czwartek, 15 grudnia 2016

Od Nevry CD Vincent

Mimo, że bałem się, iż mógłbym niechcący skrzywdzić rozmówcę, w większe przerażenie wprawiła mnie opcja braku pożywienia, który już teraz mógł zacząć doskwierać młodym. Nie zamierzałem również migrować, bynajmniej! Dlatego też, mimo obaw, nie miałem sposobności odmówić basiorowi.
-Postaram się dać z siebie wszystko.-Uśmiechnąłem się lekko do rozmówcy.
-Wszystko? Hm, dość hojnie.-Zaśmiał się, chociaż w dość spokojny i łagodny sposób.-W każdym razie cieszy mnie twoja postawa.-Chciałem powiedzieć, że mnie cieszy, iż nie wyciągnął żadnych pochopnych wniosków, na mój temat, mimo mojego-dość dziwnego-zachowania, ugryzłem się jednak w język.
-Więc, gdzie jest to miejsce?-Dopytałem, ze szczerym zamiarem wypełnienia zapisanych kilka linijek wyżej słów. Chociaż raz mogłem się w jakiś sposób do czegoś przydać, i bardzo mnie to cieszyło-po mimo stresu, jaki odczuwałem.
-To trochę na wschód stąd, może z pięć, dziesięć minut drogi.-Powiedział, obracając się w wypowiedzianym kierunku i idąc w tamtą stronę. Ruszyłem za nim. -Wczoraj przechwyciłem w tych okolicach królika. Nic wielkiego, ale od czegoś trzeba zacząć, a to jak na razie największy trop, jaki mamy.-Miał rację. W martwej ciszy, którą można by porównać do Lasu Śmierci, chociażby dźwięk trzepotu skrzydeł motyla byłby pocieszny. Różnica polegała na tym, że w wspomnianym lokum taka cisza, to był chleb powszedni, a jeśli usłyszałeś jakiś dźwięk, mogłeś być pewny jednego-szykują się kłopoty. Tam każdy najmniejszy trzask wprawiał Cię w paranoiczne podejrzenia, że zaraz ktoś (lub coś) poderżnie Ci głowę i ustawi ją sobie jako trofeum nad kominkiem, by następnie czytać przy nim bajki swoim dzieciom. No, może też ją zjeść, chociaż skóra na głowie nie jest zbyt dobra. Oczy wypływają, czasem trochę się klejąc, a samo mięso jest dość suche. Nos przeważnie lodowaty, a gryząc go masz wrażenie, jakbyś gryzł gąbkę, z tą różnicą, że gąbka nie zniszczyłaby się tak szybko, i nie smakuje tak, jakby ktoś przelał swój katar do kubka i zmieszał z tanią, zimną szynką, którą ma już od kilku dni.
-Tak. Zresztą, jak był zając, to nieopodal może być i nora, choć wątpię, aby tam się coś ostało.-Odparłem. Z tego, co wiedziałem Vincent podobnie jak Milo czy Izis zajmował się młodymi, choć sam nie miał żadnego potomstwa. No, i jestem pewien, że robił coś jeszcze, chociaż nie wygląda mi na medyka, bądź zielarza.
-To wszystko jest takie bez sensu.-Stwierdził basior. Nasze łąpy przemieściły się po podłożu jeszcze około siedemdziesięciu razy, nim oznajmił-Jesteśmy na miejscu. To znaczy, tak mi się wydaję. Tyle, że o ile królika nie porwał żaden sęp, to coś z niego powinno tu jeszcze zostać..
-Sęp byłby w tym momencie dość miłym widokiem.-Odparłem posępnie, przyglądając się podłoży i równocześnie wciągając w nos powietrze. Żadnej woni, żadnego zwierzęcia. W pobliżu nas nie słyszałem też najcichszego ruchu. Czy naprawdę jesteśmy sami w lesie?
<Vincent? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT