Stado. Nigdy nie poznałam dokładnego znaczenia tego słowa. Jako
szczeniak rodzice ukrywali mnie i moją siostrę bliźniaczkę Ericę przed
ich watahami. Tłumaczyli nam, że zostalibyśmy wygnani, rozdzieleni lub
zabici, a wszystko przez jedną, nieodpowiednią miłość, która połączyła
naszych rodziców. W końcu i tak nas wygnali. Żyłyśmy z siostrą na
klifie, spałyśmy pod wielką sosną na ściółce z wysuszonych igieł i
trawy. Rodziców widywałyśmy tylko wieczorami, kiedy z podpuchniętymi
oczami wracali do domu z polowania. Od czasu do czasu faktycznie
mogliśmy się najeść ale częściej głodowaliśmy.
Długo się zastanawiałam, czy dołączyć do watahy. Cóż, moje
dotychczasowe skojarzenia ze stadem były dość… brutalne? Okropne?
Zobaczymy co z tego będzie. Mniej więcej przez 2 lata błąkałam się
samotnie po lasach, szukając zaginionej rodziny, która została
rozdzielona przez myśliwego, więc jest to dla mnie coś nowego.
Wychodząc na wielką polanę, wszystkie wilcze ślepia są skierowane na
mnie. Przewracam oczami. Przez najbliższy czas będą mieć mnóstwo
sytuacji, żeby na mnie popatrzeć. Na moje białe łaty wokół oczu,
tworzące dość ciekawy wzór, umięśnione nogi od codziennego biegu po
lesie czy białe pióra przyczepione do mojego szarego futra na karku.
Postanawiam przejść się po okolicy. Albo raczej pobiec. Lubię czuć jak
między każdym moim włosem szybko przesuwa się powietrze. Biegnę miękką
ścieżką pomiędzy wielkimi drzewami i paprociami. Za ciepło. W takie dni
jak dzisiejszy szybko się męczę. Płuca mi płoną. Muszę znaleźć wodopój.
Na końcu ścieżki znajdują się duże kamienie tworzące jakby brzeg
pobliskiej rzeki. Idę w kierunku wody kiedy słyszę ciche: chu-chu.
Obracam się. Nikogo za mną nie ma.
chu-chu.
Patrzę w górę, gdzie widzę szybującą nade mną sowę. Nie zwracam na nią
uwagi i zmierzam do rzeki. Gdy pochylona nad lustrem wody spoglądam w
swoje odbicie, na kamieniu obok mnie przysiada piękna sowa. Jest pokryta
jasno-brązowym pierzem na skrzydłach, grzbiecie i ogonie, natomiast
brzuch i przód łebka ma w kolorze śnieżnobiałym-niesamowita.
-Cześć, koleżanko. – mówię do niej. W odpowiedzi słyszę tylko:
-chu-chu.
Gdy na nią spoglądam, serca zamiera mi w piersi. Sowa ma taką samą bransoletkę jak ja.
Tylko, że moją zrobiła siostra.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz