sobota, 22 kwietnia 2017

Od Toshiro do Klair

Najeżyłem sierść, lustrując wrogim spojrzeniem obcą waderę. Wyglądała jak ucieleśnienie słowa "duma królewska", promieniowała niezachwianą pewnością siebie. Już po pierwszym rzucie oka na nią, wiedziałem, że nawet gdybym dał się zmusić do walki z wilczycą, nie byłaby łatwym przeciwnikiem. Doskonale znała swoją wartość i sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała wstąpić na tron, by zapanować żelazną łapą nad całym światem. Nie grzeszyła może tężyzną fizyczną - w istocie, była raczej dość drobna, niższa ode mnie o długość uszu. Tonacja jej sierści utrzymywała się w delikatnych, jasnych barwach, a na szyi błyszczał klejnot rzucający opalizujący, purpurowy blask. Oczy miały podobną barwę, ale patrzyły na mnie z twardością wydającą się przewyższać nawet diament zawieszony na jej szyi.
Gdyby była moją znajomą, pewnie bałbym się jej śmiertelnie. Ale teraz, kiedy kazała swoim podwładnym zrzucić Klair nie wiadomo gdzie i zachowywała się jak rozpuszczona księżniczka, która znalazła sobie nową zabawkę. Budziła we mnie negatywne uczucia w dalszym ciągu, ale raczej coś w rodzaju silnej niechęci. Owszem, czułem do jej królewskiej postawy coś na kształt respektu, ale nadal zastanawiałem się, jak w miarę polubownie szybko się ulotnić. Wnerwiający głosik gdzieś w głębi podpowiadał mi, że po dobroci będzie to zadanie dość ciężkie. Niemożliwe wręcz, konkretniej rzecz ujmując. Kazałem mu się zamknąć, mimo że zapewne miał sporo racji, jak w duchu zmuszony byłem przyznać z niemałą rezygnacją. W dodatku, martwiłem się o Klair. Czy coś jej się stało, gdzie wylądowała, co robi. Czy jest bezpieczna, czy znajdzie drogę do watahy. Gdybym miał moc, żeby teleportować się tam, gdzie ona, tutaj pozostałoby po mnie jedynie wspomnienie. Dlaczego nie wziąłem łap za pas, kiedy tylko otoczyła nas ta banda? Może byśmy się połamali i spadli licho wie gdzie, ale przynajmniej bylibyśmy razem, a rany niedługo by się wygoiły. Kompletnie nie wiedziałem, co teraz mogę zrobić. Kolejna z moich złych tendencji. Kiedy byłem spanikowany i nagle oddzielony od bliskich osób, traciłem zdolność logicznego myślenia. Zimną krew pomagała mi już tylko zachować buzująca w całym ciele wściekłość, ślepa wściekłość.
- Napatrzyłeś się już, basiorze?- zapytała wadera wyniosłym, dźwięcznym głosem przywodzącym na myśl lodowaty wiatr znad szczytów Spiczastych Gór. Swoim chłodem przenikał do szpiku kości i gdyby nie rozgrzewające mnie do białości uczucie nienawiści, zapewne przeszedłby mnie dreszcz.- Jesteś gotowy na małą podróż?
Obnażyłem kły i zmarszczyłem sierść na pysku. Całe moje ciało buzowało od adrenaliny. Wadery atakować nie zamierzałem, ale jeśli skoczą na mnie jej gryfy, nie zawaham się atakować. Za wszelką cenę musiałem się wydostać.
Chytry, dumny uśmiech zadrgał na pysku wilczycy. Przypominała lodowiec w blasku słońca. Im dalej, tym piękniejszy. Na obrazku zapewne uznałbym ją za naprawdę śliczną waderę.
Chciałem jej coś odpowiedzieć, ale milczałem. Zanadto się bałem, że własne słowa obrócą się przeciwko mnie, że głos zdradzi moje uczucia czy zamiary, a na to nie mogłem sobie pozwolić. Byłem całkowicie sam przeciwko całej gromadzie i musiałem wykorzystać każdy element, jaki dawał mi przewagę...
I wtedy się okazało, że wadera posiada moc tak bardzo w tym momencie pożądaną przeze mnie Teleportowała nas, a ja przez chwilę straciłem kontakt z rzeczywistością, odzyskując czucie w członkach dopiero w kilkanaście sekund po dotarciu na miejsce. Całą reszta wydawała się być niewzruszona, jakby cała ta podróż nie zrobiła na nich żadnego wrażenia. Sprytne, zahartowane skurczybyki.
Ale ten ich pałac wcale mi się nie podobał. Chociaż mieli dużo kryształów.

< Klaruś? Wybacz, że tak długo czekałaś i że opko takie nijakie... Co tam się u Ciebie dzieje? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT