niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Riki do Victora

Lata świetności tego domu już dawno minęły – wszystko było zniszczone, drewniane ściany i meble gniły, pleśń też znalazła dla siebie miejsce. Victor zszedł z drzwi, które przed chwilą wywarzył z zardzewiałych zamków. Cała konstrukcja zatrzęsła się delikatnie, ale na całe nasze szczęście dalej się trzymała. Basior zaczął się rozglądać, podobnie jak ja. Dom był nieduży, ale wyglądał na przytulny, oczywiście, jak dało się w nim jeszcze mieszkać. Od razu jak się wchodziło, stał drewniany stół, do którego mogło zasiąść siódemka osób. Niegdyś mebel posiadał jasne drewno, a teraz spróchniały i ciemny. Na pewno nikt by nie chciał przy nim nic jeść. Krzesła były w podobnym stanie. Oparcia były jednak bardzo ładne, ale tylko z powodu na wzór, jaki posiadały. Dwóm krzesłom odpadł kawałek od jednej z nóg, więc były teraz przechylone, a jedno kompletnie się przewaliło. Stół stał w poziomie, jeśli patrząc od strony drzwi. Na prawej ścianie na wysokości stołu, znajdowało się okno, którego jedna część była wybita, reszta jeszcze się trzymała. Bliżej drzwi po tej samej stronie, zostały przyczepione trzy półki – z książkami, różnymi figurkami czy zdjęciami. Najniższa z półek odczepiła się w jednym miejscu od ściany i wisiała teraz pod kątem. Spadły z niej trzy książki, jedno zdjęcie w ramce oraz dwie figurki – jedna przedstawiająca małego słonika, a druga rozciągającego się kotka. Podeszłam bliżej rzeczy, które wylądowały na podłodze, odgarniając łapą figurki na bok. Rzuciłam okiem na książki. Przesunęłam kończyną delikatnie jedną z nich i spojrzałam na tytuły. „Myślistwo”, „Historia Myślistwa”, „Gatunki Chronione”, przeczytałam kolejno. Zmrużyłam oczy zaciekawiona, po czym podniosłam na chwile wzrok na ściany budynku. Tak jak myślałam, na jednej ze ścian widniała kolekcja poroży jeleni. Trofeów było z dziesięć.
Wróciłam spojrzeniem na znalezione rzeczy. Zostawiłam książki w spokoju, przenosząc swoją uwagę na zdjęcie oprawione w ramkę. To chyba, tata, mama, córka, dwójka synów, babcia i dziadek… Przejeżdżałam łapą od jednej postaci ze zdjęcia, do drugiej, myśląc jaką rolę odgrywała w rodzinie. Tak przynajmniej mi się zdawało, że to rodzina. Szkło, które chroniło fotografię, pękło, więc uważałam, by się nie zranić.
- Wyglądali na szczęśliwych – odezwałam się do Victora, jednak nie oderwałam wzroku od fotografii. Wszyscy mieli uśmiechy na twarzy… Basior podszedł do mnie zaciekawiony i rzucił okiem na oglądany przeze mnie przedmiot.
- Zastanawiam się, co mogło się stać – rzekł wilk, po czym wróciłam do miejsca, które wcześniej oglądał.
- Rzeczywiście, to dość intrygujące – skomentowałam, patrząc w górę na inne półki trzymające się w całości. Na najwyższej była masa książek, za to na tej pod nią były jeszcze trzy zdjęcia w ramkach, jedna laurka namalowana ręką dziecka i figurka konia.
- Książki może moglibyśmy zabrać do biblioteki pod Amfiteatrem – zaproponowałam, przelatując wzrokiem od tytułu do tytułu.
- Hm… To nie taki zły pomysł – odpowiedział towarzyszący mi wilk, jednak nie przerywał oglądania poszczególnych rzeczy.
Odeszłam od półek, kiedy skończyłam przyglądać się zdjęciom. Rzuciłam tylko na nie spojrzenie, gdyż postacie się powtarzały. Na jednym stał prawdopodobnie dziadek wraz z głową rodziny, a przed nimi leżał ubity jeleń. Obok była fotografia dzieci – chyba najstarsza, dziewczyna i dwójka młodszych chłopców. Trzecie zdjęcie przedstawiało panią i pana młodego, którzy prawdopodobnie chwilę przedtem założyli sobie obrączki na palce i przyrzekli, że zawsze będą razem, aż śmierć ich nie rozłączy, bla bla bla… Spojrzałam przelotnie na resztę domu. Były tam trzy sypialnie, kuchnia i większy salon. Każde pomieszczenie wyglądało tak samo – zniszczone, porośnięte mchem, pleśń na ścianach, ale patrząc po sypialniach, domyśliłam się, że prawdopodobnie miałam rację z członkami rodziny. W dwóch było podwójne łóżko, a w trzeciej, jedno piętrowe, gdzie prawdopodobnie spali bracia i jedno zwykłe, gdzie pewnie była siostra. Zresztą jej kawałek pokoju wyglądał bardziej dojrzale niż część jej braci. Podsumowując, był to pewnie domek wypoczynkowy dla tej rodziny. Na stałe zgaduję, mieszkała w nim babcia z dziadkiem, a reszta przyjeżdżała, kiedy mogła.
Wróciłam do pokoju, do którego się wchodziło od razu po otworzeniu drzwi. Poszukałam wzrokiem Victora. Basior stał po drugiej stronie stołu, jeśli patrząc od drzwi. Przed nim znajdowała się nieduża, bardzo ładnie zdobiona komoda. Niestety obecnie prezentowała się nie najlepiej, ale byłam pewna, że kiedyś musiała być piękna i przyciągała uwagę. Drewno wyglądało na wysokiej jakości, oczywiście teraz było już zniszczone. Na szufladach były wyrzeźbione śliczne wzory, a klamki od nich zostały pozłocone. Nóżki za to zostały ciekawie zrobione. Na samym meblu stał pęknięty i brudny wazon, już bez wody. Niegdyś trzymano w nim piękne kwiaty, a patrząc po zwiędłych płatkach, które odpadły od łodygi, musiały być to róże. Jednak najbardziej intrygujące było lustro, osadzone nad komodą. Jako jedyne w całym budynku nie było zniszczone, a nawet brudne. Złota rama z wyrzeźbionymi wzorami prezentowała się bardzo ładnie, w dodatku promienie słońca odbijały się od niej, tworzący śliczny połysk. Interesujące jednak było to, że szklana powierzchnia lustra falowała, niczym woda w jeziorze.
- To tak powinno? – zwrócił się do mnie basior. Odwrócił głowę w moim kierunku i wskazał łapą na dziwny obiekt. Podeszłam do niego spokojnie, nie spuszczając wzroku z lustra. Podskoczyłam i usiadłam na komodzie, przyglądając się chwilę zwierciadłu. Po chwili zdecydowałam łapą dotknąć falującej powierzchni. Wyciągnęłam kończynę do przodu, w sumie nie wiedząc, czego mogę się spodziewać. Nagle moja łapa przeszła na drugą stronę lustra. Mrugnęłam kilka razy, upewniając się, że to na pewno rzeczywistość, a nie przypadkiem zwidy, lecz zaistniała sytuacja była prawdą. Postanowiłam przecisnąć się cała na drugą stronę, co zakończyło się sukcesem. Wylądowałam w idealnie białym, nieskończonym pomieszczeniu. Odwróciłam pyszczek w stronę lustra. Po tej stronie wyglądało tak samo. Spojrzałam przez nie i zobaczyłam Victora, który podobnie jak ja wspiął się na mebel i przyglądał mi się.
- Jak… – wydusiłam z siebie zdziwiona.
- Riki? – odezwał się medyk. Po chwili zobaczyłam również Hoshi, która podleciała do lustra i usiadła obok basiora – Możesz wyjść?!
Dotknęłam jedną łapą lustro, jednak po tej stronie było ono normalne. Szklana powierzchni nie poruszyła się wcale.
- Właśnie chyba nie! – krzyknęłam, po czym oparłam się przednimi łapami o lustro. Przycisnęłam łapy, jednak nic się nie stało. Szkło jak szkło.
- Idę do ciebie! – krzykną nagle basior. Podniósł się, tak, by nie spaść z komody, po czym przyłożył łapy do lustra i zaraz potem wturlał się do środka. Nie zdążyłam jednak odskoczyć i Victor popchną mnie. Przeturlaliśmy się kawałek dalej.
- Dzięki – prychnęłam, dmuchając na grzywkę, która opadła mi na oczy.
- Nie ma za co – zaśmiał się wilk, podnosząc się na równe łapy. Kiwnęłam przecząco głową i prychnęłam, uśmiechając się. Zaraz potem i ja wstałam na łapy, otrzepując się. Nagle moją uwagę zwrócił głos Hoshi, która została w domku. Podeszłam do zwierciadła i oparłam się o nie ponownie łapami.
- Nie wlatuj tu, Hoshi! – krzyknęłam, jednak orzeł przekrzywił tylko głowę i skrzekną, nie rozumiejąc za bardzo, o co mi chodzi.
- Nie słyszy cię – powiedział Victor, na którego na chwilę spojrzałam – Ja też cię nie słyszałem.
Westchnęłam głośnio, myśląc jak jej pokazać, by tu nie wskoczyła. Nagle do głowy przyszedł mi pewien pomysł. W samą porę, gdyż ptak rozkładał już skrzydła. Pomachała przecząco głową, co od razu zobaczyła orlica i złożyła swoje ptasie ramiona. Chyba teraz do niej doszło, o co chodzi. Miałam nadzieje, że posłucha i zostanie w domku. Odetchnęłam z ulgą i odsunęłam się od lustra.
- Muszę ją na razie tam zostawić. Poradzi sobie chyba – rzekłam, spoglądając przez ramię na Hoshi, która podleciała i usiadła na stole.
- Na pewno. Teraz pozostaje pytanie: co z nami? – wymieniłam z Victorem spojrzenia. Zamyśliłam się na moment, podobnie jak basior. Nagle jednak ni stąd, ni zowąd, kawałek dalej od nas pojawił się prostokąt przedstawiający kawałek jakieś sytuacji. Dziwny, ruchomy obraz od razu przykuł moją i mojego towarzysza uwagę. Zaciekawieni, podeszliśmy bliżej. W prostokącie ukazała się sytuacja, która miała miejsce w domku, który znaleźliśmy. Jednak na przedstawionej sytuacji nie był jeszcze zniszczony.
- Wygląda jak… – zaczęłam zdanie, jednak nie dokończyłam.
- …wspomnienie – wyręczył mnie Victor.
W prostokącie pojawiła się sytuacja przedstawiająca tę samą rodzinę ze zdjęcia i ten sam dom, w którym ów rodzina spędzała wspólnie popołudnie. Nagle dalej kolejno pojawiały się kolejne prostokąty, obrazujące coraz to inne wspomnienia. Wspomnienia tego zniszczonego domu. Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Riki, a co jeśli… Moglibyśmy dzięki tym wspomnieniom zobaczyć, jak powstał ten dom i jak jego historia się zakończyła? – odezwał się wilk, wyjmując wręcz słowa z mych ust. Właśnie otwierałam pyszczek, by się odezwać, ale po słowach towarzysza zamknęłam go, uśmiechają się tylko.
- Ty chyba mi w myślach czytasz. Dokładnie o tym samym pomyślałam – odrzekłam.
- Coś podobnego – prychną z uśmiechem Victor – No dobra, ale nadal pozostaje pytanie, jakby się stąd później wydostaniemy.
- Nie panikuj, na razie i tak ciekawi mnie ten dom, a nie to jak stąd wyjść – zaśmiałam się, idąc ku kolejnemu wspomnieniu. Basior podążył na za mną.
Kolejny prostokąt ukazywał rodzinny obiad. Wszyscy zasiedli przy stole, prócz mamy, która właśnie spieszyła z kuchni z upieczonym kurczakiem w rękach. Każdy członek rodziny miał przed sobą biały talerz, a po bokach te swoje fikuśne rzeczy do jedzenia. Znaczy, nóż rozpoznawałam, ale nie pamiętam, jak to drugie się nazywało. Widać było, że każdy z każdym rozmawiał, lecz tylko dało się to wywnioskować z tego, że poruszali ustami. My tego nie słyszeliśmy.
- Aż się głodny zrobiłem – odezwał się Victor, oblizując pysk na widok upieczonego kurczaka. Mimowolnie zrobiłam to samo.
- Mi sarna uciekła przed nosem, dziś nic nie jadał. Bym takie danie spałaszowała – odezwałam się, a wraz ze mną mój pusty brzuch.
- Jak tylko opuścimy to miejsce, idziemy szukać stada saren – powiedział zdeterminowany wilk.
- Jasna sprawa! Dobra, a teraz szukajmy najstarszego i najmłodszego wspomnienia. Z nich powinniśmy się czegoś dowiedzieć – rzekłam do medyka.
- Cóż, szkoda, że sprawa nie jest tak prosta, że są one uporządkowane od najstarszego, do najmłodszego – westchną głośno mój towarzysz.
- Nigdy tak prosto niestety nie ma – zaśmiałam się i już chciałam zrobić krok do przodu, gdy nagle poczułam, że nie mogę się ruszyć. Popatrzyłam na Victora, który też nie mógł unieść swoich łap. Wymienił ze mną po chwili niepokojące spojrzenie. Rozejrzałam się wokoło, szukają jakiegoś wyjaśnienia tego dziwnego zjawiska, a jak się okazało, było ono centralnie przed nami. Jednak zanim zorientowałam się, co się dzieje, zostałam wręcz oślepiona niezwykle jasnym światłem.
- Victor? – szepnęłam cicho, mając nadzieje, że basior jest gdzieś w moim otoczeniu i nic poważnego mu się nie stało. Nadal niestety nic nie widziałam.
- Riki? – odpowiedział równie cichy, lecz znany mi głos.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy go usłyszałam. Po chwili obraz przeze mnie widziany zaczął się wyostrzać. Jednak nie spodziewałam się tego, co ujrzałam. Znajdowałam się w tym samym domku, który odwiedziłam z Victorem, lecz teraz nie był on zniszczony… Wszystkie półki przy drzwiach się trzymały, kwiaty na komodzie żyły, żaden mebel nie był zniszczony i czuć było rodzinną atmosferę. À propos rodziny. Niespodziewanie zorientowałam się, że przy stole siedzi cała rodzina ze zdjęcia, a mama właśnie podaje upieczonego kurczaka. Dokładnie tak samo to wyglądało, jak na urywku wspomnienia, który widzieliśmy! Rozejrzałam się wokoło, szukają Victora, który stał obok, podobnie zaskoczony jak ja. Jednak… Czy to na pewno był on? Wilk, a raczej pies stojący obok mnie miał całą białą sierść, ale grzywka i kształt pyska nadal przypominał mi Victora… Osobnik popatrzył na mnie i odsuną na krok. Właśnie, co ze mną? Spojrzałam po swoim ciele i ze strachem odkryłam, że z mojej sierści zniknęły wszelkie kolorowe elementy, nawet grzywka została, ale cała czarna!
- Czekaj, czekaj… Riki, to na pewno ty? – odezwał się… Ech… Pies bądź wilk stojący obok, ale po głosie wywnioskowałam, że to musi być Victor.
- Victor? Co się sta- – nie dokończyłam jednak, gdyż niespodziewanie z końca stołu odezwał się starszy pan.
- Tobi! Mara! Chodźcie, kostki dla was mam! – roześmiał się dziadek.
- Tato, nie dawaj im – powiedziała stanowczo kobieta, która podała obiad.
- Oj, to tylko kostki! – ponownie zaśmiał się mężczyzna i gwizdną na nas. Basior towarzyszący mi stał w równym osłupieniu, co ja. Po chwili oboje spojrzeliśmy po sobie.
- Tobi? Mara? – wypowiedzieliśmy równo dwa, dziwne imiona.
- No nie szczekajcie na siebie, dla każdego z was mam! – rzekł dziadek.
Czy my przypadkiem nie trafiliśmy do wspomnienia?!


<Victor? To co się dzieje już za lustrem, kompletnie zdupczyłam xd Mam nadzieje, że pomimo tego opowiadanie jest do zniesienia. No i dziękuje za odpisanie c: W ogóle, skojarzyło mi się to z „Alicja po drugiej stronie lustra” xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT