk próbował się wyszarpać, ale istoty były o wiele silniejsze. Chciałam mu jakoś pomóc, lecz trytony miały lepiej opracowany plan działania. Mnie również za tylne łapy złapała dwójka ów stworzeń. Ich uścisk był tak silny, że myślałam o tym czy ja nadal mam łapy. Wierzgnęłam parę razy przednimi kończynami i machnęłam łbem, ale dla wrogów to były zwykłe drgania. Nie miałam z nimi szans, podobnie jak Tosh. Czy tak ma wyglądać nasz koniec? Wiem, że trytony nienawidzą wilków, ale miałam jakieś przeczycie, że tym razem kryje się za tym coś głębszego. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że tak mogę umrzeć. Tu musiało chodzić o coś więcej. Albo to po prostu takie nędzne przypuszczenia umierającego?
Oczy już zaszły mgłą. Widziałam drobną smugę światła wpadającą do wody. Kątem oka popatrzyłam jeszcze na Toshira. Basior też już nie miał powietrza. Jęknęłam cicho po czym zamknęłam oczy i otworzyłam lekko pyszczek z którego ulotniło się kilka maleńkich bąbelków powietrza. Cisza, błoga cisza... I ciemność... Piękna, a może zwodząca?

***

Poczułam ponownie wodę, która oblepiała całe moje ciało. Ciche pomrukiwania dobiegały do mych uszu, a w nozdrzach przeszkadzała mi słona ciecz. Miałam swego rodzaju zaćmienie umysłu. Nie wiedziałam, co się stało, gdzie jestem i czy ja na pewno nadal żyje, a może stoję przed obliczem bogów. Tylko, że w wodzie? Teraz wszystko było dla mnie prawdziwe. Całe ciało bolało mnie jak diabli, najmniejszy ruch sprawiał problem. Niepewna tego co do końca robić, otworzyłam ostrożnie ślepia. Obraz był strasznie niewyraźny, widziałam niepełne kształty, a do tego szczypały mnie oczy. Zamrugałam kilka razy i przetarłam oczy łapami. I w tedy zobaczyłam coś dziwnego. Na moich przednich łapach miałam po jednej małej błonie. Takiej, jaką mają ryby. Zdziwiona tym faktem podniosłam gwałtownie głowę, by zobaczyć resztę ciała, ale nagły ruch spotkał się z odmową moich mięśni. Syknęłam głośno z bólu po czym opadłam głową ponownie na posadzkę. Właśnie, gdzie ja byłam? Chwila... Gdzie my byliśmy? Chwilowa utrata pamięci nie była mi na łapę, ale z każdą minutą przypominałam sobie więcej. Rozejrzałam się na tyle ile mogłam. Byłam w ogromnej podwodnej jaskini, która porosła wszelką podmorską roślinnością. Jednak najbardziej zdziwiło mnie to, że znajdowałam się pod wodą, a i tak oddychał. Spojrzałam przed siebie i na całe szczęście niedaleko mnie leżał... Tosh? Teoretycznie basior przypominał tego samego wilka, którego poznałam na lądzie, ale... Na jego czterech kończynach było po jednej małej błonie, a z grzbietu wyrastała jedna duża. Dwie kolejne pojawiły się na końcówce śnieżnobiałego ogona. Z pyska zniknęły wilcze wąsy, a sierść bardziej przylegała do ciała. Jedynie grzywka odstawała. Postanowiłam ponowić próbę przyjrzenia się swojej sylwetce, tylko tym razem trochę spokojniej. Powoli podniosłam głowę, co poskutkowało tylko lekkim bólem. W końcu mogłam się przyjrzeć sobie i cóż... Ze mną nie było lepiej. Miałam błony ryby w tych samych miejscach co Toshiro oraz sierść bardziej pokrywała ciało niż odstawała. Niestety i samo włosie nie było już tak kolorowe. Nie wiem jakim cudem, ale z mojego ciała zniknęły wszelkie kolorowe wzory. Jedynie grzywka opadająca na mój pyszczek pozostała w swoich barwach. A tak to... Zwykłe czarne futro. Westchnęłam cicho poirytowana faktem, że wszystko nie boli, nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak teraz wyglądam i co tu się do jasnej Tory podziało. Nie, chwila! Przypomniałam sobie w końcu zajście z trytonami. Ale... Na co im my? Dlaczego nas nie zabili?
- R-Riki? - usłyszałam niemrawy głos mojego towarzysza. Odwróciłam wzrok na Tośka i syknęłam z bóli. Ach, ten problem... Samiec wyglądał na równie przyćmionego jak ja na początku.
- Wiem, że to mało prawdopodobne, ale tak. To ja - zaśmiałam się. Basior dokładnie zlustrował mnie wzrokiem, nie dowierzając chyba własnym oczom.
- I tak - ty też wyglądasz podobnie. Tylko twoja sierść została taka jaka była - uprzedziłam wilka przed jakimkolwiek pytaniem na temat jego wyglądu.
- No pięknie... A co się do-ajć! - jękną z bólu Tosh kiedy próbował podnieść łeb.
- Poleż trochę spokojnie, zaraz ci opowiem wszystko do czego sama doszłam - odrzekłam kładąc łapę na łopatce basiora - Znajdujemy się w podwodnej jaskini i możemy żyć. Jeśli sobie przypominasz, to złapały nas trytony i nie wiem w jaki sposób nasze ciała zostały zmienione. I odpocznij chwilę, bo na pewno wszystkie mięśnie cie teraz bolą - też tak miałam na początku. Czy masz jakąś pow-hej! - urwałam zdanie, gdyż ległam plackiem na ziemie. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam swoje tylne łapy skute kajdanami, a łańcuchy od nich było przyczepione do ściany.
- A, no i jesteśmy swego rodzaju więźniami - odrzekłam i uśmiechnęłam się. Po chwili cofnęłam się trochę by wstać i ponowiłam swoje pytanie skierowane do mego towarzysza - Czy masz jakąś poważniejszą ranę?
- Nie, tylko obolałe mięśnie jak mówiłaś. Daj mi chwilę, zaraz dojdę do siebie - powiedział i uśmiechną się delikatnie - A jak z tobą?
- Ja tam się bardziej o ciebie teraz martwię - zaśmiałam się i usiadłam niedaleko Toshira - Ale tak czy sak nic mi nie jest.
- To... Dobrze - rzekł spokojnie samiec, próbując się podnieś. Chciałam mu pomóc, ale powiedział, że da sobie radę. Po chwili siedział na przeciwko mnie. Machnął głową i zamrugał jeszcze parę razy, a później już spokojnie siedział. Dopiero teraz zauważyłam, że jego źrenice są bardziej powiększone niż zwykle, lecz to nie był efekt strachu. Raczej ten "transformacji".
- Masz powiększone źrenice jeszcze - szepnęłam przyglądając mu się wciąż. Trudno było się przyzwyczaić do takiej formy Toshira.
- To pewnie przez tą przemianę, bo twoje też są większe - odrzekł i uśmiechną się do mnie.
- Czekaj, sprawdzę - zaśmiałam się i odchyliłam głowę do tyłu, jednak po paru sekundach upadłam na ziemie plecami i wraz z basiorem parsknęliśmy śmiechem.
- Coś nie wyszło - uśmiechnęłam się i usiadłam ponownie przed Tośkiem.
- Trochę - prychną samiec. Nagle jednak spoważniał widząc kajdany, którymi byliśmy skuci.
- Coś nie tak? - zapytałam niepewnie.
- To kajdany z Glimerytu - odrzekł basior, a ja popatrzyłam na niego niezrozumiale - Kiedyś o nich czytałem. Są one w stanie zatrzymać magię istoty, którą więżą. W sensie nie jesteśmy w stanie użyć jakichkolwiek mocy. Znaczy, głównie to zasługa Glimerytu, czyli metalu z jakiego są zrobione.
- Czyli... Teraz jakby nie mamy magii?
Nagle do mych uszu dobiegł wilczy pisk i dość doniosły męski głos. Odwróciliśmy głowy w tamtą stronę. Odgłosy dobiegały z korytarza prowadzącego do jaskini w której byliśmy. Wymieniłam z basiorem porozumiewawcze spojrzenie.
- Trytony - szepnęliśmy razem.
- Cyninde deta (Poczekajcie tu) - w korytarzu ponownie rozległ się męski głos. Co to był za język...?
Do jaskini weszła czwórka trytonów. Dwóch z nich trzymało w rekach metalowe obroże z łańcuchami. Te też chyba były z tego całego Glimerytu.
- Zuhir di tantine (Zróbmy to szybko) - odrzekł jeden z nich lodowatym głosem, kiedy znaleźli się obok ja. Ja i Toshiro dokładnie się im przyglądaliśmy przy czym pokazaliśmy kły. Dobrze, że zęby wilcze zostały.
Tak czy owak, na nic się nie zdały. Jeden tryton złapał mnie za kark i mocno trzymał, a drugi Tośka. Nie mogliśmy nic zrobić, aż tak wilki nie mogą skręcać szyi. Jedynie wiliśmy się z wyszczerzonymi kłami z nadzieją, że to coś da. Po chwili podszedł do mnie jeden z nich, który trzymał w dłoniach obrożę po czym założył mi ją na szyję. Cóż, do najlżejszych przedmiotów bym jej nie zaliczyła. Osobnik trzymający mnie za kark puścił go w końcu, a złapał za łańcuch doczepiony do obroży. Podobnie został potraktowany Toshiro. Po chwili dwa trytony płynęły przed nami, a dwójka pozostałych nas trzymała.
- Cokolwiek się stanie, damy sobie radę. Co nie? - szepnęłam do Tośka z uśmiechem.
- No jasne, że tak. Wątpisz w nas? A może we mnie?- odszepną basior i udawanie się oburzył.
- W przyjaciół? Nigdy - uśmiechnęłam się pogodnie, a Tosh odwzajemnił gest. Nagle oboje zostaliśmy szarpnięci za obroże przez trytonów. Na chwilę zapomniałam o tym całym zamieszaniu. O tym, jak ja i mój towarzysz wyglądaliśmy, o trytonach, nawet przestałam na jakiś czas myśleć o tym, czego chcą. Jednak wszystko wróciło do mnie tak szybko, jak na moment zniknęło.
- Parszywe stworzenia... Nie wiem co Kalisen takiego w nich widzi - odrzekł tryton trzymający mnie. Kątem oka spojrzałam na dwójkę istot magicznych.
- Fakt, ale musisz przyznać, że cudownie jest patrzeć jak ten sam gatunek wybija siebie nawzajem. Trochę widowiska. Tak czy siak, to już ostatni raz. Chyba - odparł drugi. "Ten sam gatunek wybija siebie nawzajem "? Słowa trytona dudniły mi w głowie.
Już od jakiegoś czasu płynęliśmy jednym korytarzem. Nie mogłam poddać się zbytnio emocjom - tak jak zawsze w takich sytuacjach. Już przyzwyczaiłam się do płetw, więc jedno zmartwienie z głowy. Teraz pozostawała sprawa trytonów. No i rzecz jasna jak zawsze ochrona naszej dwójki. Westchnęłam cicho.
- Hej, Rikuś... - jękną Tosh zwracając moją uwagę, poprzez dotknięcie mnie w bok łapą. Spojrzałam na niego szybko po czym odwróciłam wzrok miejscu znajdującemu się przed nami. Była to kolejna jaskinia, ale... Na jej środku w podłodze była wydrążona duża arena.W sumie nie była jakaś nadzwyczajna, ale po dialogu dwójki trytonów, dużo bardziej mnie przerażała. Jak trytony mogły się do czegoś takiego posunąć? Może nie doceniałam za bardzo tego gatunku pod względem rozumowania. Rozejrzałam się dokładniej po miejscu. Wokół chyba zgromadził się cały jeden ród. Wszystkie trytony miały ogony w błękitnej barwie, a gdzie nie gdzie przebłyski jasnego zielonego. Uwagę moją jednak przykuła para wilków, która właśnie wyszła z przeciwległego korytarzu. Było to wadera o szarej sierści oraz basior, którego futro za to było w ognistych barwach. Również mieli zmienione ciała, a na szyjach widniały glimerytowe obroże. Trytony też nad nimi panowały, ale oni mieli coś dziwnego w dłoniach, czego nie mogłam dostrzec. Nagle z tłumu nieprzyjacielskich istot wyłonił się jeden, trochę bardziej umięśniony od reszty tryton. Przywódca rodu, hę? Może to jest ten cały... Kali... Kalisun? Nie pamiętam.
Przywódca wskazał ręką wilki stojące naprzeciwko nas. Niespodziewanie, dwójka trytonów trzymająca ich wręcz można powiedzieć wepchnęła im do pysków to, co mieli w rękach. Wilki wiły się bez opamiętania, lecz po chwili dziwnie się uspokoiły i... Wyglądały jak gotowe do ataku. Na nas. Przeraźliwie kłapały zębami w naszą stronę.
- Tosiek, co tu się do jasnej Tory dzieje...- szepnęłam do towarzysza. Jakaś dziwna... Roślina? Może, nie ważne - włączył tryb agresorów w naszych pobratymcach. Nadal pozostawała sprawa naszej dziwnej przemiany, cel w tym wszystkim trytonów... Dużo informacji, więcej jeszcze pytań, a odpowiedzi tyle o ile... Wszystkiego musieliśmy się domyślać.
- Sam chciałbym wiedzieć... Obawiam się tylko jednego, najbardziej pasującego do tego scenariusza - odrzekł, spoglądając na nabuzowane wilki, przenosząc kolejno wzrok na arenę w jaskini. Przełknęłam głośno ślinę. O co tu chodziło? Nadal po głowie krążyła mi myśl jak to możliwe, że oddychamy pod wodą i mamy zmienione ciała... Czy my naprawdę mieliśmy walczyć z tymi wilkami, które przez trytony nie były przy zdrowych zmysłach? Czy mieliśmy... Ich zabić? Nie wiem, Riki nie myśl o tym! Najbardziej i tak zastanawiał mnie motyw trytonów w tym wszystkim. Ich cel... Chciałabym wierzyć, że to wszystko tylko sen. Choler*y sen...


<Toshiro? Nie bij, ja nie wiem co wymyśliłam w tym pokręconym świecie xd Wyszło takie cuś no i... Tak xd Ogólnie końcówka taka trochę nie, ale mam nadzieje, że i tak opowiadanie w pewnym stopniu ci się spodoba. I jeszcze raz przepraszam za tą przerwę. Ale wracam, raczej wracam c: (i nie straciłam do zera honoru, jej!  ^^)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT