-Na litość boską..-Mruknąłem, patrząc wprost na zbulwersowaną
koleżankę.-Nie krzycz tak, moja droga. Przyznam się, że było to mało
roztropne z mojej strony, ale jeśli ktoś miały wiedzieć, co się szykuje,
to tą osobą jest Ashi. Pragnę Ci przypomnieć, że jesteśmy na jej
terenach.-Lia prychnęła, nie odrywając ode mnie wzroku.
-A ja pragnę Ci przypomnieć, że to nie z twoimi wrogami mamy do
czynienia, matole!-Przewróciłem oczami, przemówiłem jednak bardzo
spokojnie, mimo urażonego ega.
-Ci wrogowie zadzierają jednak z moją rodziną.-Tu na moment spojrzałem
na Toshiro, a następnie na Lię. Mimo, że żadnego z nich nie znałem
dobrze, mogłem nazwać ich swoją rodziną, byli częścią mojej watahy.
Konir zaśmiał się pod nosem, widząc to, na co ja spojrzałem na niego z
wyższa.-Nie rżyj, z tego, co zauważyłem, jesteś wilkiem.
-Zabawne, bo ja przez te kilka minut dojrzałem w tobie pantoflarza.
Zastanawia mnie tylko, czy to dlatego, że mówisz do tej tu
pokraki-wskazał łbem na Lię-jakby była nie wiadomo kim, czy też przez
to, że jesteś przeciętnym idiotą.
-Nie obrażaj dam w moim towarzystwie.-Syknąłem jedynie, już z góry czując, że nie wdam się w ciepłe relacje z tym osobnikiem.
-Zbaczacie z tematu.-Zauważył Toshiro. On chyba jako jedyny z naszej
czwórki nie był poddenerwowany, mimo, że mogłem wręcz poczuć napięcie,
jakie pulsowało w powietrzu.
-Okej.-Oznajmiłem, zwracając się do Lii.-Będzie jak chcesz, żadnej
armii. Ale o wszystkim musimy zadeklarować Ash, i w razie w wziąć
chociażby kilku wojowników, na wszelki wypadek.
-Lepiej.-Mruknęła, mijając mnie i oznajmiając.-Chociaż nie zadowalająco.
Co konkretnie powiedziałeś Ashi?-Poszła przed siebie, w stronę watahy,
jak gdyby nigdy nic. Uniosłem głową, ruszając za nią. Konir i Toshiro
uczynili to samo. Teraz nasza czwórka wyposażona w zbroję i idąca jeden
za drugim przypominała trochę partyzantkę, ukrywającą się w cieniu
drzew, planując kolejny atak. Tyle, że sytuacja była odwrotna, to nie my
planowaliśmy atak, nas mieli atakować.
-Moja moc ogranicza się do wysyłania pojedynczych słów.-Oznajmiłem,
brodząc łapami pomiędzy szorstkimi liśćmi, które wydawały się już dość
wyschnięte. Powietrze było zimne, i łatwo było wyczuć, że nadchodzi
zima. Jeszcze tylko chwila, a nasze łapy brodzić będą w zimnie. Karo na
pewno się ucieszy. Tymczasem ciężar łuku na plecach przypominał mi, że
nadal mamy jesień, i zadanie do wykonania. Co jak co, ale w tej kwestii
nie zamierzałem zawieść.-Wysłałem jej więc słowa “Winegra”.
-I co niby ma zrobić z tym słowem?!-Mruknęła oburzona Lia.-Będzie w
ogóle wiedziała, co to jest? A co, jeśli ogłosi alarm?-Toshiro
uśmiechnął się poczciwie.
-Ashi nie rozpęta paniki. Dobrze ją już znam.-Lia mruknęła coś pod nosem.
-No dobra, ale po co wysłałeś jej to słowo?
-To dość proste.-Powiedziałem.-Jeśli winegry zaatakują, skojarzy, że to o
nie chodziło. Zresztą, dzięki temu wzmocni czujność.-Lia przystanęła na
moment, i widziałem, że ciśnie ją język, aby coś odpowiedzieć, nagle
jednak stanęła w miejscu, jak wryta. Obserwowałem zupełnie zbity z
tropu, jak każdy mięsień na jej ciele zamiera, a po chwili zrozumiałem,
że i ja stoję w miejscu. Chciałem obejrzeć się za siebie, na towarzyszy,
nie mogłem się jednak poruszyć. Jakby coś nie pozwalało mi iść dalej.
<Lia? Co się dzieję?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz