wtorek, 4 października 2016

Od Eadlyn do Vindict'a

- Skąd masz ten wisiorek? –pytam tajemniczą sowę.
- Chu-chu.
No to żeśmy pogadały… Ale jeśli zrobiła go Erica? Może jest tu gdzieś nie daleko? Może flirtuje z jakimś przystojnym basiorem o muskularnym brzuchu i głębokim głosie, który może mieć każdą ale wybiera właśnie ją- moją siostrę? Może uczy się grać na flecie albo w Baseball? Nawet nie wiem kiedy, po moim pysku zaczynają cieknąć łzy. Żołądek zaczyna fikać koziołki. Chce mi się wymiotować. Świat w moich oczach zaczyna wirować ale to nie powstrzymuje mnie przed zadaniem pytań dręczących moją głowę od dłuższego czasu. Przez łzy zaczynam krzyczeć:
-Powiedz skąd go masz! Natychmiast! Czy… czy dostałeś go od Erici? Czy ona żyje? Jest z rodzicami? Szukają mnie? Powiedz! –podczas gdy moje ciało zaczęło się trząść z nadmiaru emocji, które nagromadziły się we mnie przez ostatnie lata, skrzydlate stworzenie patrzyło się na mnie z… litością? Żalem? I w momencie, kiedy ja zastanawiałam się co właściwie widzi w moim pyszczku, jak bardzo odzwierciedla się we mnie tęsknota za rodziną, kamień na bransolecie sowy zaczął świecić na czerwono. Wpatrywałam się w kolorowe światełko tak długo, że gdy ptaszysko wzleciało w powietrze, moje oczy zaczęły kręcić się niespokojnie we wszystkie strony poszukując zwierzęcia. Widząc oddalający się na niebie punkcik, oprzytomniałam i pobiegłam za sową. Najpierw biegłam tą samą ścieżką, którą przybyłam do rzeki, tylko w pewnym momencie skręciłam w lewo. Drzewa gęstnieją. Spomiędzy ich koron przedostaje się mniej światła. Nie widzę ptaka. Uciekł mi.
Uciekł.
Podbiegam jeszcze kawałek w kierunku, w którym ostatni raz widziałam tajemniczego ptaka. Przez łzy widziałam coraz mniej. Potknęłam się. Widzę zamazaną, zbliżającą się postać, więc ukrywam pysk.
-Wszystko okej?-odzywa się męski głos. Nie odpowiadam. – Możesz wstać?- Nadal nic nie mówię.
-Hej popatrz na mnie. Słyszysz?-wziął moją twarz i miękką łapą odwrócił ją w swoją stronę.- Dlaczego płaczesz? Ktoś Cię skrzywdził?-Jego nacisk na to, żebym z nim rozmawiała jest irytujący. Do tego widział mnie płaczącą. Do tej pory widywał to tylko las.
-Odwal się, co?- warczę ostatkiem sił. Dopiero teraz odczuwam głód. Ostatni raz jadłam trzy dni temu, więc naturalną rzeczą jest w tym momencie burczenie w żołądku. Łzy pieką mnie w oczy, nogi miękną. Słabnę.
-Hej posłuchaj, nie jest z tobą najlepiej zaniosę Cię do reszty. – nie mam siły odpowiedzieć. Bezsilna opadam na ziemię. Czuję, jak mnie unosi i kładzie na swoim grzbiecie.
Jak on to zrobił?
-Jestem Vins. Jak ty masz na imię?
-E…Ead…
-Rozmawiaj ze mną. Jak masz na imię?! – wiem, do czego dąży. Chce zapobiec mojemu odlotowi. Jednak moje powieki ciążą, ciało się rozluźnia. Gdzieś w moich myślach widzę mamę przytulającą siostrę, nasze siostrzane bransolety. Wybacz, odpływam.
-Eadlyn.- mówię.
Po czym tracę przytomność.
<Vindict?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT