niedziela, 19 lutego 2017

Od Lelou do Karo

- Przydałaby mu się marchewka- stwierdziłem, przypatrując się bałwankowi  namysłem. Był już większy ode mnie. Dość dziwne uczucie.
- I imię- dodała Karo.
Uśmiechnęła się, najwyraźniej odczuwając dumę ze swojego dzieła - ja również byłem zadowolony z efektu. Idealnie wyrzeźbione kule śniegu, pewnie osadzone na gruncie i sobie nawzajem nie groziły już sturlaniem się. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
Przechyliłem łeb, spoglądając z boku na bałwana.
- Obstawiam, że na zwyczajną nazwę typu Pan Bałwanek się nie zgodzisz?- zasugerowałem. Nigdy nie byłem zbyt dobry, jeśli chodziło o nadawanie ksywek czy innych tego typu rzeczy.
- Pod żadnym pozorem!
- Tak myślałem. Warto było spróbować- parsknąłem z rozbawieniem.
- On mógł to odebrać jako obrazę! Ciebie też nikt nie nazywa przecież Panem Basiorem!
Skłoniłem się lekko w stronę Karo oraz bałwanka.
- Wybacz, drogi sędzio i Ty, szlachetny dowódco! Czy aby odpokutować moje nieprzemyślane pytanie, mógłbym się na chwilę oddalić w poszukiwaniu marchewki?
- Tylko wracaj prędko- wadera żartobliwie trąciła mnie w bok.- Masz pięć minut!
- Rozkaz!
Pobiegłem w stronę jaskini Hanami - jednej z naszych zielarek, chociaż wątpiłem w powodzenie swojej "misji". Wilki raczej nie żywiły się tego typu cudami. A w środku zimy mało kto w ogóle o nich słyszał. Wilczyca jednak, usłyszawszy o celu mojej wizyty, na moment zniknęła w swojej grocie, by po chwili wręczyć mi piękny, pomarańczowy, niemalże wzorcowy okaz marchewki.
- Szczeniaki uwielbiają lepić bałwany, a bez tego przecież to nie przejdzie- wyjaśniła mi z szerokim uśmiechem.- Jak widać, nie tylko im się przydało.
Podziękowałem jej i jak najszybciej ruszyłem w stronę, gdzie zostawiłem Karo. Żart żartami, tata nieraz mówił mi ze śmiertelnie poważną miną, że kiedy wadera wyznacza mi czas na zrobienie czegoś, mam wychodzić ze skóry na wszelkie możliwe sposoby, oby tylko zdążyć. Akurat tę radę postanowiłem wziąć sobie do serca.
- A już myślałam, żeś się zgubił, Lelou!- powitał mnie głos wilczycy. Uroczy i delikatny. Lubiłem go. Przez chwilę ogarnęło mnie uczucie, że mógłbym go słuchać godzinami.
- Ja? Mowy nie ma!
Stanąłem na tylnych łapach, z niejakim trudem balansując na śniegu, by wsadzić marchewkę w najwyższą kulkę, będącą odpowiednikiem głowy bałwanka. Karo instruowała mnie, gdzie dokładnie powinienem ją wsadzić. Poprawne położenie znalazła dopiero po dłuższej chwili, kiedy już ledwo trzymałem równowagę. Opadłem na cztery kończyny z wyraźną ulgą.
- Czyli zostało tylko imię- uznała.- Masz jakiś genialny pomysł?
- Kale!- palnąłem.
- A to skąd ci się wzięło?- zapytała, nieco skonsternowana.
- Od sylab naszych imion, Le-leouch i Ka-ro. W końcu trochę jak rodzice tego bałwanka jesteśmy, nie?
Dopiero po chwili zorientowałem się, co żem uczynił. Ponownie odchrząknąłem, zastanawiając się, jak to odkręcić. No tak - brawo ja!
- Z-znaczy, może bardziej t-tymi, no....budowniczymi czy czymś tam...no, wiesz, o co chodzi, prawda?

< Karo? Wybacz, że opko takie trochę nijakie - wena znowu marudzi... >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT