sobota, 22 kwietnia 2017

Od Toshiro do Riki

Moje przerażenie powoli zaczęło sięgać zenitu. Oddech utykał mi gdzieś w połowie drogi między nosem, a płucami czy z czego tam teraz korzystał mój organizm. Krew płynęła szybko, dużo za szybko, byłem pewien, że jakaś żyła albo tętnica zaraz nie wytrzyma i spektakularny, szkarłatny strumień zmiesza się z przejrzystą wodą. Spokoju dodawała mi tylko bliska obecność przyjaciółki. Nie mogę ot tak teraz opaść na te wszystkie muszle, glony i piach. Razem w to wpadliśmy, razem stąd wyjdziemy, hej, kto przecież umknął Władcy Śmierci?
Mocny chwyt trytonów przerwał moje rozmyślania. Niemalże pisnąłem, czując, jak ich chropowata skóra mocno zaciska się na mym karku, a ja nawet nie mogłem się odwrócić, by kłapnąć szczękami. Tak się nie godzi, to wilki przecież są drapieżnikami, nie jakimiś zwierzątkami wystawowymi! Czułem kotłującą się we mnie wściekłość, która coraz silniej wypierała przerażenie. Głośny, niecierpliwy tłum. Para naszych pobratymców naprzeciwko, z kipiącą nienawiścią w oczach. Pazury trytonów zaciśnięte na naszych karkach. Błony między pazurami, sierść przystająca do ciała w okropny sposób. To wszystko dopełniało czarę goryczy, a kroplę przelał fakt, iż Riki również została narażona na niebezpieczeństwo. Miałem ochotę pokazać tym trytonom, gdzie raki zimują. Ale mogłem tylko wywijać łapami, chociaż i tego już zaprzestałem. Czułem się jak jakiś bezbronny, ślepy, dopiero co narodzony kociak. To był naprawdę bolesny cios dla mojej dumy.
W pewnym momencie, poczułem mocne, zdecydowane pchnięcie w grzbiet. Niesiony siłą ciosu, pomimo oporu stawianego przez wodę, przeleciałem dobre dwa metry - dokładnie poza wrota ogromnej areny. Riki po chwili również unosiła się przy moim boku, skomląc z bólu. Sam się skrzywiłem, kiedy echo palącego uderzenia odezwało się w mięśniach. Za nami rozległ się głuchy odgłos, jakby coś wielkiego przywaliło o stos bawełny ulokowany na drewnie. Nie musiałem wykręcać łba, by wiedzieć, co to było.
Upstrzone długimi, ostrymi kolcami wrota odgrodziły nas od trytonów. Teraz jednak nie miałem czasu na zajmowanie się tym, że zostaliśmy uwięzieni w ogromnej, wypełnionej wodą kopuli, zbudowanej na kształt areny.
Druga para wilków, kłapiąca szczękami, z najeżoną sierścią i niezdrowo błyszczącymi oczami również została wepchnięta na pole walki. One jednak, w przeciwieństwie do nas, nie pozostała w bezruchu. Niepotrzebny był żaden sygnał do rozpoczęcia widowiska przez trytony. Same ruszyły w naszą stronę, a ich wściekłość przemawiała przez oszalałe młócenie wody łapami. Nie mieliśmy czasu na żaden skomplikowany plan, a ja usiłowałem wymyślić coś prostego. Pod żadnym pozorem nie chciałem robić krzywdy naszym pobratymcom, a nawet gdyby, coś czułem, że Riki nigdy w życiu nie dałaby się do tego przekonać, ale przecież musiało istnieć jakieś dobre rozwiązanie, złoty środek. Coś, co pozwoliłoby nam na zawieszenie walki. One z całą pewnością nie były tu z własnej woli, zostały zmuszone do bitwy jakimś zielskiem. Ale czy istniał jakiś uniwersalny środek na pozbycie się trucizn, który nie wymagał unikatowych składników czy recytacji wielogodzinnych formuł w kole stu magów wybranych przez Moc?
W pewnym momencie, do głowy wpadł mi obraz wyjątkowo sielankowy. Błękitne niebo, zielone wzgórze porośnięte kwieciem, słońce w zenicie, szczeniaki beztrosko baraszkujące w trawie pod czujnym okiem matek. Kiedyś widziałem, jak dziecko jednej z nich znalazło kolorowego, czerwonego grzyba z białymi plamkami. Kiedy znudziła mu się zabawa z nim, jak to ciekawe świata dziecię, schrupało spory kęs. Widząc to, spanikowana, starsza wadera niemal przeskoczyła jednym susem dzielącą ich odległość kilkunastu metrów i zmusiło dziecko do natychmiastowego wydalenia tego, co zdążyło już przełknąć tą samą drogą, co weszło. Elegancko to może nie wyglądało, ale uratowało młodego. Wziąłem głęboki wdech, widząc doskonale, że to, co mnie zaraz spotka, będę mógł bez wahania dopisać do bagażu jednych z najtrudniejszych doświadczeń w życiu.
- Riki- spojrzałem z całą powagą na waderę.- Zanim powiem, co wymyśliłem, bardzo cię proszę, powiedz, że masz jakiś genialny pomysł, który nas wszystkich uratuje...
Wadera spojrzała na mnie, wyraźnie zdenerwowana. Jej wzrok co chwilę uciekał w stronę pary wilków, które przybliżały się do nas z każdą sekundą. Całe szczęście, że ta arena była ogromna.
- Tosh, nie wiem!- jęknęła, najwyraźniej teraz bardziej zajęta martwieniem się o naszą obronę.- Ale na pewno nie chcę z nimi walczyć!
~ Toshiro, weź się w karby, na litość~ usłyszałem nagle~ Wiesz, co musisz zrobić, więc zrób to, zamiast się użalać. Zachowujesz się jak niedojrzałe szczenię. Musicie uratować tamtych, zanim przez te trucizny zrobią sobie jakąś krzywdę. One mocno wpływają na mózg, z łatwością mogą coś uszkodzić.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że wiedziałem, że głos miał rację. To nie było miejsce albo pora na jakieś sceny obrzydzenia.
- Riki- musimy to zrobić, powtarzałem sobie. Szybko i będzie po wszystkim.- Oni muszą zwymiotować te trucizny. Z naszą pomocą.
Spojrzałem w górę, na szklaną, błyszczącą kopułę. Całe szczęście, że glimeryt został z nas zdjęty i mogliśmy używać naszej magii. Pochyliłem się nad uchem przyjaciółki, by przekazać jej mój plan.
- Zrobimy tak. Ty ich ogłuszysz jedną ze swoich mocy, a ja unieruchomię linią czasu. Całą naszą czwórkę wpakuję chwilowo przynajmniej do wymiaru szafki, tam powinny być jakieś zioła, które powodują wymioty, nie zależy mi na grzebaniu w ich gardłach. Potem jakoś zwiejemy, kiedy nie będą się spodziewać naszego powrotu. Szybko wystrzelimy z areny i zwiejemy, może poza środowiskiem wodnym ta magia przestanie na nas działać albo po pewnym czasie. Będziemy musieli szybko wymyślić, jak uwolnić się z areny i to wykonać, jak tylko wrócimy, utrzymam nas tam pewnie maksymalnie kilka godzin. Chyba że masz...
Przerwało mi kłapnięcie szczęk tuż przy swojej łapie. Gwałtownie się cofnąłem, klnąc niekoniecznie pod nosem. Zanadto się skupiłem na wyłuszczaniu Riki i teraz o mało nie zostałem pozbawiony kawałka kończyny. Kątem oka dostrzegłem, iż wadera również cudem uniknęła stracenia kawałka ucha przez szczęki drugiego basiora o potężnej posturze. Gdybyśmy tylko mieli kilka sekund więcej! Nie dorównywaliśmy im szybkością, z łatwością nas doganiały, najwyraźniej lepiej przystosowane do pływania i napędzane siłą wściekłości płynącej z trucizny w ich organizmach.

< Riki? Wybacz ogółem, że dopiero odpisuję, poprawię się! >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT