sobota, 21 października 2017

Wczesne losy Ensiy

 Odkąd pamiętam żyłem w mroźnej, skutej lodem krainie. Owa kraina była piękna.
Na jej północnych krańca była olbrzymia lodowa pustynia w której mieszkały lodowe smoki, upiory mrozu i tu znajdowały się ruiny olbrzymiego miasta, którego nie znały elfy, ludzie, krasnoludy i giganci. Nieco na południe od pustyń pojawiały się już małe rośliny, a latem na około dwa cykle księżyca ziemia rozmarzała. Elfy północy, najważniejsi mieszkańcy tych terenów, zwały tę ziemie Imalt. Na południe od Imalt zaczynały się wielkie lasy w których żyło mnóstwo zwierząt, to tam spędziłem większość swego życia. Na wschodzie rozciągały się góry, w których krasnoludy miały swoje królestwa (tutejsze krasnoludy dużo różniły się od tych znanych watasze). Oprócz krasnoludów w górach żyły smoki, trolle i inne stworzenia. Na zachodzie natomiast ludzie budowali ogromne zamki, pałace, świątynie i miasta oraz prowadzili swoje wojny. Dalej na południe od kraju mej młodości rozciągało się tylko morze.
  Nie wiedziałem skąd się wziąłem na tych terenach, ani nie znałem nikogo kto byłby ze mną spokrewniony. Wcale nie pamiętam tego co działo się ze mną przez moje pierwsze dwa słoneczne cykle (teraz mam trzy i pół). Prawie całe życie (a przynajmniej tak myślę) spędziłem w wielkim lesie. Aż pewnego dnia do tej części lasu, gdzie zwykle polowałem przybyli ludzcy łowcy. To był czas kiedy zacząłem wędrować na północ.
  Na początku ominąłem Imalt i zawędrowałem na lodowe pustkowia, nie spędziłem tam dużo czasu, ale dni które tam przeżyłem mocno wyryły się w mojej pamięci. Jeden z nich w szczególności.
  Był już późno - słońce powoli schodziło już z nieba. Zaczynałem opadać z sił, marzłem i z coraz większą pewnością mogłem stwierdzić, że się zgubiłem. Ze wszystkich stron otaczały mnie bryły lodu i śnieżne pagórki. Kiedy zacząłem tracić resztki nadziei, ujrzałem przed sobą giganta. Postanowiłem za nim podążać, w sumie i tak nic lepszego nie mogłem zrobić.
  Ten gigant nie był zbyt wysoki, jak na giganta, był nieco wyższy niż mamut. Miał długą do piersi brodę. I ubrany był skóry mamuta. W ręku dzierżył maczugę z konaru drzewa.
  Podążając za nim trafiłem do obozu, w którym gigant wraz z dwójką towarzyszy rozpalił ognisko i zabierał się za upieczenie mamuta. Miałem nadzieję, że uda mi się ukraść kawałek mięsa. Czekałem przyczajony, przy okazji zastanawiając się nad tym co giganci robią poza Imaltem. Nagle usłyszałem jakiś dźwięk jakby psi zaprzęg, a po chwili ujrzałem elfy północy na saniach ciągniętych przez ich oswojone wilki. Elfy nie czekając ani chwili zaatakowały gigantów. Walka nie trwała długo - elfie strzały szybko powaliły przeciwników. Kiedy elfy miały już zawracać jeden z ich wilków zaczął warczeć w moim kierunku. Elfy mnie nie zauważyły, ale jeden z nich ale jeden zwrócił się do drugiego:
- Ilime, sprawdź, co tam jest.
Elf, którego nazwano Ilime, chwycił za włócznie i ruszył w moim kierunku. Wtedy stwierdziłem, że nie ma sensu dalej się ukrywać i resztkami sił podbiegłem w kierunku elfa. Ilime opuścił broń. Chwilę potem upadłem i nie miałem sił się podnieść.
- Zostaw go Ilime - powiedział jeden z elfów, kiedy jego towarzysz zaczął nieść mnie w kierunku sań.- Ten wilk i tak za niedługo umrze. Tu na północy nie miał zbyt dużych szans.
Po tym straciłem przytomność.
  Kiedy się ocknąłem byłem w elfim obozie. Było tutaj dużo namiotów i zagrody dla zwierząt.
  Mieszkały tu elfy północy, stworzenia podobne do ludzi, ale zwinniejsze i bardziej odporne na zimno. Ich włosy były zwykle jasne, a oczy szare lub niebieskie. Nie posiadały skrzydeł tak jak ich krewni ze Stardust Forest. Przemieszczały się przy pomocy sań ciągniętych przez tresowane wilki. Żyły w Imalt, w niewielkich obozach. Czesto przenosiły obozy z miejsca na miejsce, a pokarm zdobywał tak jak większość stworzeń na tych terenach - polując. Poza polowaniami unikały przemoc, ale kiedy musiały walczyć sięgały po łuki, włócznie lub szable, czasem chwytały też za topory. Czciły naturę, a najbardziej uzdolnieni z wyznawców zostawali szamanami. Szamani pełnili rolę kapłana i uzdrowiciela, a oprócz nich na plemię składali się jeszcze rzemieślnicy, łowcy, treserzy i wódz.
  Teraz Ilime - elf, który zabrał mnie z pustkowi niósł mnie do szamana. Wniósł mnie do namiotu uzdrowiciela, tam siedziały dwie osoby.
-Witaj ojcze i ty Firunie, również - rzekł Ilime.
-Witaj - odpowiedzieli mężczyźni.
-Co to za wilk? - zapytał starsz z nich.
-Nie wiem, znalazłem go na pustkowiach, kiedy polowaliśmy na zabójców Ulfa - odparł mój wybawca.
-Co samotny wilk mógł robić na północ? - zdziwił się Firun.
-Pewnie ktoś go tam zabrał, wilki nie są na tyle głupie by same chodzić w tamte rejony.
,,A więc jestem głupi" pomyślałem.
-Jak on tam przeżył? - spytał szaman.
-Nie mam pojęcia - powiedział Ilime. - Kiedy go znalazłem był ledwo żywy, a Rea mówiła, że nie przeżyje. Mógłbyś się nim zająć?
-Z chęcią - odparł szaman. - Jeżeli go uratuję czyj będzie ten wilk?
-Myślę, że ojciec Firuna ucieszyłby się z takiego daru - powiedział młody łowca. - Co o tym sądzisz, Firunie?
-Mój ojciec ma wystarczająco wilków, Ilime. Lepiej będzie jeżeli go zatrzymasz, poza tym ty go znalałeś - stwierdził syn wodza.
  Potem szaman przytknął mi do pyska jakiś dziwny płyn, którego woń szybko mnie uśpiła.
  W elfim plemieniu spędziłem sześć cykli księżyca, pomagając polować i towarzysząc w podróżach elfom. Poznałem tam piękną wilczycę, w której się zakochałem. Często w Imalcie widziałem stada mamutów i reniferów oraz karawany krasnoludzkich kupców ze wschodnich gór.
  Raz kiedy polowałem z Ilime i grupą innych na renifery, zauważyłem tygrysa imalckiego.
  Zwierzęta te były dość duże - największe osiagały rozmiary małego mamuta. Miał dwa wystające kły. I były nieco szybsze niż wilki. Żyły w niewielkich grupach do pięciu osobników.
  Kiedy tylko dostrzegłem zagrożenie ostrzegłem myśliwych. Doszło do krótkiej aczkolwiek krwawej walki - ja zostałem raniony w brzuch, a towarzyszący nam Firun miał poważnie uszkodzone ramie. Nie mogliśmy podróżować z szybko będąc w takim stanie, więc noc musieliśmy spędzić poza obozem. Prawie całą noc spędziłem wraz z ukochaną wpatrując się w gwiazdy. Gdy następnego dnia wróciliśmy do obozu, szaman uśpił mnie na siedem dni, żeby mógł mnie wyleczyć.
  Kiedy powróciła do mnie świadomość, okazało się, że mój opiekun nie żyje. Ilime został zabity przez lodowego smoka.
  Lodowe smoki to majestatyczne stworzenia wielkości dwóch mamutów, pokryte srebrno-białymi łuskami. Nie zieją ogniem niczym ich bardziej znani kuzyni, ale za to mogą wyrzucić z pyska strumień ostrych jak brzytwa kawałków lodu. Istoty te są bardzo groźne i łatwo je sprowokować.
  Nikt nie wiedział, co smok robił w Imalcie, ale każdy był smutny z powodu śmierci Ilime, najbardziej ja i Rea. Po śmierci Ilime, zostałem oddany szamanowi.
  Był on dobrym elfem, ale zbyt mocno przypominałem mu o synu, dlatego sprzedał mnie krasnoludzkiej karawanie. Z krasnoludami spędziłem prawie jeden cykl księżyca. Czasami kazały pilnować mi swojej karawany w trakcie nocy.
  Kiedy krasnoludy dotarły do ludzkich miast, zostałem sprzedany żeglarzowi imieniem Gerard. Szybko się z nim zaprzyjaźniłem. Niedługo po tym jak zostałem kupiony przez człowieka, razem z nowym opiekunem wypłynęliśmy na południe.
  Po dwóch miesiącach żeglugi nasz statek dopłynął do północnych brzegów jakiegoś nieznanego lądu. Kapitan statku wysłał mnie razem z grupą marynarzy, żebyśmy coś upolowali. Na łowy udaliśmy się do pobliskiego lasu, mimo że jego wygląd mocno nas do tego zniechęcał. Kiedy zbliżyliśmy się do pierwszych drzew poczuliśmy nieprzyjemny zapach kojarzący się ze śmiercią. Miałem złe przeczucia. Weszliśmy do lasu i kiedy byliśmy kawałek od pierwszych drzew, zaatakowały nas mroczne bestię. Byliśmy zaskoczeni, z powodu czego nie mieliśmy szans. Wszyscy moi towarzysze zginęli, a ja z zostałem poważnie ranny w gardło. Tylko moje niezwykłe umiejętności pozwoliły mi ujść z życiem. Kiedy zagrożenie minęło nie potrafiłem znaleźć drogi na statek.
  Po kilku księżycach samotnego błąkania się po lesie, kiedy zaczynałem przyzwyczajać się do swego losu, tracić nadzieję i polubiłem samotność trafiłem do terenów zamieszkanych przez niezwykłe wilki. Ukrywałem się w ich pobliżu przez parę dni. Później postanowiłem się im pokazać.
  Teraz zobaczę czy się dogadamy...
Do usłyszenia,

Ensiy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT