czwartek, 6 lipca 2017

Od Blackburn'a do Herona

Czego można się było po dojrzałej i bezustannie poważnej twarzy oraz naturalnie, jak sądziłem, beznamiętnym tonie głosu mojego towarzysza spodziewać, w końcu, jakże odpowiedzialnie, zszedł on na temat formalności związanych z moim dołączeniem do Watahy Porannych Gwiazd. Mianowicie postanowił on poinformować mnie, że trzeba mi, a właściwie nam, bo już też zdążył zaoferować pomoc w dotarciu na miejsce, jak najprędzej złożyć wizytę parze Alfa i prosić o przyjęcie do stada. No, błagam, naprawdę? Jakbym nie wiedział... Rzuciłem szaremu wilkowi przedłużone spojrzenie spode łba, mające wyrażać nieme zapytanie, czy on tak mówi na całkiem poważnie. Nabija się ze mnie? Może ma mnie za głupca? Jasne, przybyłem zza gór, ale to nie znaczy, że jestem z jakiegoś wygwizdowa, że nie umiem się zachować i nie wiem nic o świecie? Nie docenia mnie, bo co, bo jest ode mnie o głowę, dwie wyższy? A to ci niespodzianka! Co za buc! Nie zmieniając spojrzenia zadałem mu parę ironicznych pytań w stylu ,,O, naprawdę? Jaką kwestię będziemy omawiać?'', po czym postanowiłem nie zwracać więcej uwagi na, jak się okazało, przerośniętego frajera i zająć się znacznie ciekawszą czynnością - jedzeniem! Co my tu mamy, sarna? Sarna... Nie jest to moje ulubione mięso, ale, trzeba przyznać się uczciwie, chyba tylko dlatego, że sam upolowałem może ze dwa razy w życiu. W skład mojego codziennego jadłospisu częściej wchodzi na przykład ptactwo, to do jego delikatności, miękkości jestem przyzwyczajony, szczęśliwie przeprawa przez góry wygłodziła mnie do tego stopnia, że nie miałem zamiaru wybrzydzać. Na początek uraczyłem się nieco mniej wypieczonym, krwistym kawałkiem, mając nadzieję, że krew zwierzyny ugasi choć trochę moje pragnienie... Heron nie poinformował mnie, jakoby podczas polowania i wędrówki przez lasek natrafił tam na jakiś strumień czy bajorko, które, jak już wcześniej zauważyłem, bardzo by mi się teraz przydało. Chociaż z drugiej strony on taki małomówny chyba z charakteru... Trudno, stwierdziłem, że jeśli jakieś jednak tam jest, to natrafimy na nie jutro z rana, kiedy już wyruszymy w dalszą drogę. Drugi fragment mięsa, jakim się uraczyłem był doskonale wypieczony, gdyż ten miał już na celu raczej po prostu zaspokoić mój głód i może nieco poprawić nastrój, co, powiem krótko, udało się. Ach... Westchnąłem z zadowolenia, mającego swe pochodzenie nie tylko w pysznym, sycącym posiłku, jaki przed chwilą spożyłem, ale także i w niesamowicie przyjemnym cieple spływającym na moje ciało ze złotego ogniska i zamknąłem wolno oczy, w pełni się mu oddając. Na ułamek sekundy do mojego umysłu wtargnęła niepożądana, niespokojna myśl o tym, czy Heron nie uzna mnie przypadkiem za frajera i nudziarza, jeśli pójdę spać od razu, nie wykorzystując w pełni potencjału bijącego z perspektywy spędzenia nocy przy ognisku, nie proponując mu żadnej rozrywki, zabawy czy chociażby pogawędki, odrzuciłem ją jednak od razu. Powinienem być bardziej pewnym siebie i przestać wreszcie przejmować się opinią innych, przynajmniej tak do przesady... Poza tym, to ja już wcześniej uznałem szarego basiora za frajera, czyżbym zapomniał?
Obudziłem się sam z siebie. Może nie bladym świtem, ale na pewno przed południem, słońce było jeszcze nisko, a jego blask słaby i zimny. Niebo przyodziane było w pastelowe barwy, a na trawie znajdowała się rosa. Pierwszą rzeczą, jaką ujrzałem po otworzeniu oczu był rzecz jasna ten, mówiąc szczerze, całkiem ładny krajobraz, drugą natomiast wysoki jak brzoza Heron, stojący przy ognisku i wpatrujący się w nie w głębokim zamyśleniu. Właściwie to wpatrywał się on w jego resztki, ale jeszcze dymiło, jeszcze było całkiem ciepłe, więc mogłem stwierdzić, że basior sumienne wywiązał się z obowiązku, którego bez pytania zrzuciłem na jego barki, zasypiając wczoraj iście kamiennym snem, i całą noc dokładał do ognia. Kości i mięso pozostałe po naszym wczorajszym posiłku, jak i reszta chrustu, ułożone były tuż obok dołku w całkiem uporządkowany sposób, domyśliłem się więc, że basior musiał nie spać już jakiś czas i widocznie trochę mu się też nudziło. Nagle dostrzegł kątem oka, że i ja już nie spałem, odwrócił się więc w moją stronę i zmienił wyraz twarzy na nieco bardziej przyjazny.
- Dzień dobry. - rzekł.
- Witaj. - mój ton głosu był raczej chłodny.
- Możemy ruszać? Jak tam, wszystko dobrze, lepiej się czujesz?
- A ja wiem, chyba tak...
Od wczoraj nic się nie zmieniło. Zero złamań, tak mi się wydaje, więc iść będę mógł. Siniaki, zadrapania, oparzenie i Bóg wie co jeszcze bolą, ale to nic. Po posiłku i odpoczynku czułem, że wróciły mi siły, dlatego byłem raczej optymistycznie nastawiony.
Basior kiwnął głową na znak zrozumienia i aprobaty, po czym, bez większym ceregieli ruszyliśmy przez niegęsty las spowity delikatną mgiełką.
- To jak, daleko mamy do celu? - spytałem.
- Stosunkowo, to chyba nie. Nawet nie pół dnia. Jeśli będziemy iść takim wolnym marszem, będziemy na miejscu w okolicach południa, może jakiś czas po nim.
- Będzie po drodze może więcej koszmarnych łańcuchów górskich do przejścia? - spytałem w istnym niepokoju, przypominając sobie moją niedawną katorgę.
- Nie, z tego, co pamiętam, Spiczaste Góry, które już pokonałeś to jedyne góry na terenie watahy. Powinno być raczej przyjemnie, pójdziemy przez zalesione tereny. Właściwie to ja cię koniec końców prowadzę do lasu, nazwanego, jak mi się zdaje, najpewniej Stardust Forest. To w sumie takie centrum stada.
Zmarszczyłem brwi w zdziwieniu.
- Miewasz problemy z pamięcią.
- Nie, po prostu sam jestem tu od bardzo niedawna.
- No patrzcie państwo. - rzekłem bardziej do siebie, ściszonym głosem, przypominając sobie incydent, jakim basior dość mocno uraził mnie wczoraj przed rozpaleniem ogniska, po czym odwróciłem się do basiora i odezwałem się już do niego głosem zupełnie niezdradzającym urazy. - To pozostaje mi mieć głęboką nadzieję, że nie zgubisz tutaj drogi.

<Heron?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT