niedziela, 16 kwietnia 2017

Od Riki do Kogoś

Zimne dni odeszły już jakiś czas temu i tereny watahy mogły przywitać wiosenne słońce. Oczywiście bez wietrznych i deszczowych dni się nie obeszło. Jednak tego dnia pogoda postanowiła być wyrozumiała i już od rana złociste promienie wpadały do jaskiń jeszcze zaspanych wilków. W tym czasie w lesie zające już opuściły swe nory w poszukiwaniu pożywienia, podobnie jak chytre lisy. Stada saren spokojnie zaczęły skubać trawę na otwartych przestrzeniach, jak i w samym Stardust Forest. Ptaki wesoło śpiewały w koronach drzew, dając o sobie znać. Delikatny wiaterek poruszał źdźbłami szmaragdowej trafy oraz listkami, które coraz to w liczniejszych gromadach pojawiały się na drzewach. Jednym słowem, zapowiadał się iście wiosenny dzień.
Poczułam na swoim ciemnym pyszczku ciepło rannego słońca, które wpadało do każdego możliwego miejsca. Uśmiechnęłam się nieznacznie. Powoli podniosłam powieki, ujawniając swoje błękitne ślepia. Mrugnęłam kilka razy, by zaspane oczy przyzwyczaiły się do otoczenia. Przejechałam łapami po wpółprzymkniętych powiekach, czyszcząc tym samym kąciki oczek. Oblizałam pysk, po czym ziewnęłam przeciągle, przy okazji wydobywając ze swojego gardła piskliwe mruknięcie szczeniaka. Mlasnęłam kilka razy i rozejrzałam się po jaskini. Wszystko było w jak największym porządku – wszelkie moje rzeczy leżały na swoim miejscu, a Hoshi jeszcze spokojnie siedziała w swoim gniazdku. Orlica oddychała powoli, a jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała w rytm jej oddechu. Małe, ciemne oczy wciąż były zamknięte, a skrzydła złożone. Uśmiechnęłam się delikatnie na widok śpiącej towarzyszki, po czym wstałam na równe łapy. Otrzepałam się z wszelkiego piachu i machnęłam ogonem. Jeszcze raz zlustrowałam jaskinię, a następnie odwróciłam się w stronę Hoshi, wciąż śpiącej.
- Wstajemy, orzełku! – zaśmiałam się, kiedy ptak nagle otworzył oczy i machną skrzydłami – Dzisiaj przydałoby się przejść i sprawdzić poszczególne wilki, czy aby na pewno wykonują swoją pracę.
Orlica wydała ze swojego gardła charakterystyczny dla jej gatunku skrzek.
- No, już, już! – kiwnęłam głowę na swój grzbiet, dając tym samym Hoshi do zrozumienia, że ma czym prędzej wskakiwać na mój grzbiet. Ptak ponownie się odezwał, a następnie podleciał do mnie i zajął wygodną pozycję na moich plecach. Odwróciłam się w stronę wyjścia z groty, gdzie zaraz skierowałam swe kroki. Gdy stałam już na krawędzi, rozejrzałam się wokół, by zbadać dokładnie teren. Ach, grzechem by było, gdybym nie wyszła z jaskini tego dnia! Taki piękny był. Skierowałam uszy w każdą możliwą stronę, nasłuchując czy coś ciekawego się dzieje w moim pobliżu, jednak kiedy nic takiego nie odkryłam, zeskoczyłam na ziemię i raźnym krokiem ruszyłam ku Stardust Forest, który był stosunkowo niedaleko mnie. Ciągle rozglądałam się wokoło, oglądając ciekawskim okiem otaczające mnie ziemie. Zapach wiosny zawsze był taki przyjemne. Do tego słońce ciągle grzało, oczywiście nie tak bardzo, jak to latem. Wiatr targał moją grzywkę i czasami miałam wrażenie, że robi mi na złość, kiedy zlatywała mi na oczy. Tego dnia miałam wyśmienity humor, a kiedy taki mam, to nawet nic nie jest go w stanie zmienić. Hoshi też chyba udzielił się radosny nastrój, gdyż co jakiś czas chętnie wzbijała się na skrzydłach i robiła beczki w powietrzu.
Po niedługim czasie drzew było jeszcze więcej, podobnie jak krzaków, w których co jakiś czas znikały zające, wystraszone przybyciem drapieżnika. Zaśmiałam się cicho, krocząc z uniesionym łebkiem. W pierwszej kolejności miałam zamiar odwiedzić medyków. Najbliżej był Victor, a zaraz potem Tomoe. Musiałam jeszcze kawałek przejść, by dojść do jaskini basiora, ale droga zleciała w miarę szybko. Między pniami drzew przebijała się grota medyka. Już z tej odległości słychać było krzątającego się wilka oraz czuć zapach różnych ziół.
- No, medycy nie mają teraz łatwo, co? – powiedziałam, wchodząc powoli do środka. Tutaj to dopiero zapachy grały w nosie. Rozejrzałam się po wnętrzu, w którym Victor skakał z jednej strony na drugą, sprawdzając poszczególne zioła i użyteczność różnych przedmiotów. Basior na chwilę zaprzestał i spojrzał w moim kierunku, uśmiechając się delikatnie.
- Hej Riki. Tak, po zimie trzeba odnowić wszystkie zapasy oraz zrobić wiosenne porządki. Pewnie inny medycy będą podobnie zabiegani jak ja – westchną, rozglądając się po grocie, po czym ponownie przeniósł wzrok na mnie – Sprawdzasz teraz wszystkich?
- Tak, ostatnio trochę chyba zawiodłam – uśmiechnęłam się krzywo i podrapałam się po karku. Westchnęłam i spuściłam łeb ze skruchą.
- Oj, daj spokój – powiedział pocieszająco Victor. Spojrzałam na niego, a basior puścił mi oczko z pogodnym uśmiechem wymalowanym na pyszczku. Również się uśmiechną i podniosłam łeb. Kiwnęłam głową.
- Dobra, trzymaj się i powodzenia! – krzyknę w stronę wilka, wychodząc z jaskini.
- Na razie! – odpowiedział, wracając do swoich obowiązków.
- Teraz kierunek: jaskinia medyka Tomoe! – zaśmiałam się po wypowiedzianych słowach, a Hoshi wciąż siedząca na moim grzbiecie machnęła skrzydłami.
Tak jak mówił wcześniej Victor, każdy z medyków robił w sumie to samo. Po sprawdzeniu, że każdy z nich jest na swoim stanowisku, ruszyłam ku Shinrin, gdzie często przebywały szczeniaki ze swoimi opiekunami. Po drodze miałam również styczność z lisem. Kiedy ruda kita pojawiła się nad gałązkami krzaka, od razu się zatrzymałam i spojrzałam złowrogo na krzew. Obnażyłam kły i zaczęłam cicho powarkiwać, dając znać nieproszonemu gościowi, żeby się nie zbliżał i czym prędzej stąd uciekał. Jednak rudzielec nie posłuchał i nagle skoczyła w moim kierunku ruda kulka z drobnymi ząbkami. Na szczęście jednak cofnęłam się i uniknęłam niezbyt przyjemnego spotkania ze szczęką zwierza. Odwróciłam pysk w stronę lisa i kłapnęłam zębami na tyle blisko niego, że pisną i uciekł czym prędzej. Uniosłam dumnie głowę i prychnęłam z zadowoleniem.
- Lisom zaproszeń na nasze tereny nie dawaliśmy – powiedziałam i uśmiechnęłam się pod nosem.
Ruszyłam dalej w stronę Shinrin. Było to już stosunkowo niedaleko, więc po kilku minutach rozpoznałam ów miejsce. Wtedy do moich uszów doszedł spokojny i delikatny głos dobrze znanej mi wadery – Nanami. Skierowała swe kroki w kierunku, z którego doszedł do mnie głos wilczycy. Weszłam na nieduży pagórek, z którego zobaczyłam małe stadko młodych wilków, a przed nimi siedzącą Nanami, wykładającą im lekcję historii. Szczeniaki bardzo dokładnie słuchały słów wadery, gdyż nawet nikt się nie zaczepiał. Uśmiechnęłam się na ten widok, po czym wróciłam do Stardust Forest tą samą drogą, jaką przyszłam do Shinrin.

***

- Uf… Już koniec – odetchnęłam z ulgą, kiedy pożegnałam się z Zuko i Lelou. Obrońcy byli ostatnimi, których chciałam dziś sprawdzić. Obecnie pomagali oni na granicach, ponieważ patrol graniczny nie był na tyle na dużo, by samemu sobie poradzić. Podsumowując cały dzisiejszy obchód – każdy na swoim stanowisku, żadnych zastrzeżeń do czyjejś pracy, każdy robi to, co do niego należy. Nagle odezwała się Hoshi, jakby poczuła się niedoceniona tego dnia. Przedtem spuściłam na chwilę łeb, lecz przez skrzek orlicy podniosłam go gwałtownie.
- Tak, tak, pamiętam o tobie. Byłaś dzisiaj niezastąpionym towarzystwem – zaśmiałam się cicho, spoglądając na Hoshi. Ptak machną skrzydłami i skrzekną z zadowoleniem, po czym poprawił swoją pozycję na moim grzbiecie. Z uśmiechem na pyszczku ruszyłam drogą powrotną do swojej jaskini. Na razie chciałam odpocząć, później planowałam jeszcze jakoś wykorzystać ten dzień. Nagle jednak po lesie rozniósł się żałosny dźwięk pochodzący od mojego żołądka. Wzdrygnęłam się i zatrzymałam. Dopiero teraz zorientowałam się, że nic nie jadłam, odkąd wstałam i chyba czas najwyższy zaspokoić ten wilczy głód.
- Jeśli chcesz Hoshi, to możesz lecieć do jaskini czy coś. Ja muszę coś przekąsić – rzekłam w stronę towarzyszki, która spojrzała na mnie swoimi ciemnymi oczkami, po czym skrzeknęła. Rozłożyła skrzydła i raz, dwa, zniknęła mi z pola widzenia. Prychnęłam z uśmiechem, a następnie zaczęłam się zastanawiać, w którą część Stardust Forest najlepiej by było pójść, by coś złapać. Miałam chrapkę na sarnę, gdyż najbardziej bym się nią najadła. No, jeszcze jeleń, ale złapanie sarny było bardziej bezpieczne, ponieważ ta nie posiada poroża, a mi obecnie nie chciało się bawić. Nagle, jak na zawołanie, do moich nozdrzy dobiegł zapach zwierzyny. Poruszyłam nosem, by lepiej wyczuć zapach, po czym ruszyłam energicznym krokiem w kierunku, skąd do mnie dotarł. W pewnym momencie zaczęłam truchtać z powodu na przeszywający głód, który z sekundy na sekundę się nasilał. Jednak gdy zapach stał się bardzo wyraźny, a z daleka widziałam zarysy sylwetek saren, zwolniłam kroki i ugięłam się bardziej na łapach. Teraz byłam nieco niżej niż krzaki, dzięki czemu samice by mnie od razu nie wykryły.
Podeszłam jeszcze bliżej do stada i zaczęłam przyglądać mu się dokładniej za krzewów. No trafił mi się mały problem – stado było bardzo dobrze zbudowane, brak słabszych osobników, a młodymi bym się nie najadła. Westchnęłam ciężko, acz cicho, by sarny nie zwróciły na mnie uwagi. Planowałam zaatakować tą, która była najbliżej mnie. Znajdowała się obecnie z jakieś półtora, może dwa metry dalej ode mnie. Jeden dobry sus i bym do niej doskoczyła bez większych problemów. Później dorwanie się do szyi byłoby kwestią czasu. Ustawiłam się odpowiednio i napięłam mięśnie. Oblizałam pysk, spoglądając łapczywie na sarnę. Machnę ogonem, ruszyłam uszami, wzięłam głęboki oddech i… Hop! Przeskoczyłam ponad krzakami i grzbiet sarny był już pod moimi łapami, gdy nagle zwierzyna wystrzeliła niczym torpeda. Przeturlałam się po ziemi, lecz nie straciłam rozpędu, dzięki czemu po jednym fikołku byłam już na równych łapach. Szybko jednak zorientowałam się, że pędzą na mnie dwie sarny, przez co odskoczyłam w lewo. To chyba jakieś żarty, jak ta sarna mi uciekła! Nie chciałam jednak stracić okazji z pożywienia, więc przygotowałam się na złapanie jednej z nich, która miała zamiar przebiec obok mnie. Kiedy odległość była odpowiednia, skoczyłam ku szyi zwierzęcia, jednak w rezultacie udało mi się ja tylko drasnąć i przewrócić. Spadłam razem z nią w krzaki, a raczej ona została przy krzakach, a ja je przeleciałam. Nie spodziewałam się mimo wszystko tego, że za nimi będzie dość stromy spadek.
- Ejże! – krzyknęła, kiedy mimowolnie zwinęłam się w kulkę i z turlałam z górki.
Wylądowałam pod nią, nieco obolała i zaskoczona. Upadłam plackiem na ziemię i tylko stęknęłam z niezadowolenia. Rzuciłam krótkie spojrzenie w górę, gdzie zobaczyłam jak tylko sarna, podnosi się w panice i ucieka. Prychnęłam zażenowana.
- No bosko – mruknęłam, starając się podnieść na równe łapy.
Kiedy udało mi się to wykonać, otrzepałam się z piachu. Pokręciłam trochę głową, żeby rozluźnić obolały kark.
- No nic, będzie trze-hę? – urwałam zdanie, kiedy stawiając krok przed siebie, poczułam jak woda, styka się z moją łapą.
Dopiero teraz rozejrzałam się po otoczeniu. Otaczało mnie bowiem średniej wielkości jezioro, na którego środku dostrzegłam zatopiony dom, w pół wystający ponad taflą. Był już porośnięty mchem i pnączami, niektóre deski już pękły, bądź dopiero zaczynały pękać. Większość okien była popękana i zostały tylko strzępki szkła. Wnętrza już nie dostrzegłam, ale i tak najbardziej zastanawiało mnie, skąd to się tu wzięło. Spojrzałam w górę i po bokach jeziora – nie no, drzewa wyglądały jak, ze Stardust Forest. Zapach też był naszej watahy, a tyle ile razy chodziłam po tym lesie, tak nigdy nie natrafiłam na to jezioro. No, może samo jezioro dałoby się jakoś sensownie wytłumaczyć, ale ten zniszczony dom…? Wyglądał, jakby był kiedyś zamieszkały. W sumie też nie wiedziałam, co jest pod wodą, bo nie była na tyle przejrzysta, by cokolwiek dostrzec z mojej obecnej pozycji. Stałam bowiem na niedużym kawałku ziemi. Westchnęłam głośno, lustrując raz jeszcze dokładnie otoczenie. Nie mogłam tego miejsca tak po prostu zostawić, a nawet jakbym tak zrobiła, to nie dawałoby mi to spokoju.
- Będzie trzeba chyba nurkować… – powiedziałam do siebie, spoglądając na wodę.
Nagle usłyszałam innego wilka, który podobnie jak ja nie spodziewał się takiej zmiany terenu. Podobnie jak ja przeturlał się i legną na ziemię obok mnie, o mało co nie wpadając do wody. Sykną cicho i mrukną coś pod nosem.
- Widzę, że nie tylko mnie to miejsce zaskoczyło – zaśmiałam się cicho, spoglądając przyjaźnie na wilka, a na moim pyszczku pojawił się pogodny uśmiech.


<Ktoś? ;w; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT