Udało mi się wydostać, ciągnąć za sobą waderę. Na powierzchni rozłożyłam ją na trawie. Nie wiedziałam którędy do medyka, ale podstawową wiedzę o pierwszej pomocy miałam. Wadera jęknęła, gdy kładłam jej głowę na stercie liści. Sprawiłam, że kilka ziół wyrosło, tworząc z nich płyn kojący ból. Potem wyprodukowałam palmę (no cóż) i jak największymi liści opatrzyłam waderę. Po godzinie, Raksza chwiejnie wstała. Razem jakoś doszłyśmy do najbliższego medyka który opatrzył waderę prawdziwym bandażem.
- Wszystko dobrze?- zapytałam widząc idącą Rakszę.
- Tak- jęknęła
- Dzięki za uratowanie może i życia- powiedziałam i spuściłam wzrok
Może pojawił się rumieniec wstydu.
< Raksza? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz