poniedziałek, 3 października 2016

Od Lelou do Karo

Denerwowałem się strasznie. Zostawiłem Karo zupełnie samą z Asrielem, mimo że wadera miała kontuzjowaną łapę - jasne, nie wątpiłem w jej umiejętności, ale, w razie potrzeby ucieczki, będzie mieć mocno utrudnione ruchy. Nawet jeśli po stokroć ta uparta kandydatka na kamikadze powtarzała, że jej nic nie jest, to przecież widziałem tą wczorajszą ranę, to fizycznie niemożliwe, by, nawet z pomocą najlepszej magii czy ziół, ból minął tak szybko, aby pozwolić jej na dłuższą wyprawę. Z drugiej strony, cieszyłem się perspektywą zobaczenia się z siostrą w niedługim czasie. Wewnętrzny radar szalał, ale cały czas wskazywał mi kierunek zachodni. Był jak kompas, który bez przerwy piszczał gdzieś u podstawy mojej czaszki.
Uświadomiłem sobie, jak dawno nie robiłem czegoś takiego sam. Właściwie, zawsze i wszędzie towarzyszył mi ktoś inny, czy to Nami, czy Karo albo ktoś inny. Sam się sobie dziwiłem, jak prędko przywykłem do obecności czarnej wilczycy i jak bardzo wypatrywałem okazji do rozmowy z nią, mimo że swoim podejściem do własnego bezpieczeństwa bywała irytująca. Jej zadziorny charakterek był zgoła odmienny od zachowania mojej siostry, a obie wadery budziły we mnie odmienne uczucia, ale musiałem przyznać, że na bezpieczeństwie każdej z nich zależało mi chyba najbardziej. Wbrew początkowej nieufności, naprawdę polubiłem Karo. Jasno określała, kiedy coś jej nie pasowała, nie starała się słodzić wszystkim dookoła. Zabawa w "kotka i myszkę" denerwowała mnie jak mało co, a cechowała całkiem sporą ilość wader.
Coraz intensywniej wyczuwałem obecność Nami, niemalże widziałem wilczycę. Przyśpieszyłem kroku, ślizgając się po mokrych liściach. Moje łapy były jak zaprogramowane, nie potrzebowałem skupiać się na trasie, wystarczyło tylko skoncentrować się na obrazie siostry - gdyby nie, to całkiem prawdopodobne, że już dawno leżałbym na ziemi, zważywszy na prędkość, z jaką gnałem. Obecna ściółka zdecydowanie nie nadawała się do tego typu akrobacji. Las nade mną zamykał się niczym barwna korona, zaś promienie słoneczne łagodnie przeświecały się przez barwne liście. Dookoła unosił się intensywny zapach mokrej trawy i żywicy. Gdyby nie ten pośpiech i mało sprzyjające okoliczności, zapewne przystanąłbym na chwilę, by podziwiać widoki.
Trzask. Nadstawiłem uszy i momentalnie wyhamowałem... No, prawie. Próbując prędko zatrzymać się w miejscu, przysiadłem, ale w efekcie tego i tak prześlizgnąłem się kilka metrów dalej na... hm, ogonie, rozpaczliwie machając przednimi łapami w probie odzyskania równowagi. Wyjechałem z lasu, przystając tuż za jego granicą. Prychnąłem, usiłując przekonać zranioną dumę do podniesienia się. Kiedy to już prawie uczyniłem, podniosłem wzrok, kontynuując negocjacje, aby ocenić, gdzie też mnie poniosło. I wtedy właśnie zobaczyłem siostrę. Nami najwyraźniej właśnie była tuż po posiłku - jej pyszczek, umorusany fioletową mazią, zapewne borówkami, doskonale o tym świadczył. Czy ja jej nigdy nie przekonam do jedzenia mięsa, jak przystało na każdego szanującego się wilka?
- Hej- powiedziałem, siląc się na jak najbardziej obojętny ton. Miałem ochotę walnąć jej tyradę, dlaczego to rano zniknęła i mnie nie uprzedziła, ale całą siłą woli zapanowałem nad gniewem. Karo czekała.- Masz chwilę?
Nami zamrugała, najwyraźniej zaskoczona moim nagłym pojawieniem się i brakiem pretensji. Co ja, zrzęda jestem?! Dopiero po kilku sekundach uśmiechnęła się - w swój delikatny i nieśmiały sposób, który chyba rozmroziłby serce największego twardziela. Nie zastanawiając się wiele, odpowiedziałem podobnym grymasem, pozbawionym jednak tego uroku, który cechował moją siostrę.
- Cześć, Leloś- przywitała się cichutko.- Stało się coś?
Na moment ogarnęły mnie wątpliwości, zaś uśmiech zmienił się zaledwie w jego cień. Przede mną stała krucha istotka, za której bezpieczeństwo czułem się odpowiedzialny - jej szczęście było dla mnie absolutnym priorytetem, przy którym pomoc Asrielowi wydawała się sprawą błahą, pozbawioną swojej wagi. Ileż czasu znałem tego callumpa, czy warto było ryzykować zdrowiem Nami, aby mu pomóc? Rzecz jasna, nie zamierzałem zostawiać go sam na sam z siostrą - prędzej wbiłbym mu ostrze w gardło, niż pozwolił przekroczyć mu strefę osobistą mojej siostry, która wynosiła około trzy metry, ale to nie zmieniało faktu, że nawet w obecności mojej i Karo, wróg mógł w każdej chwili zaatakować.
- Braciszku? Wszystko gra?- zatroskany głos wilczycy wyrwał mnie z zamyślenia. Przez kilka sekund wpatrywałem się w nią, usiłując podjąć ostateczną decyzję.
- Tak, nie martw się- zmusiłem sztywne mięśnie pyszczka do uśmiechu, mimo że wydawał mi się niemożliwie sztuczny. Nami jednak odetchnęła z widoczną ulgą.
- A więc co się stało? Wyglądasz, jakbyś zobaczył upiora. Znowu coś zrobiłam?
"A i owszem, naraziłaś się na niebezpieczeństwo, błąkając się samotnie po terenach watahy!" miałem ochotę warknąć i przedstawić jej całą listę moich zażaleń.
- Pretensje mogą poczekać. Póki co, ja i Karo potrzebujemy twojej pomocy. Mogę na ciebie liczyć, siostrzyczko?
Nami przekrzywiła łebek, uśmiechając się poufale.
- Karo? A co ty z nią takiego robiłeś, braciszku, że potrzebujecie pomocy?
Ton, jakim wypowiedziała te słowa, dziwnie przypominał ten, jakiego używał nasz ojciec, Zuko. Poczułem, że robi mi się gorąco zupełnie bez powodu. Właściwie, to co ja jestem, szczeniak? Nic nie zrobiłem, czego mam się wstydzić? Odczekałem kilka sekund, chcąc odzyskać opanowanie. Gdyby mój głos zabrzmiał nieco zbyt wysoko, Nami zapewne wysnułaby jakieś błędne wnioski wzięte z Księżyca - pod tym względem, bardzo przypominała tatę.
- Nic takiego- warknąłem. Przez przesadną chęć zniżenia głosu, ten zabrzmiał zbyt nisko, trochę jakbym miał chrypkę.- Po prostu spotkaliśmy jakąś... dziwną istotę, której musimy pomóc trafić do domu i liczymy, że pobuszujesz trochę w jego wspomnieniach, bo ten kompletnie nie zna drogi. Pomożesz?
Odetchnąłem z ulgą. Po kiego właściwie, to przecież prawdziwe wytłumaczenie!
- Tylko tyle?- Nami zaśmiała się leciutko.- Nie wiem, czy dam radę pomóc, ale spróbuję, ch...chociaż martwię się, że nie dam rady i...
- Jeśli masz jakiekolwiek obawy, nie będę cię zmuszać- uściśliłem.- Nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo.
- Eh, braciszku- westchnęła.- Nie o to chodzi. Ale dam z siebie wszystko.
Ponownie ogarnęły mnie wątpliwości, czy to, co robię, jest aby na pewno dobre. Miałem ochotę uciec jak najprędzej i powiedzieć Karo, że musimy obmyślić jakiś inny plan, który nie będzie wymagał angażowania mojej siostry w całe to bagno. Z drugiej strony, przedłużająca się obecność Asriela w watasze nie napawała optymizmem. Tym bardziej, że stwór właśnie w tej chwili przebywał razem z Karo, a my nie znaliśmy jego prawdziwej mocy.
- Dziękuję. Ale pamiętaj, w razie czego, rezygnujemy, a ty czmychasz do jaskini, zrozumiałaś? Żadnego wałęsania się po watasze!
- Leloś!
Prychnąłem z irytacją, dając siostrze do zrozumienia, że zdania nie zmienię. Ona w odpowiedzi na to tupnęła łapą, wyrażając swój sprzeciw, ja jednak byłem chwilowo już zbyt zajęty próbą przywołania mocy Ao, by zareagować. Moje przednie kończyny zmieniły się w skrzydła, natomiast tylne - w szpony. Wzniosłem się w powietrze, równocześnie jak najdelikatniej łapiąc siostrę za grzbiet. Nawet nie próbowała protestować, chociaż znałem jej stosunek do tego typu przejażdżek.
- Tak będzie szybciej- wytłumaczyłem.
- Wiem- potaknęła zaskakująco spokojnie.- To leć do tej Karo prędko, braciszku!
Westchnąłem, ale wiatr zdmuchnął słowa z mojego pyszczka, zanim zdążyłem jakiekolwiek wyprodukować. Z całych sił uderzałem skrzydłami powietrze w celu przyśpieszenia. Moje starania odniosły sukces: zaledwie dwie minuty później, co normalnym tempem zajęłoby połowę więcej czasu, zaś biegiem - około dziesięciu minut - wylądowaliśmy przy Wodospadzie Mizu. Delikatnie upuściłem Nami, po czym sam wylądowałem, powracając do swojej wilczej formy. Na chwilę pochyliłem łeb i przymknąłem oczy, usiłując odzyskać oddech. Byłem w stanie wytrzymać loty czy marsze na długie dystanse, jednak pośpieszne tempo, nawet na te króciutkie trasy, często wyczerpywało mnie dalece bardziej.
- Leloś?- zapytała Nami, podchodząc do mnie. Uniosłem wzrok, patrząc w błękitne, ciepłe oczy siostry.- Jesteśmy na miejscu? Gdzie Karo i tamto... stworzenie? Jak się czujesz?
- Dobrze. Karo powinna być... gdzieś tutaj. Chyba.
Rozglądałem się dookoła. Gdzie mogła pójść? Raz po raz lustrowałem teren od nowa, licząc, że wadera zaraz pojawi się tuż obok. Szukanie jej wydawało mi się bezcelowe - jeśli gdzieś się schowała, raczej ciężko będzie ją wytropić, chociaż zapewne ucieknę się do tego. Póki co, wolałem wypróbować inną metodę.
- Karo?!- krzyknąłem jak najgłośniej, a echo odbiło się od ścian huczącego wodospadu, który niemal udało mi się zagłuszyć.- Karo!

< Nami? Karo? Przepraszam, że tyle czasu nie odpisywałem, wena postanowiła zrobić sobie dłuższe wakacje, skoro zaczęła się szkoła. A-ale obiecuję poprawę! >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT