poniedziałek, 20 lutego 2017

Od Ashity do Zuko

To było... straszne. Przerażające. Ludzie cały czas krzątali się dookoła, kryjąc swoje twarze za maskami. Wykonywali gwałtowne ruchy, których za nic nie dało się przewidzieć. Całe pomieszczenie wypełniał ostry, duszący wręcz zapach różnorodnych specyfików. Nie mogłam wykonać nawet ruchu ani powstrzymać ich przed wstrzykiwaniem w moje ciało dziwnych substancji, przez które czułam potworne mrowienie. Na przemian się budziłam i traciłam przytomność. Oszołomiona, zdana na łaskę badaczy, tylko leżałam i czekałam, aż mnie wypuszczą. Chciałam zobaczyć się z Zuko. Chciałam, żeby znowu mnie przytulił i powiedział jakiś swój głupi żart. Chciałam znowu usnąć z łbem opartym na jego grzbiecie, czując ciepło bijące od basiora, mieć go przy sobie. Nie mogłam czuć się bezpieczna. A co...co jeśli już go nie zobaczę? Może i jemu coś zrobili?
- Tętno niebezpiecznie wzrasta, organizm odrzuca...- pisnął jakiś młodzik, najwyraźniej spanikowany.
- Próbka 234a, palancie! Za daleko zaszliśmy!- przerwał mu starszy, gruby głos.
Nie miałam siły. Znowu odpłynęłam. Obudziło mnie dopiero mocne, jaskrawe światło. Mrużąc oczy, leciuteńko uchyliłam powieki. Nie mogłam zbyt dobrze rozróżnić poszczególnych przedmiotów, widziałam tylko ich zarysy - wzrok dopiero po dłuższej chwili przyzwyczaił się do panujących tu warunków. Powietrze też było już o wiele czystsze.
Wokół mnie stało mnóstwo ludzi. Niektórzy notowali coś zawzięcie, inni ściskali sobie nawzajem dłonie, widocznie zachwyceni i wzruszeni. Jeszcze inni po prostu obserwowali mnie. Po prostu stali i patrzyli z zainteresowaniem.
- Podwójny sukces, to znakomity wynik... O proszę, nasza wilczyca obudził się!
Jęknęłam cicho, szukając wzrokiem partnera. Czemu nadal go nie ma?
- Gdzie... Zuko?- wychrypiałam, kuląc się. Nie miałam siły walczyć. Najchętniej schowałabym się w jakimś dalekim miejscu.
- Hm... zapewne chodzi o basiora. Cóż- starszy mężczyzna przechylił głowę- zaraz się spotkacie, ale najpierw kilka informacji...
Chwila. Jakim cudem on mnie rozumie?!
- Po pierwsze- mówił dalej- od dzisiaj nazywasz się Ellie Smith i jesteś dwudziestoletnią mieszkanką Arizony... konkretniej rzecz biorąc, jej północnej części. Razem z ukochanym uciekliście tam przed wojną, zapewnimy wam, oczywiście, odpowiednie wyżywienie i warunki do życia, zadbamy także o edukację. Szybko się dostosujesz. Jesteś teraz jedną z nas.
- Kilka nieprawidłowości- uściśliła jakaś kobieta.- I niedociągnięć. Parę cech pozostało wilczych. Mogą wystąpić zaburzenia w przekazywaniu informacji za pomocą zmysłów. Węch znacznie osłabł, ale...
- Przyzwyczai się- machnął ręką mężczyzna, najwyraźniej dowódca.- Różnice na pewno się zniwelują. Potrzeba tylko czasu... Ale chwila, przecież nasza kruszynka nawet siebie nie widziała! Pani Gabrielle, ma pani lusterko, prawda?
- Oczywiście, doktorze...- kobieta zaczęła grzebać w dziwnym, połyskującym materiale, po czym wyjęła z niego błyszczący przedmiot. Znałam je...
- Lu...stro?- szepnęłam. Słowa nie chciały przejść przez moje gardło.
- Brawo, coś jednak wiesz! Proszę, to dla ciebie, abyś mogła się przejrzeć.
Wyciągnęłam szyję, by złapać przedmiot.
- Nie, nie. Użyj rąk. O, pomogę ci- kobieta pochyliła się, dotykając jasnych, białych linii...które najwyraźniej stanowiły część mnie. Człowiek. Leloś i Nami mi kiedyś opowiadali takie coś, ale sama nigdy tego nie przeżyłam. Drżącymi palcami chwyciłam lusterko, które, o dziwo, utrzymały go. W gładkiej powierzchni odbiła się twarz ludzkiej dziewczyny, sporo młodszej od naukowców. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie jej nie dostrzegłam. Ponownie spojrzałam w lustro. Czy to jakaś magia? Może ją tu uwięzili?
Zamrugałam. Postać też. Wilka w odbiciu nadal nie było.
Stałam się człowiekiem.
Spojrzałam ponownie na siebie, tym razem zwracając więcej uwagi na szczegóły. Gęste, czarne włosy układały się na moich ramionach w delikatnych falach, a ich kolor mocno kontrastował z bladością cery, gdzieniegdzie poznaczonej drobnymi skaleczeniami. Oczy niebieskie, podobnie jak wcześniej, co przyjęłam z ulgą. Odetchnęłam głęboko. Spokojnie, nie wolno mi panikować. Przede wszystkim muszę spotkać się z Zuko, a potem znaleźć jakieś antidotum. Na pewno można jakoś odwrócić skutki tego wszystkiego. Musiałam działać prędko - im szybciej, tym lepiej.
- Napatrzyłaś się, panno Ellie? Chodź, zaprowadzimy cię do twojego basiora...
Do Zuko... Tam na pewno jest, na pewno! Dotknęłam palcami chłodnych płytek, chcąc stanąć na dwóch nogach, podobnie jak oni. Skoro ludzie potrafią się tak poruszać, powinno mi jakoś wyjść. Po kilku próbach rzeczywiście wstałam, mimo że moje obecne kończyny były żałośnie delikatne. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, że byłam sporo niższa od większości osób tutaj.
- Ale najpierw ubierz się porządnie, w tej szmatce nie pójdziesz- oznajmiła kobieta, wskazując palcem na stertę odzieży leżącą w kącie, obok zasłonki. Niezdarnie ruszyłam w tamtą stronę, próbując opanować mętlik w głowie.
Przebranie się zajęło mi dłużej, niż myślałam. Dopasowanie części garderoby od odpowiedniej części ciała było dość trudne, ale po jakimś czasie wyszłam, czując się nieco niekomfortowo. Sierść była zdecydowanie lepsza.
- Zuko- przypomniałam im.
- Już, już- jeden z mężczyzn wskazał mi wielkie, białe drzwi.- Bądźcie grzeczni, zgoda? Zostaniecie jeszcze dzień na obserwacji i zabierzemy was do domu. Do waszego nowego domu. Macie szanse na nowe, lepsze życie!
Mówił zdecydowanie za szybko. Nie zrozumiałam wszystkiego, tylko ogólny zarys. Czy oni nie zamierzają nam pozwolić na powrót do watahy?
Teraz jednak przede wszystkim chciałam zobaczyć Zuko. Chwiejnym krokiem ruszyłam we wskazanym kierunku. Przełknęłam nerwowo ślinę, czując nieprzyjemny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa, kiedy przechodziłam obok naukowców. Przerażali mnie... Ale w inny sposób, niż Waru. Tamte bestie chciałam pokonać, czułam do nich nienawiść. Kiedy stawałam obok ludzi, ogarniało mnie poczucie beznadziejności, opuszczała wola walki. Poddawałam się ich woli bez większych protestów.
Kiedy tylko przekroczyłam próg następnego pomieszczenia, drzwi się za mną zatrzasnęły. Światła fluorescencyjnych lamp ledwo co rozjaśniały pokój. Nigdzie nie dostrzegłam konturów ludzi. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegłam cienistą sylwetkę, skuloną w rogu pomieszczenia.
Podbiegłam w jej stronę i ukucnęłam tuż obok. Mężczyzna spojrzał na mnie nieprzytomnie.
- Zu...ko?- zapytałam, próbując opanować drżenie ciała.
Uśmiechnął się ciepło. Nawet w jego obecnej formie rozpoznałam charakterystyczny sposób na podnoszenie kącików ust - lewy unosił się nieco wyżej niż prawy.
- Ash- mruknął. Wyciągnął rękę, dotykając moje twarzy, jakby sprawdzając, czy jestem prawdziwa.
Z wysiłkiem kiwnęłam głową. Oczy zrobiły mi się wilgotne. Byłam tak bardzo szczęśliwa, że go widzę. Splótł swoją dłoń z moją. Miał ciepłą skórę.
Znowu spojrzałam na jego twarz, dopiero teraz dostrzegając szczegóły: gdy moje oczy przyzwyczaiły się do mroku. Był tak bardzo poraniony. Małe, cienkie ranki znaczyły policzki i kark, ciemne sińce pod oczami... Ślady zakrzepłej krwi.
Dotknęłam jak najdelikatniej palcem jednego z draśnięć. Nieco się skrzywił. Musiały go boleć bardziej, niż myślałam, ale nie byłam w stanie cofnąć ręki. Przyłożyłam dłoń do jego policzka, gładząc go delikatnie. Też był ciepły.
Pociągnęłam nosem i pochyliłam twarz, ale nie umiałam się powstrzymać. Zaczęłam płakać. Miałam tego dość. Bez pomysłu na ucieczkę czy znalezienie antidotum, uwięziona w tym słabym ciele, pozbawiona możliwości skontaktowania się z resztą watahy, czułam się tak bezużytecznie. I ranny Zuko. A jeśli zrobili mu coś jeszcze, ale ukrył to pod materiałem?
Zauważył chyba, co się stało. Drugą dłonią delikatnie dotknął moich włosów i przytknął mi głowę do swojego torsu. Wtuliłam się w niego, siadając nieco bliżej. Tak bardzo, bardzo brakowało mi wcześniej tej bliskości.
- Będzie dobrze?- szepnęłam głucho, powoli się uspokajając. Chciałam dodać jakoś otuchy partnerowi, ale miałam paskudne wrażenie, że moje słowa zabrzmiały raczej jak rozpaczliwe pytanie.

< Zuko? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT