Widząc samotnie kroczącego, nie do końca mi znanego basiora nie mogłem oprzeć się pokusie, by podejść i zagadać.
-Niezła historia, co? - zagaiłem, rozglądając się po lesie. - Kto by
pomyślał, że na tak rozległym obszarze jak teren naszej watahy może
zabraknąć jakiejkolwiek zwierzyny?
Basior skinął powoli głową. Wyglądał na nieco zdezorientowanego. Jego
zielone oczy uważnie mnie lustrowały, by za chwilę umknąć gdzieś w bok,
jakby szukał drogi ucieczki.
-Możesz mnie nie kojarzyć. - kontynuowałem cierpliwie się uśmiechając. -
Nazywam się Vincent i spełniam tutaj funkcję Delty. Ty, o ile dobrze
podsłuchuje, jesteś Nevra?
Wcześniej widywałem go okazjonalnie, z pewnej odległości. Teraz mogłem
przyjrzeć się mu dokładnie, robiąc to dyskretnie. Wilk był nieco wyższy
ode mnie i masywniejszy; pod szarą jak popiół, przerzedzoną sierścią
wyraźnie rysowały się mięśnie. Miałem więc przed sobą solidny, młody
kawał basiora, który w trakcie starcia może być dla mnie wyzwaniem.
Fakt, iż wilk ten miał za sobą... dość horrendalne doświadczenia raczej
nie przemawia za tym, by spędzać z nim czas sam na sam. Jednak... miałem
dziwne przeczucie, że mój nowy towarzysz nie wyrządzi mi żadnej
krzywdy. Teraz, gdy staliśmy na przeciw siebie nie potrafiłem dojrzeć w
nim oprawcy. A może to ja jestem ślepy i naiwny?
-Tak, to ja. - odparł krótko.
-Jeśli chodzi o ten cały... wiesz, kanibalizm. - starałem się brzmieć
łagodnie, dobierać słowa w taki sposób, by nie odebrał tego jako ataku. -
Nie pochwalam tego. Ale nie zamierzam osądzać cię za to co było kiedyś.
Wszyscy popełniliśmy coś, czego żałujemy i czego już nigdy więcej się
nie dopuścimy. I wierzę, że z tobą jest tak samo, kolego. Tak więc -
pozwoliłem sobie na entuzjazm. - nie ma co się bać, prawda?
Skinął głową na potwierdzenie. Z uśmiechem dostrzegłem jak jego oczy
przestały badać teren pod względem potencjalnej trasy mającej na celu
niespodziewane zniknięcie. Zamiast tego skupił się na mnie, a w jego
oczach dostrzegłem fascynację wymierzoną w punkt na mojej szyi. Odwrócił
wzrok.
-Jako łowca pewnie jesteś niepocieszony myślą, że każdy możliwy do upolowanie kąsek tak sobie po prostu wyparował, hm?
-To... dziwne. - odezwał się. - Nie wierzę, że wszelka łowna zwierzyna zniknęła od tak. - był wyraźnie niepocieszony.
-Dokładnie. W dodatku nie miałem okazji nic jeść od wczorajszego
wieczoru i jestem dość zdeterminowany by znaleźć cokolwiek. - na
wzmiankę o jedzeniu żołądek skręcił się boleśnie. Mój pysk wykrzywił
grymas. - Niepokoi mnie ta sytuacja. Zwierząt zawsze było tutaj pod
dostatkiem. Jeśli przez dłuższy czas nic się nie zmieni to albo będziemy
zmuszeni wyruszać bogowie wiedzą gdzie w poszukiwaniu pożywienia, albo
przejdziemy na wegetarianizm lub opuścimy te tereny. Nie widzi mi się
przeprowadzka w miejsce, gdzie łaskawie będą hasać sarenki.
Nevra przechylił lekko głowę.
-Co masz na myśli?
-Chyba sam dobrze wiesz. Zamierzam poszukać przyczyny. Zwierzyna od tak
nie zmówiła się, by zrobić nam na złość. - spojrzałem czujnym okiem
podświadomie kierując wzrok w stronę Lasu Śmierci. - Podejrzewam, że
ktoś próbuje nam zaszkodzić. Oczywiści to tylko domysły, ale nie
uśmiecha mi się czekać cierpliwie na zmiany, gdy moi rodacy niepokoją
się głodem. Chciałem udać się w miejsce, gdzie ostatnim razem widziano
jakiekolwiek ślady ofiar. - tu spojrzałem z nadzieją na Nevrę. - I po
cichu liczyłem, że ty, jako łowca mi w tym pomożesz. Wszakże, to ty tu
jesteś spec, nie ja. Jeśli oczywiście to nie stanowi problemu.
<Nevra? Vin gotów do poszukiwań! ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz