sobota, 11 lutego 2017

Od Ashity do Vincenta

Dygotałam. Nie z zimna, raczej z podniecenia. Energia zdawała się rozrywać moje ciało od środka. Chciałam skoczyć, już teraz, jak najprędzej. Dać upust temu, co się we mnie kotłowało. Zaraz. Teraz. Już. Instynkt wołał ciało do ruchu, zmysły szalały. Już czułam smak świeżego zajęczego mięsa. Począwszy od wielu pokoleń wstecz, przodkowie wykształcili to u siebie, a ich krew płynęła w moich żyłach. Byłam niespokojna i pobudzona. Adrenalina odrzuciła zimno w niepamięć. Moje pole widzenia zawęziło się do różowych nosków w oddali.
- Wyłapię wszystkie jako pierwszy- szepnął mi do ucha przyjaciel, zrywając się do biegu.
Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie było czasu. Basior był już metr ode mnie. Miałam ochotę zawyć z uciechy, ale to mogłoby przepłoszyć naszą zwierzynę. Szybkim, mocnym ruchem odbiłam się od śniegu, pozostając w powietrzu przez kilka sekund. Kiedy tylko wylądowałam, skorzystałam z siły rozpędu i zaczęłam gonić towarzysza. Moje łapy ledwo dotykały śniegu, nie pozwalając, by zapadły się w białym puchu. To byłoby katastrofalne w skutkach.
Siedziałam wilkowi na ogonie - gdybym nieco wyciągnęła łeb, zapewne byłabym w stanie chwycić jego koniuszek w zęby. Niezbyt korzystna pozycja, ale rzadkie drzewa jak na złość nie dawały zbyt wielkiego pola manewru. Przy naszej aktualnej prędkości i stanie podłoża, istniała duża szansa, że gwałtowny skręt zakończyłby się mało przyjemnie, a nie było mi spieszno do powtarzania dzisiejszej kraksy.
Równocześnie, bardzo, bardzo chciałam wyprzedzić basiora. Królicze mięso. Zakład. Już. Teraz.
Skoczyłam. Jakkolwiek to brzmi, ale skoczyłam - tuż nad Vinem, przez chwilę czując się jak jakiś bażant. Nie myślałam o konsekwencjach, niczego nawet nie obliczyłam. Moje ciało samo wykonało ruch.
- HA!- krzyknęłam, wyciągając jak najdalej łapy. Odsunęłam się nieco w bok - nie byłabym w stanie skoczyć aż tak wysoko, a nawet jeśli, wolałam nie ryzykować. Wskutek tego, zbliżyłam się do basiora tak, że teraz byłam mniej więcej na linii jego karku. Jest dobrze, trzeba to tylko odpowiednio rozegrać. Tam mamy jednego zajączka. Nieco na prawo od dębu, zajęty posiłkiem. Chyba mnie nie słyszy.
Stworzenia uniosły łebki i zaczęły kręcić uszami, najwyraźniej wyczuwając zagrożenie. Ich małe, czarne oczka uważnie lustrowały teren. Ale nie czuły nas ani nie widziały. Biegliśmy pod wiatr, a króliki w głównej mierze obserwowały właśnie tamten obszar - tym bardziej, że nasze sylwetki skrywał cień wysokich, choć rzadkich drzew. Okazja idealna.
Byłam zbyt pobudzona i skupiona na myśli o polowaniu, by przeliczyć, ile zwierzyny tam mogło być, ale zapewne około dziesięciu sztuk. Niespotykane, żeby aż tyle było w jednym miejscu. Nie lada gratka, o której na co dzień tylko się marzyło.
Skoczyłam o sekundę później niż basior. Mój błąd - wybiłam się nieco za wysoko, w wyniku czego moje ciało znalazło się wyżej, ale przebyło mniej więcej tę samą odległość, w wyniku czego, nim zdążyłam rzucić się na pierwszą ofiarę, Vin już gonił drugą. Właściwie, i tak miałam fuksa, że złapałam jedną - białas już prawie wyślizgnął się z moich łap, rozpaczliwie walcząc o życie.
Prędkim ruchem łapy zgarnęłam jeszcze jednego pechowca, jednak reszta zdążyła już zwiać w podskokach. Kątem oka zauważyłam, jak przyjaciel zatrzymuje się, najwyraźniej gotowy po pościgu - najwyraźniej jednak zaniechał tego, bo jego wyprostowany ogon opadł z powrotem luźno. Zające były szybsze, to oczywiste, w dodatku miały już sporą przewagę. Poza tym, powinno już starczyć, zabijanie reszty mogłoby się okazać marnotrawstwem, chociaż czułam pewien niedosyt. Chciałam złapać więcej. Ruszyć jeszcze w pościg.
Kątem oka ponownie zerknęłam na basiora. Na ziemi obok niego również leżały dwa zające. Szkarłatna ciecz barwiła dotąd nieskazitelnie biały śnieg. Tyle w kwestii kamuflażu doskonałego.
- Czyli co, remis?- zapytałam, trącając bok basiora.
- Dwa zające z jednej i z drugiej strony, Ashi, o ile dobrze liczę.
- Z Twoją matematyką wszystko w porządku, Vin!- potwierdziłam.- Ale nie myśl, że ot tak Ci odpuszczę! Żądam dogrywki, kiedy wyleczysz sobie nos!
- Liczę na to. Żadna zwierzyna mi wtedy nie umknie!
- Nie miej wtedy tym bardziej nadziei na żadne fory- ostrzegłam.- Złapię wszystko przed Tobą.
- Nie mogę się doczekać.
Kiwnęłam lekko łebkiem. Ja też.
W ciszy zabraliśmy się za pałaszowanie zwierzyny. Musiałam przyznać - brakowało mi smaku zajęczego mięsa. W zimę ciężko było je upolować, a w dodatku nie były zbyt pokaźnych rozmiarów, szczególnie w porównaniu do większości jeleniowatych.
Po chwili jednak do moich uszu dotarł dziwny hałas. Wyjątkowo głośny, jakby coś ogromnego spadło z dużej wysokości i huknęło o ziemię. Wrony zerwały się z drzew i teraz zataczały kręgi nad lasem, głośno skrzecząc. Nieco zaniepokojona, podniosłam się z ziemi, usiłując wywęszyć źródło zamieszania.
- Słyszałeś, prawda?- zapytałam.- Masz pomysł, co to może być?

< Vin? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT