wtorek, 25 lipca 2017

Od Zuko do Ashity

Objąłem przestraszoną i wyziębioną dziewczynę swoimi muskularnymi dłońmi, by móc chociaż przez chwilę trzymać w nich cały mój świat. Pomimo, iż była prawdziwą, ludzką kobietą niczym nie różniła się od swojej wilczej postaci. Wciąż była równie piękna i nie mógłbym pomylić ją z inną osobą. Szczególnie jej błękitnych niczym toń oceanu oczu – oczu pełnych przerażenia i niepewności.
- Będzie dobrze? – usłyszałem stłumiony szept Ashity.
Serce mi się krajało, gdy ponownie na nią spojrzałem. Była kompletnie wycieńczona, a przez jej ciało przechodziły niekontrolowane dreszcze. Pośpiesznie zdjąłem z siebie ciepłą, polarową bluzę i okryłem nią podrapane ramiona dziewczyny.
- Oczywiście, Słoneczko. Przy mnie jesteś bezpieczna, nie dam Cię nikomu skrzywdzić, obiecuję. – odpowiedziałem, przyciskając mocniej zziębnięte ciało dziewczyny do swojego torsu.
- Panno Ellie, Panie Ethan najwyższy czas skończyć z tymi zbędnymi czułościami. Przed laboratorium czeka na was SUV, nasz szofer Wood wszystkim się zajmie i pokaże wam całą posiadłość w Arizonie. Od dnia dzisiejszego będzie pełniła funkcję waszego domu. Ostrzegam z góry, że w każdym pomieszczeniu ukryte jest po kilka kamer, więc nawet nie próbujcie żadnych przekrętów. Również wszyscy wasi sąsiedzi mieszkający naprzeciwko pracują dla naszej organizacji. Jeśli zauważycie, że napatoczyłby się ktoś z zewnątrz, macie grać pozory kochającego się narzeczeństwa. – mruknął do nas jeden z pracowników Doktora Dolittlea.
- Myślicie, że jak gdyby nigdy nic z dnia na dzień przestawimy się na normalne, spokojne ludzkie życie? Od trzech lat stąpałem po ziemi czterema łapami jako wilk, nie mam zielonego pojęcia o szczęśliwym życiu, które wy prowadzicie. Wręcz przeciwnie, brzydzę się waszą ludzką rasą pełną morderców i oszustów. Od lat mordujecie nasze pokolenia, tylko dla własnych, chorych korzyści i teraz każecie żyć mi w waszej ludzkiej skórze?
- Powinieneś być nam dozgonnie wdzięczny, wyświadczyliśmy wam ogromną przysługę. Nie dość, że przedłużyliśmy lata waszego życia, to jeszcze już nigdy nie zabraknie wam niczego.
Poczułem nagłą fale gorąca i złości, która przeszyła całe moje ciało.
- Przysługę? Wyświadczyliście nam przysługę? Będziemy zamknięci w czterech ścianach, obserwowani przez całe życie. Jak ma się do tego perspektywa naszego dłuższego życia? Pozbawiliście nas czegoś więcej, straciliśmy wszystko – naszą rodzinę, przyjaciół, dom w którym się urodziliśmy.
- Zapomnijcie o tamtym życiu, jego już nie ma i nigdy nie powróci. Nasz środek jest nieodwracalny, co najwyżej możecie odczuwać drobne skutki uboczne, schorzenia na podłożu emocjonalnym, bądź nadmierne owłosienie w przypadku Basiora. Proszę, zaprowadźcie ich do samochodu.
Nie minęła chwila, a obok nas stanęło dwóch rosłych mężczyzn w granatowych mundurach. Z wyrazów ich twarzy mogłem wyczytać jedynie obojętność, właśnie dlatego nienawidziłem większości przedstawicieli ludzkiej rasy – są obojętni na wszystko. Każdy dba tylko o swój własny interes nie patrząc na potrzeby innych. U wilków wszystko działa całkowicie inaczej, każdy jest dla każdego członkiem jednej, wielkiej wilczej rodziny.
- Pójdziecie sami, czy potrzebujecie pomocy? – spytał gardłowym, chrypliwym głosem i pomachał mi przed oczami małym pistoletem na kształt rewolweru.
Nie chciałem pogarszać naszej i tak nie za ciekawej sytuacji, więc posłusznie podniosłem się z ziemi. Po złapaniu wystarczającej równowagi aby ustać, wyciągnąłem dłoń w stronę Ashity, aby jej pomóc. Dziewczyna z trudem oderwała się od podłogi i chwiejnym krokiem ruszyła do przodu.
- Powoli, nie przejmuj się tymi gorylami. Ze mną jesteś bezpieczna, już niedługo wyciągnę nas z tego bagna. – szepnąłem jej do ucha z nadzieją, że nikt poza nią tego nie usłyszał.
- Twoje oczy, znowu są czerwone.
Na słowa dziewczyny bicie mojego serca natychmiast przyśpieszyło, dobrze wiedziałem co to oznacza. Wciąż zachowałem swoją wilczą moc, moje oczy nadal potrafiły zmieniać kolor pod wpływem silnych emocji. Czy to oznaczało, że wciąż mogę kontrolować pory dnia, ba kontrolować zachowanie ludzi? Jeśli to okazałoby się prawdą zapewne w świecie ludzi zasłynąłbym jako drugi Wolverine czy inny Spider-Man. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Aż tak jest Ci do śmiechu? Wsiadaj do samochodu. – poczułem mocny ból w ściśniętym ramieniu.
Nigdy w życiu nie jechałem samochodem, było to dla mnie całkiem nowym przeżyciem. Ashita przez całą drogę kurczowo ściskała moją rękę co chwilę spoglądając to na mnie, to na widoki za przyciemnioną szybą. Nareszcie byłem o nią spokojny, zwłaszcza gdy zobaczyłem jej pierwszy od dwóch ostatnich tygodni delikatny uśmiech. Po chwili stanęliśmy w miejscu i ktoś otworzył drzwi z mojej strony – to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Spojrzałem przed siebie i ujrzałem monstrualnych rozmiarów jaśminową wille z ceglastoczerwony dachem.

< Błękitnooka panienko? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT