Jak co rano wybrałem się na teren łowców, aby pogadać o dzisiejszym
polowaniu i tym, kto właściwie będzie brał w nim udział. Chłód tego
poranka był wręcz uderzający, a ostatki liści ledwo utrzymywały się na
drzewach. Nie przeszkadzało to jednak grupce szczeniąt w wesołym, ale
nad wyraz głośnym bieganiem w kółko, goniąc siebie nawzajem i
pokrzykując coś. Co po niektóre z nich kojarzyłem, gdyż nauczyciele
łowiectwa raz po raz zapraszali łowców na warsztaty z młodymi. Była to
dla mnie okazja, aby trochę przyjrzeć się potomstwu moich kolegów i
koleżanek. Dostrzegłem dla przykładu, że Amnezja posturą przypominała
swojego ojca, Milo, acz umaszczeniem podobna była do matki, Izis. U jej
brata, Simona, sytuacja miała się zupełnie na odwrót: posturą
przypominał matkę, kolor jego futra jednak odpowiadał kolorowi futra
ojca. Przywitałem się miło z gromadką, aby następnie ruszyć dalej. Kiedy
jednak dotarłem na miejsce, w powietrzu wisiało dziwne napięcie. Wilki
spoglądały na siebie jeden przez drugiego, niechętnie. Podbiegłem do
Tiamo, pragnąc się czegoś dowiedzieć.
-Hej.-Mruknąłem na powitanie.-Co się dzieje?-Basior spojrzał na mnie
wielkimi oczami, jakbym urwał się z innej planety. Właściwie, po części
tak było, no nie?
-Nie wiesz? Nie możemy zlokalizować ŻADNEJ zwierzyny od wczorajszego
wieczoru. Zuko wysłał kilku naszych związkowców w promieniu najbliższego
kilometra, ale poza nami, nie ma tu żywej duszy.-Zakląłem cicho,
słysząc to.
-To przecież niemożliwe!-Warknąłem, patrząc wokół. Nie, żebym był
samolubny, ale ja muszę coś zjeść, nim mi odbije i zacznę patrzeć na
moich pobratymców jak na chodzące steki. W głowie zabrzmiał mi
paranoiczny dźwięk drugiego serca.
A kysz, nędzny mięsny klocku.-Pomyślałem wrogo, uciszając jego bicie w mojej piersi. Nie pozwolę mu przejąć kontroli.
-Uwierz mi, nie Ty jeden tak uważasz. W każdym razie wygląda, że mamy
wolne. Nie wiem, jak Ciebie, ale mnie to specjalnie nie ekscytuje.-Z
tymi słowami odszedł w swoim kierunku. Prychnąłem z irytacją. Nie może
nie być żadnej zwierzyny! To przecież niemożliwe, do diaska! Ruszyłem w
głąb stardust forest, nasłuchując uważnie, słyszałem jednak jedynie
wilcze kroki. Dlaczego dopiero teraz zwraca to moją uwagę? Przecież rano
również nie widziałem chociażby ptaka! Wbrew własnej woli poczułem, jak
ślina napływa mi do ust, kiedy usłyszałem ruch za sobą. Połknąłem ją
jednak i odwróciłem w stronę postaci, która za mną szła. Słuch nie
zawiódł mnie, był to wilk.
Choliwka, byłem sam z innym wilkiem i bez śniadania. To nie może się dobrze skończyć.
-Hej, kojarzę Cię.-Zagadała postać z uśmiechem.-Jesteś ten od kanibali?
-To niestety ja.-Przytaknąłem, niepewnie obserwując puls na szyi
rozmówcy. Kiedy się jednak na tym przyłapałem przeniosłem wzrok wprost
na jego oczy. O dziwo słysząc moje potwierdzenie przedstawiciel mojego
gatunku nie uciekł. Z drugiej strony, po cóż uciekać przed członkiem
własnej watahy?
<Tak, znowu nawijam o jedzeniu. Ale mam nadzieję, że pan/pani ktosiek zechce się przyłączyć do poszukiwań? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz