wtorek, 18 kwietnia 2017

Od Lelou do Karo

Sierść zjeżyła mi się na karku, kiedy tysiące maleńkich myszy zbliżało się w naszą stronę. Wyglądały delikatniej, niż te zwykłe, ich skóra zdawała się jakby delikatnie połyskiwać, a sierść wyglądała bardziej jak malowana, ale w takiej ilości, to się zbytnio nie liczyło. Ich siła tkwiła nie w atutach pojedynczej jednostki, lecz ilości. Gdyby była tylko jedna, pewnie rozdeptalibyśmy ją i byłoby po walce. Na otwartym terenie, wspięlibyśmy się na drzewo bądź wzleciałbym razem z Karo w górę i w ten sposób uniknęlibyśmy armii małych szkodników - nie wyglądały na asów powietrza. 
Kilka  nich wysunęło się na czoło grupy, znacznie wyprzedzając towarzyszki - pierwszą z impetem przygwoździłem łapą do ziemi, a ta pisnęła, rozpływając się w purpurowe pasma energii, które z głośnym sykiem wchłonęła ziemia. Drugą zmiażdżyłem w szczęce. Trzecią Karo rozorała pazurami. 
Spojrzałem kątem oka na waderę, wskazując wzrokiem nieco dalej, gdzie nie było już żadnych stworzeń, a wilczyca kiwnęła ledwo zauważalnie łbem. Idealnie zsynchronizowani, działając jak jedna osoba, jak dobrze naoliwiona maszyna - przeskoczyliśmy w długim susie maleńką armię, przy okazji rozdeptując kilkanaście osobników na tyłach. Karo zmarszczyła delikatnie sierść na pyszczku, jakby się koncentrując. Kolejne myszki, biegnące w środku szyku nagle się rozpadły. 
- Brawo- mruknąłem. Plan. Potrzeba nam jakiegoś konkretnego planu, nie damy rady ich tak cały czas przeskakiwać...
Tym bardziej, że myszki najwyraźniej nas ponownie znalazły. Całość jednak, zamiast się odwrócić... wbiegła na niemal prostopadłą ścianę i po chwili zaczęła biec po suficie, a ich drobne kroczki dudniły jakby maszerowali tam raczej ludzcy żołnierze w pełnym rynsztunku. Jednak ich ruch dawał pewne pojęcie o możliwościach masy. Zanim jednak zdążyłem głośno wypowiedzieć swoje spostrzeżenia, wadera mnie uprzedziła, najwyraźniej doszedłszy do identycznych wniosków.
- Mogą się poruszać tylko w jednym kierunku. A pojedyncze sztuki nie mogą się same obronić. Są nawet słabsze od prawdziwych myszy...
- Ale są w o wiele liczniejszej grupie- dopowiedziałem.- I szybsze. Szkoda, że żadne z nas nie włada ogniem, dobrze by było je przysmażyć.
- A gdyby ta cholerna otoczka nie zniknęła, podusilibyśmy się w dymie albo poparzylibyśmy. Za mało miejsca- sucho sprowadziła mnie na ziemię towarzyszka. Westchnąłem, przyznając jej rację. Nim jednak zdążyłem coś odpowiedzieć, było za późno - pierwsza linia naszych przeciwników niemal zbliżyła się do ostatniej ściany. Podbiegliśmy do przeciwległego krańca więzienia, ale to gwałtownie zafalowało, a z bąbli wystrzeliły z sykiem jakieś krople, które spadły na ziemię, wypalając trawę. Zaledwie po sekundzie całe zjawisko ustało, z jednym, na pierwszy rzut oka zauważalnym skutkiem.
Całe więzienie skurczyło się co najmniej o niemal trzy czwarte, znacznie ograniczając możliwości ruchu. Zakląłem, niekoniecznie pod nosem, przywołując dziób Ao. 
Zdeptaliśmy i przegryźliśmy mnóstwo myszy, ale te ciągle i ciągle napływały, łamiąc naszą linię obrony. Niektóre przedostały się, wchodząc na nasze łapy i zwinnie wdrapując się na ciała, my zaś nie mogliśmy zrobić za wiele, zajęci odpieraniem pozostałych. Pisnąłem cicho, czując, jak jedna z nich mnie ugryzła. Karo wierzgnęła nagle, najwyraźniej również odczuwając dotkliwie obecność myszy. Sytuacja zdawała się być wręcz tragiczna. 

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT