wtorek, 27 grudnia 2016

Od Riki do Nanami

Muszę przyznać, że lubiłam chodzić wieczorami po lesie. Nie robiłam tego często, ale jeśli już to zawsze byłam bardzo zachwycona. Dzisiaj nie byłam pewna co do tego z powodu na Nami, ale nie potrafiłam jej odmówić. Lelou nie potrafi jej czasami odstąpić na krok i zwracał waderze uwagę nawet na najmniejszy korzeń delikatnie wystający z ziemi. Jak najbardziej rozumiałam jego troskę o siostrę - w pewnym stopniu byłam temu przeciwna, a zarazem wspierałam to co robił Lelou - oczywiście w własnych myślach. Jednak Lelouch powinien zrozumieć, że Nami też miała swoje życie. Wadera była kowalem swego losu, basior nie mógł jej z tego wyręczyć. Jednak przyznać muszę, że czasami to rodzeństwo było wyjęte jak z kreskówki. Braciszek opiekuńczy, siostrzyczka uparta, kłócą się, godzą... Oczywiście bywało sytuacje, kiedy Lelou idealnie wpasowywał się w moment, by pomóc Nami.
Wiedząc, że samica nie ma zawsze tyle swobody i czasu dla siebie ile by chciała, postanowiłam się zgodzić, a za punkt honoru na ten wieczór obrałam sobie ochronę Nanami i danie jej jak największej dawki frajdy. Szłyśmy spokojnie, nie spiesząc się. Trwałyśmy w ciszy, przyglądając się lasowi, który wyciszył się kompletnie - żadnych szmerów, hałasów, szelestów... Tylko cisza. Jednak moja muzykalna strona postanowiła się odezwać. Zaczęłam cichutko nucić jakąś spokojną piosenkę, w głowie przypominając sobie wers po wersie tekstu. Zerknęłam na Nami. Wadera rozglądała się wokół, jakby czegoś szukając lub się obawiając, jednak uśmiech nadal pozostawał na jej pyszczku.
- Wracamy już? Czy masz siłę jeszcze? - zapytałam, przyglądając się wciąż samicy. Na jej pyszczek wstąpił lekki grymas.
- Ja bym nie miała siły? - odrzekła z dumą Nami i wyprzedziła mnie, uśmiechając się po chwili. Zaśmiałam się w duchu. Skoro tak, postanowiłam zabrać ją do Amfiteatru. O tej porze oczywiście nic nie było grane i to było najlepsze. Czasami chodziłam tam, podczas moich nielicznych nocnych spacerów. Muszę przyznać, że za każdym razem ów miejsce wyglądało wspaniale. Jak na zawołanie, zapalały się pochodnie, które oświetlały pustą widownie i scenę. Pojawiała się w tedy taki klimat, który trudno opisać. Chciałam zobaczyć, czy Nami też tak się zachwyci jak ja.
Już chciałam przedstawić waderze mój pomysł, lecz kiedy otworzyłam pyszczek, za naszych pleców odezwał się czyiś głos brzmiący bardzo drwiąco.
- A ja za to obawiam się, że dalej już nie pójdziecie!
Niczym żołnierze na komendę generała, ja i Nami odwróciłyśmy się za siebie, a moje źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia. Elegancko i zgrabnie na ziemi wylądował masywny basior o niezwykle złotych ślepiach. Jego ciało pokrywała czarna jak węgiel sierść, a z grzbietu wyrastały dwa skrzydła nietoperza, które najbardziej mnie zdziwiły. Jegomość był wyższy od nas, co jeszcze bardziej mnie przytłoczyło. Z drwiącym uśmieszkiem spojrzał na naszą dwójkę. W sumie każdy wilk mógł tak wyglądać, ale od niego biła jakaś dziwną aura. W dodatku jego "przywitanie" też do najlepszych nie należało. Przez chwilę stałam jak wryta, ale szybko odzyskałam jasność umysły. Rzuciłam szybkie spojrzenie na Nami, która przyglądała się z wielkim zdziwieniem w oczach basiorowi. Skoczyłam ku waderze, zasłaniając ją własnym ciałem. Napięłam mięśnie, zjeżyłam sierść i ukazałam kły - jak to wilki mają w zwyczaju w takich przypadkach. Zawarczałam na osobnika.
- Mam nadzieje, że jesteś świadom swojego położenia. To tereny Watahy Porannych Gwiazdy, a jako delta nakazuje ci opuszczenie naszych ziem - warknęłam. Kątem oka popatrzyłam na Nanami. Wadera chyba nie była pewna co zrobić, ale napięła mięśnie i zjeżyła sierść. Dobrze, jest gotowa do ewentualnego ataku - tyle na razie wystarczyło. Powróciłam wzorkiem ku nieproszonemu gościowi, trzymając z nim kontakt wzrokowy. Basior zaśmiał się.
- Owszem, wiem - dlatego tu jestem. Pozwolicie, że porwę was na jakiś czas. Obiecuję, że szybko wrócicie tutaj - uśmiechną się delikatnie do nas z błyskiem w oku.
- Spróbuj tylko tknąć Nami - odrzekłam, chowając nas pod barierą dźwiękową.
- Co teraz? - zapytała mnie wadera, nachylając się nad moim uchem.
- Na razie musimy uważać na jego ruchy - zaczęłam mówić, odwracając pyszczek do samicy - pochopnie nie możemy działać, nie wiemy ja... - w tym momencie Nami głośno krzyknęła.
- Riki! - odwróciłam głowę ponownie w stronę nieprzyjaciela. Zobaczyłam jedynie czarną kulę energii w łapie jegomościa, którą po chwili rzucił w naszą stronę. Jasny błysk i... Ciemność. No to uważałaś na jego ruchu, Riki...

***

- Riki? Riki, proszę otwórz oczy! Riki wstawaj, wstawaj, wstawaj! - usłyszałam niepewny głos Nami. Otworzył ostrożnie jedno oko, widząc jak przez mgłę drobną sylwetkę wadery. Chcąc szybko wstać, podniosłam gwałtownie głowę, co spotkało się z bólem. Syknęłam po czym upuściłam z powrotem łeb na ziemie.
- Boli cię coś jeszcze? - zapytała zatroskana Nami. Wadera siedziała obok mnie, przyglądając się mojej osobie. Spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem.
- Dzięki za troskę, ale wszystko dobrze. Daj mi chwilę, pewnie po uderzeniu tej dziwnej kuli walnęłam głową w pień drzewa - prychnęłam ze śmiechem. Dopiero teraz jednak uświadomiłam sobie, co się stało. Po raz kolejny podniosłam pysk, lekceważąc wszelki ból. Rozejrzałam się po okolic. Wraz z Nanami byłyśmy zamknięte w klatce znajdującej się w ogromnej jaskini. Skarciłam siebie w duchu. Miał dbać o Nami - a co z tego wyszło? Porwał nas nieznany wilk, który Lykos wie co zrobi. Dobra, trzeba się wziąć w garść. Nadal muszę starać się ochronić Nanami bez względu na wszystko. Wyprostowałam przednie łapy przed sobą i spróbował wstać. Pierwsza próba - leżę, druga próba - leżę. Do trzech razy sztuka, nie?
- Pomóc może? - uśmiechnęła się Nami.
- Nie trzeba, za dużo chyba herbatki wypiłam - zaśmiałam się. I... Sukces! Wstałam na równe łapy i otrzepałam się z wszelkiego kurzu - A ty? Jak się czujesz?
- Wszystko dobrze, żadnych poważnych obrażeń - odpowiedziała wadera z drobnym uśmiechem. Odpowiedziałam tym samym gestem.
- No, no. Jak miło, że panie wstały! - wraz z samicą odwróciłyśmy głowy w kierunku z którego dobiegał głos. Ponownie ujrzałyśmy tego samego basiora. Tym razem jednak jego uśmiech był... Pogodny. Może to tylko takie zagranie? Postawiłam uszy w geście zdziwienia i zainteresowania, podobnie zrobiła Nami.
- Czego od nas chcesz? - zapytałam chłodnym tonem, nie okazując żadnych większych emocji.
- Cóż... Dowiecie się jak przyjdzie szef - odpowiedział z nutką drwiny w głosie, jednak po chwili na jego pysku pojawił się smutek i niepewność. Zauważyłam to przed jego odwróceniem się do nas tyłem. Położył się i zaczął grzebać pazurem w ziemi. Powróciłam spojrzeniem na samicę. Nadal w jej oczach tliła się niepewność.
- Hej, czyżby ktoś nie miał sił? - zaśmiałam się, a Nanami wraz ze mną - Załatwimy to szybko i wracamy na herbatkę do mnie, hm?
Usłyszałam prychnięcie od strony basiora. Spiorunowałam go wzrokiem po czym wróciłam z uśmiechem do mojej towarzyszki.
- Musimy jeszcze dokończyć zabawę w kalabmury i g-głupawkę - po chwili jednak z niewiadomych naszej dwójce przyczyn ległyśmy na ziemie śmiejąc się w najlepsze. Kątem oka zobaczyłam tylko jak czarny basior nam się przygląda ze zdziwieniem. Machną swymi skrzydłami nietoperza i powrócił do swojego zajęcia.
- Aragorn! - po jaskini rozeszło się echo, a ja z samicą powróciłyśmy myślami do naszej kiepskiej sytuacji. Spojrzałyśmy po sobie po czym podniosłyśmy się na równe łapy. Samiec leżąc kawałek dalej podniósł się gwałtownie i podbiegł do wejścia do jaskini w którym stał inny basior podobny do niego. Wyglądał tylko na starszego i był trochę większy. Różnili się równią sierścią, która w przeciwieństwie - jeśli dobrze usłyszałam - do Aragorna była szara.
- Tak, ojcze? - przełkną głośno ślinę czarny basior. Szary zaś osobnik rozejrzał się po jaskini, a dostrzegając nas w klatce oczy mu się zaświeciły. Podleciał do nas i staną centralnie przed klatą, a zaraz obok niego pojawił się jego syn, jeśli dobrze zrozumiałam ich króciutki dialog.
- Dość chude, ale mam nadzieje, że mają większą moc magiczną od poprzednich wilków - rzekł chrypiącym głosem, obchodząc dookoła naszą klatkę.
- I-ich wataha jest bardzo silna, dlatego myślę, że wilki należące do niej mają silne zaklęcia - odpowiedział ze zwieszoną głową Aragorn. Przy ojcu już nie był taki dumny. Ale... O co mogło im chodzić? Wymieniłam z samicą spojrzenia po czym spojrzałam złowrogo na szarego basior. On również wbił we mnie wzrok.
A, no tak! - prychną szary samiec - Gdzie moje maniery. Heksen, miło mi. A to mój syn - Aragorn. Pewnie zastanawiacie się co tu robicie?
- Miło by było prosić o wyjaśnienie tego - odrzekłam siadając bliżej Nanami.
- Już śpieszę z wytłumaczeniem! Otóż, jedyne czego od was chcemy to waszej mocy - zaśmiał się krótko Heksen.
- Mocy? - odezwała się cicho Nami.
- Owszem! Mocy magicznej, rzecz jasna. Nie bójcie się, wysysanie energii magicznej nie boli - odrzekł z uśmiechem. Spojrzałam na Aragorna. Miał nadal spuszczony łeb i wyglądał na przytłoczonego.
- Jak to... Wysysanie energii magicznej? - zapytałam oburzona faktem śmiałości w mówieniu o czymś takim basiora.
- Cóż... To chyba oczywiste, nieprawdaż? Potrzebuję większej ilości magii, do bycia silniejszym. Władza - to czym teraz kieruje się większość tego świata - w tym ja. Ale możemy już skończyć to tłumaczenie? Muszę to robić przy każdych schwytanych wilkach. Porozmawiajmy o konkretach czyli... Która pierwsza? - odpowiedział Heksen uśmiechając się szeroko. Spojrzała na Nami. Co tu się działo?! Westchnęłam cicho. Basior bez żadnych ceregieli mówił o tym czego chce i że chce to szybko. A jego syn, Aragorn, wyglądał jakby chciał się postawić, a nie mógł, bo coś go trzymało... Sytuacja była poważna. Dla mnie i dla Nanami jak najbardziej - dla Heksena już mniej. Nachyliłam się nad uchem wadery.
- Obiecałam, że nic ci się nie stanie i słowa dotrzymam - szepnęłam, po czym odsunęłam się i uśmiechnęłam do wadery. Ta miała zdziwiony wyraz pyszczka. Odwróciłam wzrok na szarego osobnika.
- Pójdźmy na pewien układ - skoro mamy rozmawiać ta bezpośrednio, to rozmawiajmy. Posiadam dwa żywioły, moja towarzyszka jeden. Moja moc będzie bardziej użyteczna dla ciebie. Zabierzesz mi energię magiczną, a ją puścisz wolno. Tylko nie próbuj żadnych sztuczek - odrzekłam ze stoickim spokojem, uśmiechając się lekko.
- Riki! - Nami spojrzała na mnie z wyrzutem, a zarazem smutkiem.
- Spokojnie, mi nic nie będzie - zaufaj mi - szepnęłam do wadery. Ponownie popatrzyłam na Heksena, który widocznie myślał nad odpowiedzią. Ja w tym czasie myślałam nad jakimś sensownym planem uratowania siebie i Nami. Musiałam ją wkręcić, że naprawdę chce oddać swoją moc - inaczej wiedziałam, że by nie zareagowała na tyle wiarygodnie i z takim smutkiem. Oczywiście w ostateczności, gdyby mi się nie udało zrealizować zamierzonego planu, bym się poświęciła. W końcu rodzina jest od poświęceń, a wataha to jedna wielka rodzina, no nie? Miałam tylko nadzieje, że ten się zgodzi i że moje podejrzenia względem zachowania Aragorna były prawdziwe.


<Nanami? Taaa... Trochę musiałaś na mnie czekać - bardzo cię przepraszam ;w; Chyba część mózgu odpowiedzialna za pisanie mi zarosła... Starałam się by opowiadanie wyszło jakieś sensowne, ale i tak jakaś zlepka marnych słów z tego jest... Mam nadzieje, że choć odrobinę się tobie podoba i - daję ci pole do popisu w kontynuacji c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT