wtorek, 28 lutego 2017

Od Lelou do Karo

- Dobry pomysł- odparła wadera. 
Uniosłem więc nos do góry, uważnie badając zapach powietrza w poszukiwaniu woni zwierzyny. Kiedy już przypomniałem sobie o konieczności spożycia posiłku, mój żołądek gwałtownie się skręcił, dorzucając swoje trzy grosze - rzeczywiście, od dawna nie miałem niczego w zębach, ale w tym momencie bardziej martwiłem się o Karo. Czy ostatnio zjadła wystarczająco dużo, by teraz ruszyć w pogoń za zwierzyną, zważając na panujące obecnie trudne warunki? Na samą myśl o czyhających niebezpieczeństwach przeszedł mnie zimny dreszcz. Podmokłe tereny, odsłaniające poskręcane korzenie, wszechobecne błoto i konary drzew, powalone w trakcie ostatniej wichury, mogły nadwyrężyć dopiero co wyleczoną łapę wilczycy.
- Jesteś pewna, że nie wolisz stanąć z Kale'm na straży?- zapytałem po chwili, a mój wzrok mimowolnie powędrował w stronę jej kończyny.
Uchwyciła to spojrzenie i westchnęła z irytacją.
- Mówiłam, Lelou, nie jestem z porcelany. Poza tym, sam powiedziałeś "może zapolujemy", a ja się zgodziłam! Prędko, raz dwa! Chyba że wolisz zostać.
Uśmiechnąłem się krzywo.
- Wtedy ty też byś sobie darowała?- z góry znałem już odpowiedź.
- Hm, zastanówmy się... Nie!- przyznała radosnym tonem.
- Nie umiem się z tobą kłócić. Chodźmy, ale jeśli się zmęczysz, daj mi natychmiast znać, jasne?
- Tak, tak- mruknęła.
Skoczyliśmy w las, wybierając niewydeptaną, ale noszącą ślady wykorzystywania trasę. Gdzieniegdzie ostał się jeszcze śnieg - na jednej z takich niewielkich kupek białego puchu dostrzegłem odcisk sarnich kopyt. Czyli były tu niedawno. Przyśpieszyliśmy krok, przechodząc w bieg. Starałem się prowadzić, by omijać jak najszerszym łukiem powalone konary - polowanie polowaniem, znając Karo, nie patrzyłaby na nic, byleby tylko złapać zdobycz.
Nagle wyczułem delikatną, charakterystyczną woń. Gwałtownie stanąłem, a Karo tuż po mnie - najwidoczniej również ją wyłapała. Dopiero po chwili ustaliliśmy dokładniej, skąd przybył niesiony wiatrem zapach. Skręciliśmy o kilkadziesiąt stopni na lewo, kontynuując bieg. Rzeczywiście, zaledwie po kilku minutach naszym oczom ukazała się pokaźna grupka saren.
Przysunąłem się nieco bliżej wadery - była zaskakująco ciepła, co przyjąłem z ulgą. Co prawda, bieg przyjemnie rozgrzewał, ale obawiałem się, że przez lepienie bałwana mogłaby się wyziębić.
Stado, skubiące beztrosko zaledwie kilkanaście metrów od nas gdzieniegdzie wychylającą się już trawę, najwyraźniej nie miało pojęcia o obecności dwóch głodnych wilków. Lekko poruszyłem końcówką ogona, próbując się uspokoić, jednak bliskość wadery mnie dekoncentrowała. Nie w złym tego słowa znaczeniu - po prostu byłem w stanie myśleć tylko o tym, że jest tuż obok.
Wziąłem głęboki wdech, próbując kupić się na sarnach, mimo że mój wzrok cały czas uciekał w stronę Karo. 
- Zrobimy tak- szepnąłem.- Ja przejdę na drugą stronę i zagnam przynajmniej część w twoją stronę, a ty wybierzesz jakąś słabszą sztukę, zgoda? Postaram się jak najszybciej was dogonić. Chyba że masz jakiś inny plan?

< Karo? Wybacz, że tak krótko i nijako, wena odmawia współpracy >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT