poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Od Victora cd Riki

Ciężko było mi przetrawić dane. W jednej chwili z basiora stałem się psem, dodatkowo o jakimś śmiesznym imieniu.. Jak mi było? Tobi? Kto to wymyślił? Spojrzałem na starszego mężczyznę, jak na idiotę, lustrując jego twarz. Bladą skórę pokrywały zmarszczki, a pomimo, że głowa była łysa terytorium pod sporych rozmiarów nosem zajmował śnieżnobiały biały wąs. Poczciwe piwne oczy wpatrywały się w nas przez moment, aby po chwili wykonać obrót.
— Macie teraz zamiar wybrzydzać? — Racja, jak dają, to nie warto. Riki zresztą wspominała, że jest głodna. Ja sam jadłem jedynie w postaci królika, to też moje kiszki również zaczynały grać marsza.
— Chodźmy — podjąłem decyzję za naszą dwójkę, zbliżając się do stołu. Riki ruszyła za mną. Zastanawia mnie... Jeśli to wizja, wspomnienie, czy co tam innego, to czy w ogóle się najemy? W teorii nie powinniśmy, ale jesteśmy przecież częścią tego przedstawienia. Zresztą, wystarczy po prostu to sprawdzić, no nie? Wyimaginowane jedzenie to zawsze jedzenie. Jestem pewny, że “Tobi” się nie obrazi, jeśli zapełnię jego żołądek.
— Dobre pieski, łapcie. — Facet ułożył kostki na podłodze.
— Panie przodem. — Uśmiechnąłem się miło do “Mary”. Ta odpowiedziała tym samym. Swoją drogą, to nie fair! Riki dostała o wiele fajniejsze imię!
Ach.. Taki stary, a wciąż szczeniak. Chyba już mi tak zostanie.
— Dzięki, Vic. — Towarzyszka pochyliła się nad kostkami i zabrała do jedzenia.
— Mamo, spójrz. — Najmłodszy chłopiec wskazał na nas. — Nie rzuciły się na nie!
— Wygląda na to, że Tobi postanowił zostać gentlemanem. — Kobieta uśmiechnęła się ciepło w kierunku syna. Bez problemu można było dostrzec miłość w jej oczach. Zadrżałem, uświadamiając sobie, skąd znam to spojrzenie. Może z moją matką za szczeniackich lat rozmawiałem niewiele, na innym licu widziałem już jednak miłość do młodych. Kobieta patrzała na chłopca w ten sam sposób, w jaki Rene przyglądała się dziewczynkom, kiedy były małe. Miała w oczach tyle oddania i chęci obrony potomstwa.. Dokładnie tyle, co ta kobieta. Gdyby tylko nie ta cała sprawa z pochodzeniem... Cholera, ale się zagmatwało!
— Możesz już jeść — głos Riki wyrwał mnie z melancholijnych rozważań. Ochoczo skinąłem głową, stając na miejscu, w którym to wcześniej znajdowała się wadera i obgryzając pozostawione mi kostki. Nie wiem, jak to wyglądało z medycznego punktu widzenia, jednak ich smak nie różnił się od tego, jaki czułem zazwyczaj, kiedy czasem wyjadałem resztki moich ofiar. Hmmm, zabrzmiało trochę groźnie? Ach, też coś. Natura sama uczyniła mnie mięsożercą. Po zakończeniu posiłku wraz z Riki udaliśmy się w najbliższy róg pomieszczenia, aby następnie zacząć się cicho porozumiewać.
— Jak myślisz, co się stało? — Psica przechyliła łeb, zdezorientowana.
— Nie wiem, ale przynajmniej zaliczyliśmy darmowy obiad. — Szarmancko wyszczerzyłem zęby. W odpowiedzi otrzymałem przelotny, nieśmiały uśmiech.
— To może być plus — przytaknęła wadera — w każdym razie, teraz nie przejmuję się wyjściem. Chcę się dowiedzieć, co się tutaj stało. Jesteś ze mną, Tobi? — Miałem ochotę zaśmiać się, słysząc ton, w jaki Riki wypowiedziała “moje” imię. Brzmiał on wręcz scenicznie.
— Oczywiście, Maro — potwierdziłem — dawno już nie spotkało mnie nic ciekawego. Rozwiążmy tę zagadkę.
W tym momencie moglibyście przyznać nam order. Order rozsądnych wilków, martwiących się swoim położeniem, nie mówiąc już o aktualnej strefie czasowej. Jestem całkiem obcykany w czasoprzestrzeni, ale nie na tyle, aby określić, ile czasu minie, nim wrócimy na swoje miejsce. No, ale właściwie, czym się tutaj martwić? Do dzieła.
— Rozumiem, że musimy zachowywać się jak domowe psy? — w moim tonie głosu nie dało się ukryć westchnienia.
— Dokładnie. Będziemy szczekać na wszystko, co nowe, łasić się na pieszczoty i wpadać w depresję, gdy ktoś wyjdzie z domu. Potraktujmy to, jak przedstawienie.
— Aktorem mi się jeszcze być nie zdarzyło.. To może być ciekawe doświadczenie. — Entuzjastycznie wypiąłem pierś.
— Bez wątpienia. Teraz jednak nie powinniśmy tu tak stać. Jeszcze pomyślą, że coś knujemy. — Przyjaciółka odskoczyła na bok, machając ogonem i pochylając się w przód.
— Zupełnie, jakby tak nie było. — Wywaliłem język na zewnątrz, podskakując w miejscu i powtarzając gest. Rodzina właśnie zabierała się do sprzątania po obiedzie. Dzień był zupełnie unormowany.

<Riki? Achh, to potajemne pisanie na polskim xd Prawie, że Bingo! Motyw lustra wzięłam z “Alicja i lustro zombie” xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT