środa, 28 grudnia 2016

Od Nevry CD Vincent

Przez jeszcze krótką chwilę szukaliśmy czegokolwiek, acz jedyne zapachy, jakie dochodziły do naszych nozdrzy, były zapachami kwiatów, a jedyne ślady...jedyne ślady należały do nas samych. Westchnąłem, zastanawiając się, czy to ma jakiś sens..ale, nie mogliśmy się poddawać! Domyślałem się, że raczej nikomu nie widzi się opuszczenie tego terenu, tym bardziej, iż jeśli rzucona została klątwa, to następne tereny i tak nic nam nie dały..a może..
-Hej.-Mruknąłem nagle, rozważając opcje, jaka zaświtała w mojej głowie.-A może inne zwierzęta nadal tu są?-Zapytałem, zatrzymując się w miejscu i przyglądając uważnie wszystkiemu wokół.
-Właśnie w tym celu ich szukamy.-Zauważył Vincent. Pokręciłem głową, jakbym był wprowadzony w jakiś trans.
-Nie, nie, nie, nie!-Zaprzeczyłem, po chwili wyjaśniając.-Może one tutaj są, ale z nami jest coś nie tak?
-Co masz na myśli?-Mimo zadanego pytania czułem, iż basior rozumie moją wizję. W ogóle mi się jednak ona nie podobała, a w moim żołądku zaczynało burczeć.
Najgorszy w tym był fakt, iż jedynym źródłem mięsa koło mnie był..Vincent.
-Powiedz, łatwiej byłoby wypędzić cały las, nie budząc przy tym wilków, czy też rzucić przekleństwo na watahę, aby jej członkowie nie widzieli niczego związanego z pokarmem?-Vincent przytaknął, rozumiejąc. Może moja teoria wzięła się od czapy, ale na dłuższą metę miała ona sens.
-Faktycznie byłoby to łatwiejsze.-Potwierdził, po czym dodał.-Musimy porozmawiać z magami, rusz się!-Bez źdźbła oporu przystałem na ową propozycję, świadom, że w ten sposób możemy nie tylko dowiedzieć się prawdy, ale też znaleźć się w towarzystwie innych wilków. Czułbym się o wiele lepiej, wiedząc, iż nie jestem sam z drugim osobnikiem >swojego< gatunku. W trakcie drogi wydarzyło się jednak coś dziwnego..
Moją czaszkę rozsadził nagły, przeszywający ból, jakby coś biegło po niej, i samym swoim ruchem niszczyło wszystko wokół. Starałem się oprzeć chęci padnięcia na ziemię, uległem jednak po krótkiej chwili. Sekundy później na oczy widziałem mnóstwo zwierząt, a wszystkie wpatrywały się we mnie, jak w idiotę. Były tam też takie gatunki, które ciężko było zastać w lesie. Antylopy, zebry, niedźwiedzie polarne, kangury... Gdyby nie liczne książki w bibliotece, jak i moje zainteresowanie genami i różnymi gatunkami, nie miałbym pojęcia, jak w ogóle się nazywają! Nigdy nie marzyłem nawet zobaczyć je na żywo!
Po chwili szary królik wystąpił przed szereg, a za nim postąpiła cała ferajna zwierząt. Szły w moim kierunku. Wszystkie.
Cofnąłem się, nie wiedząc, co zrobić, po czym obnażyłem kły. Ssaki jednak nie przestały się zbliżać. Chciałem wytworzyć skrzydła, aby wylecieć w powietrze, te jednak również się nie pojawiły. Byłem udupiony.
Zacząłem biec, niektóre zwierzęta były jednak o wiele szybsze ode mnie. Zanim jednak któreś mnie dopadło uderzyłem o coś szklanego, co oddzielało mnie od dalszej drogi. Bariera?
Psia kostka, pokryt delikatną warstwą mięska i tłuszczyku, nie!
W tym momencie ból głowy nie był już zmartwieniem. Zwierzyna, na którą tak chciałem polować, uczyniła sobie zwierzynę ze mnie.
-Odejdźcie!-Chciałem zawołać, z mojego gardła nie wydobył się jednak żaden dźwięk. Coś ciężkiego uderzyło w moje plecy, prawdopodobnie kopytami. Fala bólu przebiegła przez moje ciało. Kolejne zwierzęta atakowały i uderzały..zjadały mnie. Królik odgryzł mi ucho, i słyszałem, że powoli się nim delektuje. Chciałem wyć z bólu, z mojego gardła nic się jednak nie wydobywało. Męczarnie stawały się tylko gorsze, i okropniejsze, z każdą chwilą. Chciałem nie czuć już bólu. Chciałem umrzeć, odejść. Bez ceremonialnie wyzionąć ostatnie tchnienie, spojrzeć w niebo, paść z sił.
Jak na moje życzenie ból ustał, a ja znajdowałem się w miejscu, w którym się zaczął. Oboje z Vincentem leżeliśmy na chłodnej ziemi.
-Też to czułeś?-Zapytałem.
<Vin? Przepraszam, że tak długo.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT