sobota, 22 lipca 2017

Od Ashity do Vincenta

Kątem oka śledziłam poczynania Victora i Vina: basiory nie szczędziły wysiłku przy leczeniu smoczego skrzydła, rozsmarowując na jego powierzchni specyfiki nieznanego mi pochodzenia o intensywnych zapachach: zielona maź, którą medyk określił przed sekundą jako dezynfekującą i znieczulającą, wonią przywodziła na myśl dziwaczną kombinację morskiego, przesyconego solą powietrza i mokrej, sarniej sierści. Tworzyło to niezbyt zachęcające połączenie, ale jeśli miało pomóc maluchowi, to mogło cuchnąć choćby i łajnem. Z niepokojem zlustrowałam drżące skrzydło, coraz bardziej pokryte zbawienną - jak miałam nadzieję - mazią.
- Będzie dobrze, mały, będzie bardzo, bardzo dobrze, już niedługo, jeszcze tylko chwilka, dasz radę, przecież jesteś silny i duży, dasz radę, wszyscy tu w ciebie wierzymy. Tylko spokojnie, poleżysz tu kilka minut, zbierzesz siły i odpoczniesz, tak? Pomożemy ci, ty się niczym nie musisz już martwić- szeptałam jak mantrę, ocierając pyszczek o ciepłe, miękkie chrapy smoczątka. Maluch skierował na mnie spojrzenie swoich dużych, błyszczących oczu, w których już jednak nie płonął strach i ból: teraz przepełnione były raczej spokojem i zmęczeniem. Najwyraźniej lek Victora zaczął działać.
Ogon stworzenia  wolno zamiatał podłoże jaskini, co jakiś czas zahaczając o jakieś przedmioty jak kosze z roślinami. Victor, widząc to, prychnął z niezadowoleniem, ale nic nie powiedział, tylko odsunął wszystko poza zasięgiem malucha i kontynuował razem z Vinem leczenie. Usztywniali i opatrywali skrzydło smoka tak długo, że zaczęłam się martwić, iż wystąpiły jakieś problemy - wtem jednak pyszczek medyka rozjaśnił pełen zadowolenia uśmiech. Ja natomiast wzięłam pełen ulgi wdech i wznowiłam uspokajanie małego. Regularnymi ruchami łapy gładziłam łuski na jego mocnej, łuskowatej szyi i szeptałam słowa otuchy. Basiory przeszły teraz do oględzin innych części ciała smoka w poszukiwaniu kolejnych ran, a ten powoli zamykał oczy, ziewając z zadowoleniem. Mruknął jeszcze cichutko, a ów dźwięk wprawił jakby - szczególnie delikatne fiolki - w ruch, wibrując cichutko. Malec jeszcze zachrapał i odpłynął w świat marzeń sennych.
- Zasnął- szepnęłam do przyjaciół, z czułością obserwując rozluźnione ciało smoka. Moje ciało wypełniło nostalgiczne ciepło, gdy przypomniałam sobie szczenięce lata Nami i Lelosia: jak oboje leżeli tuż przy mnie. Dwie maleńkie kuleczki leżące obok siebie, bezbronne i niewinne. Tamte czasy bezpowrotnie minęły, co uświadamiałam sobie z niejakim ukłuciem w sercu, obserwując chociażby córkę beztrosko plotkującą z Riki czy też syna chadzającego za siostrą albo wybywającego gdzieś razem z Karo.- Pomóc wam?
- Zostań, w razie gdyby się obudził, my już kończymy- odparł Victor w odpowiedzi, równie cicho, co ja. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i ułożyłam pysk na przednich łapach, tuż obok łebka smoka, jednostajnie wdychającego i wydychającego powietrze. Co jakiś czas z jego chrap unosił się mały obłoczek dymu, zaraz jednak znikał, rozmyty przez letni wietrzyk, niosący ze sobą zapach świeżej trawy i polnych kwiatów. Sama poczułam ochotę na drzemkę i ogarnęła mnie chęć, by przymknąć choć na chwilę powieki, jednak zmobilizowałam całą energię, by powstrzymać narastającą senność.
- Wszystko będzie dobrze?- zapytałam, obserwując, jak Victor kończy opatrywać małego, a Vin odstawia maść.
- Mam taką nadzieję- odparł medyk, z troską przypatrując się pacjentowi.- Mówiłem, leczę wilki, a nie smoki czy inne takie...
- Świetnie sobie poradziłeś- zapewniłam go.- Maluch na pewno raz dwa wyzdrowieje.
- Może nie tak od razu- stwierdził, w zamyśleniu obserwując usztywnione skrzydło.- Najpierw wszystko musi się ładnie zrosnąć. W najbliższym czasie na pewno sobie nie polata.- Bardziej mnie zastanawia, jak go przetransportujemy z powrotem- mruknął Vin.
- Póki co, zostanie tu!- postanowiłam żywo, wstając i podchodząc do basiorów.- Musi przecież odzyskać siły!
- I zamierzasz chować tą maleńką bestię przez wcale nie tak krótki czas na terenie watahy, zgadza się?- zapytał z rozbawieniem Victor.
- Czemu od razu chować? Wszyscy na pewni go pokochają, zobacz na tą uroczą mordkę! Damy radę, co nie, Vin?

< Vin~? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT