niedziela, 26 lutego 2017

Od Ashity do Vincenta

Ostrożnie podeszłam do malca, chcąc przekonać się, na ile dużą ma swobodę ruchów. Co prawda, krzywdy od jego ognia obawiać się nie nie musiałam, czułam jednak respekt przed zębiskami nawet tak młodej gadziny. Z łatwością potrafiłam sobie wyobrazić swój jeden, nieostrożny ruch, wykorzystany przez zrozpaczone, ranne smoczątko po to, by przeciąć mnie na pół.
Szeroko rozwarte oczy stworzenia wpatrywały się we mnie z czystym przerażeniem. Ostrożność nie zawadzi, ale wątpiłam, by w obecnym stanie było zdolne dla groźniejszego ataku.
Spojrzałam w górę, oceniając skalę zniszczeń, jakie dokonało swoim upadkiem. Połamane drzewa, głownie młode i giętkie, ale również nieco starsze, o obwodzenie pnia równym trzem czwartych mojemu tułowia. Gad nie mógł być dużo większy - na oko liczył sobie kilkanaście miesięcy, zaś od chrap nosa do końcówki ogona liczył sobie co najwyżej dwa wilki stojące jeden za drugim z położonymi równolegle do ziemi ogonami. Równocześnie, cechował się o wiele bardziej wiotką sylwetką niż pozostali przedstawiciele jego gatunku, nawet ci sporo młodsi - mogłam się założyć, że obwód jego tułowia tylko nieco przewyższał mój własny. Jeśli huknął o ziemię z taką siłą, musiał lecieć z ogromną prędkością... albo zostać o nią ciśnięty przez dorosłego osobnika o pokaźnej krzepie. Z drugiej strony, oprócz kruków na niebie nic wcześniej nie widziałam, a ciężko przeoczyć coś tak wielkiego, co ucieka, prawda? Z drugiej strony, tego też nie zauważyłam w trakcie jego początkowego lotu. Wciąż jednak najbardziej prawdopodobną teorią była kraksa podczas nauki latania. Tylko dlaczego nie było przy nim matki i reszty rodzeństwa? Smoki charakteryzowały się niezwykłymi więzami rodzinnymi i maleństwa dopiero co wkraczające w dojrzały wiek wzrastały pod czujnym okiem opiekunów.
- Przecież on ledwo co nauczył się latać- szepnęłam głucho.- Z jaką siłą musiał spaść, by coś takiego zrobić? I jakim cudem on w ogóle żyje?
Vin podszedł do mnie ostrożnie, by nie spłoszyć jeszcze bardziej stworzonka. Ten w odpowiedzi na jego ruch zaczął warczeć ostrzegawczo, jednak dźwięk ten po chwili przeszedł w pełen żałości pisk.
Basior przyglądał się przez chwilę z namysłem maleństwu. Ja sama bałam się choćby zaczerpnąć głośniej powietrza. Ale stanie tak w ciszy nie przyniosłoby nic dobrego. Jeśli smoczątko zacznie się wyrywać i wiercić, jeszcze bardziej uszkodzi sobie skrzydło.
- Nie wiem- powiedział po chwili wilk, nadal szeptem.- Drzewa pewnie w jakiś sposób zamortyzowały jego upadek. Trzeba być czujnym, jest szansa, że jego matka jest w pobliżu.
Przytaknęłam, powoli wyprostowując zgięte łapy. Nadal byłam w stanie gotowości do nagłego odskoku.
- Nie sądzisz, że gdyby był szukany, już byśmy to słyszeli. Wiesz...- zawiesiłam głos, ale przyjaciel mruknął potwierdzająco. Smoczyce w trakcie rozpaczliwego wypatrywania potomstwa kołowały na dużych wysokościach, nurkując, gdy tylko dostrzegały coś godnego uwagi. Często wydawały też z siebie w tym czasie charakterystyczne, donośne ryki, które słychać było w całym lesie. Jeśli zostały rozłączone akurat w trakcie, kiedy wataha przeprowadzała polowanie, a takie smoki zaczynały nagle się szukać, o złapaniu zwierzyny można było co najwyżej pomarzyć, wszystkie natychmiast zrywały się do rozpaczliwego biegu.
- Później możemy o tym pomyśleć- uznał Vin.- Teraz powinniśmy raczej zastanowić się nad sposobem uwolnienia malucha, bo gotowy sobie jeszcze większą krzywdę zrobić.
- Co, jeśli ucieknie? Ranny, zrozpaczony smok, nawet maleńki, może zasiać niezłą panikę. I nie dość, że mógłby wyrządzić sobie krzywdę, to jeszcze praktycznie każdy mieszkaniec lasu byłby zagrożony. Zwierzyna szczególnie, spłoszy się i zacznie biec na oślep.
- Nie ucieknie daleko. Zobacz, ledwo się trzyma, uszkodzenie skrzydła całkowicie wytrąciło go z równowagi. Nawet jeśli spróbuje, będziemy w stanie go szybko złapać, masz przecież swoją Siatkę, prawda?
Zamruczałam z aprobatą, ale wciąż nie mogłam wyzbyć się obaw. Nie kojarzyłam tego gatunku, a skoro runął z taką siłą, mogło to być spowodowane jego nadnaturalną prędkością. Jeśli jego łapy są równie mocne, w połączeniu z szokiem, może w jednej chwili odbiec w siną dal. Z drugiej strony, pozostawienie go w tym czasie mogło narobić tylko złego.
Wzięłam głęboki oddech, próbując uformować jakiś sensowny plan. Być może zdołałabym owinąć pień Łańcuchem, ale miałam przeczucie, że byłby zbyt ciężki, abym samodzielnie go odrzuciła.
- Połączymy siły- zdecydowałam po kilkunastu sekundach, podczas których smok w dalszym ciągu wpatrywał się w nas nieruchomo swoimi wielkimi, rozszerzonymi ze strachu źrenicami.- Ty skorzystasz z Psychokinezy, ja ze swojego Łańcucha, we dwójkę powinno nam pójść łatwiej. Tylko musimy odpowiednio przewalić tę kłodę, żeby nie spadła ani na nas, ani na maleństwo.
- Powinno się udać- basior skinął łbem, po czym przymknął oczy, najwyraźniej przygotowując się do użycia magii. Poszłam w jego ślady, powoli kumulując w sobie energię. Chciałam skupić ją jak najdokładniej, najmniejszy błąd któreś z nas mogło przypłacić życiem. Nienawidziłam tego rodzaju zadań, zbyt łatwo się przy nich niecierpliwiłam. Z drugiej strony, nic lepszego nie przychodziło mi na myśl.
- Gotowy?- zapytałam cicho po krótkiej chwili.

< Vin? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT