Biegłem dłuższy czas, mimo braku świadomości gdzie, i czego właściwie
miałbym szukać. Moje łapy odbijały się od podłoża z diabelską
prędkością. Sam już nie wiedziałem, jak długo poruszam się w takowy
sposób, ani w którą stronę znajduje się do. Równie dobrze w tym swoim
piekielnym biegu mogłem skręcić z dziesięć razy, bo czemu by nie? Kiedy
jestem zdenerwowany nie panuje nad swoimi kończynami. Minęła dłuższa
chwila, a może kilka sekund, nim usłyszałem szum wody. Stanąłem
gwałtownie, uświadamiając sobie, jak okropnie pragnąłem teraz się napić.
Rozejrzałem się wokół, orientując przy tym, że słońce za jakieś pół
godziny zajdzie, a ja nie mam pojęcia gdzie jestem. No, i nikt nie wie,
gdzie jestem, w końcu zostawiłem córki bez słowa i wybrnąłem przed
siebie. Ech, mógłbym po prostu cofnąć się w czasie, i zatrzymać Rene
zanim wybiegła. Problem w tym, że nie mam niczego łączącego mnie z tą
chwilą, a moja moc nie obejmuje moich “widzi mi się…”.
Prawda, Vic.-Przypomniałem sobie.-Chcesz poznać prawdę.
Westchnąłem, i ruszyłem w stronę strumienia. Poza poznaniem prawdy,
stary nudny pan medyk chciałby się jeszcze napoić! Dźwięk prawidłowo
poprowadził mnie do przezroczystej cieczy, w aktualnej chwili iskrzącej
się na kolor pomarańczowy. Było to ujście wodospadu. Zanurzyłem w nim
pysk, i pociągnąłem ledwo łyk, gdy dostrzegłem sylwetkę, znajdującą się w
wodzie i płynąca prędko z jej nurtem. Przez chwilę jednak jedynie
wpatrywałem się w nią, zdumiony swoim nieszczęściem w szczęściu.
Właściwie, był to kamyk nieszczęścia zamknięty w pudełku na kolczyki
szczęścia, które zaś tkwiło w związanym supłem harcerskim worku
nieszczęścia. Tak, wiem, dziwne, ale już wyjaśniam! Powiem to nawet
całkiem zwięźle.
Postać, która płynęła wraz z nurtem rzeki wprost w paszczę wodospadu
była bowiem moją partnerką, chociaż nie byłem pewny, jak długo mogę ją
jeszcze tak nazywać. To była Reniś, we własnej osobie, chociaż nie taka,
z jaką żyłem przez ostatnie lata.
Wykorzystałem resztki swojej mocy, aby spowolnić czasoprzestrzeń. Teraz
woda nie była taka rwąca, a Rene nie pędziła ku rychłej śmierci.
Wskoczyłem w wodę, starając się nie dać oporowi, który stawiała.
Najszybciej, jak umiałem ruszyłem w jej kierunku, walcząc z prądem,
każącym mi iść w drugą stronę. No dalej, stary pryku, spowolnij czas
jeszcze trochę! Tylko trochę..
Nagle woda przestała mi się stawiać w jakiś bardzo odczuwalny sposób, a
ja poruszałem się całkiem swobodnie. Twarda sztuka, z tej rzeki. Pędem
ruszyłem do Renesmee, przechwytując ją w pysk i wyskakując z wody, a
kiedy tylko to zrobiłem, czas na powrót zaczął biec swoim normalnym
tempem, a nasza dwójka upadła niezdarnie na ziemię. Prychnąłem,
podnosząc się ociężale, i patrząc na partnerkę. Ta powoli zamknęła
powieki. Westchnąłem cicho, z dość widocznym smutkiem. Potrzebowała
odpoczynku. Kiedy wstanie czeka nas ciężka rozmowa. Usiadłem, smętnie
wpatrując się w Res.
Następne kilka godzin zaważy nad naszym dotychczasowym życiem.
Zaważy nad naszą rodziną.
Zaważy nad nami.
<Rene? Udało mi się zmotywować do uskrobania czegoś! ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz