Stałam osłupiała i wpatrywałam się w wodę przez dłużą chwilę. W mojej
głowie panowała pustka i cisza. Sama nie wiem co robiłam. Chyba każdy
miewa momenty kiedy patrzy się na coś, a obraz pomału się zamazuje. Ja
właśnie do takiego stanu doszłam. Zawsze radosna kuleczka, dziś
zmartwiona. Victor był szczęśliwy z matką ,ale to nie może potrwać
dłużej. Wiem kim ona jest, wiem również poco przybyła i wiem dokąd się
uda. Jednak tak ciężko zabrać ukochanej osobie coś co być może w pewnym
stopniu kocha. Hasło: „Jeśli kogoś kochasz, to daj mu wolność” być może
się przyda. Moja matka powiedziała mi prawdę, możliwe że nie do końca.
Jednak tych wiadomości trzymać się muszę. Zdobyłam Victora jak było w
planie...to że zakocha się we mnie z wzajemnością było już moim błędem.
Prawdę mówiąc Nigdy nie miałam zmiany humoru wraz z pogodą i naprawdę,
ale to naprawdę nie jestem taką szaloną, skaczącą kuleczką. Historia
jest inna.
~*~
Tak, jestem Renesmee. Byłam przywiązana do imienia tak bardzo że na czas
misji nie mogłam się rozstać. Pochodzę z plemienia, które toczyło
wieczną walkę z rodziną Victora, z jego watahą. My składaliśmy się
głównie z wilków z mocami, było jednak kilka zażywających eliksiry by
sobie radzić na polu walki. Już jako szczeniak szykowano mnie do misji
uwiedzenia Victora. Nigdy nie myślałam o własnym szczęściu, a o wolności
watahy. Byłam córką generała, króla stada czyli księżniczką. Jeśli bym
uwiodła syna królowej wroga była nadzieja że się pogodzą. Matka mojego
partnera po prostu uciekła z domu. My zostaliśmy posądzeni o jej
zabicie. Po długim czasie walki odkryto jej syna i wyznaczono mnie na
waderę idealną. Każda z moich mocy jest tylko eliksirem, który zresztą
mi się kończy. Gdy miałam 2 lata wyruszyłam w podróż. Chodziłam za nim
krok, w krok. Cicha, skryta, skuteczna. Gdy dotarł do terenu tej watahy,
musiałam zbadać teren, a potem wkroczyć do akcji pod przykrywką. Jednak
sama znalazłam w nim miłość. Często bywał taki tajemniczy co mnie
fascynowało. I jakoś tak zapomniałam o tamtym życiu. A teraz pojawia się
moja „teściowa”. Wróg rodziny, poniekąd demon. Sowa taty przyniosła
kilka tygodni temu wiadomość. Mój brat odkrył plany Gertrudy, ma mnie po
cichu zabić by nie wzbudzić podejrzeń. Moja mama nie żyje, plemiona
walczą już ostatnie miesiące. Mają się przeprowadzić, a ja? Ja odtajniam
misjie. Odsyłam pozostałą część Gertrudy i...tracę Viciego...
~*~
To na pewno należy do ciężkich rzeczy jakie w życiu trzeba zrobić. Tyle
że rozczaruje partnera i dzieci. Moja rodzina zawsze była chłodna i nie
ufa co zawdzięczała latom potyczek. Teraz gdy mam miłość, kochający dom
muszę wszystko zerwać.
Wciąż patrzyłam w wodę. Po policzku poleciała mi łza. Kilka minut
wcześniej, właśnie w to miejsce pocałował mnie on...ten jedyny kochający
udawaną Renesmee. A i jeszcze jest sprawa przywódcy Waru. No cóż...temu
przed lat obiecano moją łapę za odrobinę szczęścia dla mojej misji ja
jednak odmówiłam...no i mam to, na co zasłużyłam. Więc kończymy bajkę.
Podeszłam spokojnym krokiem do jaskini. Były to jednak pozory łapy miałam jak z galarety.
-Res...-powiedział Victor po czym urwał widząc że wyciągam nóż
Broń pokryta zieloną mazią mogła odesłać Gertrudę w całości w zaświaty aby nie żywiła się już duszami żywych.
-Gertrudo, powstań. Jak ty moją matkę tak ja ciebie zabijam! -rzuciłam
nożem, który utkwił w ścianie z cichym brzękiem....
Uciekła...Uśmiechnęłam się krzywo to koniec. Nagle poczułam czjeś łapy
które mnie podduszały i jednocześnie uniemożliwiały każdy ruch.
-Kim ty jesteś? -usłyszałam głos...Victora. To on mnie blokował! Poczułam okropne ukucie w sercu...
-Nikim kogo znasz...puść mnie...-rzekłam cicho na co uścisk się poluzował, odtrąciłam go...odtrąciłam.
Wybiegłam na polan przed jaskinią. Bałam się spojrzeć na jakikolwiek
pysk bliskiej osoby. Siadłam z powrotem przed wodą. Zniszczyłam życie by
przepłoszyć wroga...Cóż...to co ze mną będzie zależy od mojej
dotychczasowej rodziny i alf.
<Victor? Dziwnie żyć z kimś obcym, co?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz