sobota, 8 października 2016

Karo vs smok

Oparłam się o murek, z widocznym na pyszczku zdziwieniem wpatrując się w siostry.
-Skopiesz mu tyłek!-Zawołała radośnie Tami. Mortem ziewnęła przeciągle w odpowiedzi, aby następnie powiedzieć:
-Prędzej on zrobi z niej naleśnik. Te jej pięćdziesiąt centymetrów wzrostu mało da w pojedynku.-Parsknęłam cicho, słysząc to, na moim pyszczku mrugnął jednak uśmiech.
-W takim wypadku z ciebie byłaby dobra, ciepła polewa.-Zauważyłam, wadera jedynie przytaknęła, a ja odmaszerowałam. Pewnie, gdyby nie nasze ostatnie rodzinne sytuacje, w ogóle by mnie tu nie było. Ale, tak już działałam. Niektórzy, kiedy wali się ich życie rodzinne potrzebują rozmowy, pocieszenia. Nie ja. Nie byłabym córką mojego ojca, gdybym w tym momencie nie potrzebowała konkretnego, porządnego wyzwania, które albo da mi wielką satysfakcję, albo status inwalidy. Usłyszałam jeszcze ukradkiem, jak Tamiś cicho pyta Mortem, czy naprawdę twierdzi, że nic z tego nie będzie, do moich uszu nie doszła jednak odpowiedź; zagłuszył ją tłum. Tłum..nigdy nie czułam się pewnie, kiedy mnie otaczał. Pewnie, gdyby to było jakieś przedstawienie drżałabym na całym ciele, kto wie, czy w ogóle wyszłabym na zewnątrz. Teraz jednak buzowała we mnie adrenalina! Chciałam już zobaczyć tego s..smoka..?
Spojrzałam gwałtownie w dół, na małe, fiołkowe stworzenie, przypominające jaszczurkę obdarzoną jedynie parą skrzydełek. Gdzieś w oddali usłyszałam śmiech Mortem. Ktoś się do niej przyłączył. Wzięłam wdech, i przeniosłam swoje spojrzenie na zasiadającą na trybunach parę alf.
-To żart?-Zapytałam spokojnie. Zuko pokręcił przecząco głową, a Ashi uśmiechnęła się życzliwie.
-Przecież jest cudowny!-Zawołała wadera, podtrzymując owy uśmiech na pyszczku. Przewróciłam ukradkiem oczami, co wywołało śmiech u jej partnera.
-Niczym się nie przejmuj.-Oznajmił wyżej wspomniany.-Nie dalibyśmy Ci byle czego.-Niechętnie skinęłam głową, robiąc kilka kroków w tył i uzupełniając tym samym przepisową odległość pomiędzy mną, a moim przeciwnikiem. Nie powinnam go oceniać, prawdę mówiąc-Jak już dzisiaj słyszałam od Mortem, sama mam ledwo pół metra, przy dobrych wiatrach. Po chwili Ashita skinęła głową, a ja ruszyłam przed siebie, z gotowymi kawałkami lustra. Jednak nagle coś mnie odepchnęło. Wielkie, oślepiające światło koloru niebieskiego rozbłysło wokół smoczka, tworząc otoczkę. Zamknęłam oczy, by nie oślepnąć, a na czarnych ścianach moich powiek zamrugał labirynt kolorowych kształtów. Kiedy, w następnej chwili, ponownie je otworzyłam ujrzałam monstrualne stworzenie, przewyższające mnie przynajmniej dziesięciokrotnie. Smok miał błyszczące, srebrne oczy i dumny wyraz pyszczka. Kichnął, a z jego nozdrzy wydobył się niebieski ogień. Całe jego ciało pokrywały łuski, zapewne ostrze jak brzytwa, a dwoje skrzydeł zdawało się zasłaniać mi całą arenę.
Uśmiechnęłam się triumfalnie wręcz, widząc to. 
Taki obrót spraw, to ja rozumiem. 
Co prawda, nie wiem jeszcze, jak go rozwiązać, ale rozumiem! Ponownie wróciłam do ataku, stwór zamachnął się łapą w moim kierunku. Oho, wizja Mortisz jednak jest możliwa! Rozpłynęłam się w powietrzu, nim łapa mnie dosięgła, a wokół rozległo się gwałtowne westchnięcie. Uderzenie wydało silny grzmot, a kończyna jego wykonawcy zdawała zagłębić się w ziemi. Smok wydawał się dumny z siebie, do puki nie pojawiłam się tuż obok jego wielkiego łapska, uśmiechając się jak małe dziecko. 
-Akuku, chybiłeś!-Zawołałam, wystawiając różowy język z pyszczka. Istota fuknęła gniewnie, unosząc łapę, zapewne chcąc gwałtownie się nią zamachnąć. Wbiłam pazury w kończynę, a ten zgodnie z moimi “obliczeniami” wyrzucił mną wprost w ziemię. Poczułam ból w klatce piersiowej, zderzając się w twardym podłożem. Poczułam ból w okolicy przedniej łapy, tej samej, która niedawno tkwiła w pułapce. Z średnią trudnością uniosłam się z powrotem na cztery łapy, po czym uskoczyłam przed kolejnym ciosem. 
-Postaraj się!-Zawołałam. Łapa zwierzęcia ponownie uderzyła w ziemię, a ja ponownie się rozpłynęłam. Podobała mi się ta nowa zabawa; wprawiała mnie w silne poczucie ekstazy. 
Lubiłam ryzykowne gry. 
Minął jeszcze jeden taki cios, nim przeciwnik widocznie znudził się wydawaniem takich ataków, prawdopodobnie postanawiając zmienić grę. Jako szczenię widziałam czasem, jak niektórzy moi rówieśnicy bawią się za pomocą liany: jeden z nich kręcił nią w kółko, a reszta przeskakiwała nad nią. Odpadał ten, kto zderzył się łapkami z liną, i tak aż do ostatniego gracza, owy zwyciężał. Różnica pomiędzy tamtą grą, a tym, co odbywało się w tym momencie na arenie była prosta. Liana była lekka, a uderzenie nią nie bolało jakoś okazale, o ile wcale. Natomiast ogon, którym zaczął wymachiwać gad był ogromny, a i za pewne ważył dość wiele, uderzenie nim mogłoby..w najlepszym wypadku złamać mi kilka kości, w najgorszym-kark. Systematycznie rozmazywałam się w przestrzeni, by zaistnieć gdzieś obok i ponownie zniknąć. Nie miałam weny na kreatywny atak, chciałam najpierw zmęczyć stworzenie, poznać jego słabe punkty-w końcu każdy jakieś posiadał. Skrzydła smoka cały czas osłaniały jego kark, przez co był przygarbiony. Zakrywał to miejsce, chociaż nawet nie rozpoczęłam walki. Nagle do głowy wpadł mi pomysł. W końcu, co jest złego w czystej prowokacji? Zniknęłam ponownie, aby zjawić się tuż pod jego lewym skrzydłem. Moje przypuszczenie było właściwe, trzasnął nim o ziemię,chcąc mnie z nią zrównać, ja jednak byłam wtedy już pod tym drugim i przysłuchiwałam się jego bolesnemu wrzaskowi, wywołanemu faktem iż skrzydło wryło się w ziemię. Usilnie starał się wyciągnąć kończynę ze szpary, bez efektu. 
-Hej halo, ja czekam, przerośnięta jaszczurko.-Zawołałam. Ten bez namysłu i z jeszcze większą energią zaatakował mnie drugim ze skrzydeł-to również wbijając w ziemię. Pojawiłam się przed nim, po czym oznajmiłam pogardliwie. 
-Słabo, pokrako.-Położyłam się beztrosko na ziemi, brzuchem do góry, aby następnie spojrzeć w niebo. Rozjuszone zwierze pochyliło się nade mną tak, że jego pysk znajdował się tuż nad moją mordką po czym..zionął ogniem. 
Byłam gotowa do wykonania swojego planu. Kiedy ten pochłonięty był przerabianiem “mnie”, która to aktualnie znajdowała się zawieszona gdzieś w powietrzu w popiół pojawiłam się na jego karku, z odłamkiem lustra w pyszczku, gotowa na ostateczny cios. 
W moim planie wiele rzeczy mogło nie wypalić. Mógł się gwałtownie podnieść, lub mnie strącić, zresztą kiedy upadnie ja zapewne stracę równowagę wraz z nim, albo mnie zgniecie. 
<*słychać bębny*>

2 komentarze:

  1. Taka trochę Mary Sue, bym powiedziała, zwłaszcza z tekstem o przerośniętej jaszczurce :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, możliwe, że tak to właśnie wyszło, ciężko jednak byłoby napisać coś innego niż "zgniótł mnie na papkę", aby nie wyglądało jak Mary Sue xd~Karo

      Usuń

Szablon
NewMooni
SOTT