sobota, 21 października 2017

Od Elli do Ashity

Słońce kierowało się już ku zachodowi. Na niebie wisiały w ten dzień tylko pojedyncze obłoki, co, trzeba przyznać, należy do rzadkości o tej porze roku, kiedy najczęściej firmament przykryty jest najczęściej w całości gęstą, nieprzejednaną, jednolicie szarą warstwą ciężkich chmur, tak więc swobodnie mogłam dziś obserwować coraz to krótszy tor małego, jesiennego słońca o czerwonym zabarwieniu po niebie, a mówił mi on, że zbliżam się do takiego czasu, kiedy dwie trzecie doby będą już za mną. Mam jeszcze czas na wędrówkę, nim trzeba będzie szukać noclegu, pomyślałam. Mam czas, będę iść dalej. Szczerze mówiąc, szło mi się coraz ciężej i coraz bardziej czułam, że się do tego zmuszam. Miałam coraz większą pokusę się poddać, zatrzymać, siąść obok jednego z głazów, które stoją cicho przy rudawej, pokrytej opadniętymi liśćmi ścieżce, i nie robić całkowicie nic. I bynajmniej taki pomysł nie wziął się ze zmęczenia drogą, gdyż szłam dopiero jakieś półtora dnia. Chyba, że mówimy o zmęczeniu psychicznym, to już bardziej. Nie mogłam uwierzyć, że to nie sen. Nie mogłem uwierzyć, że to stało się naprawdę. Spacer po lesie, małe, jasne światełko... Oszołomiona jego pięknem wypowiedziałam ciche i szczere marzenie, a potem światełko urosło, biel zasłoniła wszystko wokół... Obudziłam się na skraju górskiego lasu, w miejscu, którego nie poznawałam, a które według mojego życzenia miało być dla mnie rajem na ziemi. Wyruszyłam stamtąd w głąb terenów, by szukać... jakby się zastanowić, to sama nie wiem czego. Nie wiem, czy chodziło mi o znalezienie towarzystwa, nowego stada, znalezienie jakiejś jaskini, miejsca na swą nową siedzibę, czy po prostu pchał mnie do przodu jakiś rodzaj ciekawości, może bezsilności, bo cóż mi innego pozostało? Tak czy inaczej, teraz, gdy maszerowałam, ciągle narastały we mnie pokłady negatywnych emocji. Mimowolnie, gdzieś głęboko w moim sercu rozwijał się strach przed nieznanym, obawa przed samotnością, wyrzuty sumienia po podjętej decyzji, tęsknota za domem i dawnym życiem. A tak przecież nie powinno być. Moje oczy zrobiły się wilgotne od łez, gdy tylko uświadomiłam sobie, co naprawdę czuję. Dlaczego to takie ciężkie?
Los, w którego zwątpiłam w tej chwili pierwszy raz od naprawdę bardzo dawna, postanowił jednak chyba nie obrażać się na mnie za ten chwilowy upadek wiary, wręcz przeciwnie, chciał chyba pocieszyć mnie i zrobić mi przysługę, bo właśnie w tamtym momencie usłyszałam trzask gałązek. Moja głowa skierowana dotychczas do dołu w depresyjnym nastroju, natychmiast wystrzeliła w górę, po czym skierowała się w stronę źródła dźwięku. Nie byłam przestraszona, ale czujna, gotowa do działania. Ujrzałam, że sprawcą hałasu był jakiś wilk, który przedzierał się żwawo, a przy tym jednak głośno, przez połacie opadniętych, jesiennych liści. Moje serce zabiło szybciej. Wilk, to jednak zamieszkiwane tereny! W tym momencie przybysz dostrzegł mnie, zatrzymał się nagle i przyjął podobną mi wyprostowaną postawę. Na twarzy jego pojawił się rodzaj zdziwienia moją obecnością, najpewniej zastanawiał się teraz, co należy mu uczynić.
- Hej! - krzyknęłam entuzjastycznie, a mój ogon zaczął się poruszać. - Hej ty, podejdź tutaj! Proszę!
Nieznajomy po krótkiej chwili wahania postanowił wykonać moją prośbę. Gdy jednak stanął obok mnie, nadal nie emanował ufnością. Wyglądał, jakby był gotowy w każdej chwili zaatakować. Ja, czując to, także nie byłam do końca rozluźniona, pozostawałam przygotowana na wymienioną wyżej ewentualność.
- Kim jesteś i co robisz na terenach mojego stada? - spytał
- Ah, a więc jest stado! Nie musisz się martwić, nie mam złych zamiarów, z chęcią natomiast zasilę jego szeregi. Istnieje taka możliwość?
- No, czy ja wiem? - rozejrzał się lekceważąco wokół. - Magiczny wilk?
- Owszem, moim żywiołem jest woda.
- No to, nie wiem, trzeba spytać przywódców...
- Zaprowadzisz mnie do nich?
- Mogę. To niedaleko. Pobiegniemy?
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Byłam naprawdę zadowolona, że mogę zostać członkinią nowego stada. Nigdy nie wyobrażałam sobie życia w samotności. W stadzie się urodziłam, spędziłam całe dotychczasowe życie, i nie zamierzałam teraz tego zmieniać. Kiwnęłam głową na znak zgody, a po chwili oboje biegliśmy już przez siebie. Mijaliśmy piękne tereny, widziałam rzekę, wodospad, a potem znaleźliśmy się w cichym, pięknym lesie. Właśnie w jego wnętrzu znajdowała się pewna jaskinia. Zdyszani zatrzymaliśmy się przed nią.
- To tu. - powiedział mój towarzysz. - Poczekaj na mnie.
Zniknął w jaskini, a ja przysiadłam przy jej wejściu. Niemal trzęsłam się z ekscytacji, ale i ze stresu. Po chwili nowy znajomy wrócił, a z nim pojawiła się piękna wadera. Domyśliłam się, że to przywódczyni. Nie wiedząc za bardzo co robić, bowiem nie przeżywałam nigdy podobnej sytuacji, skłoniłam się delikatnie w szacunku.
- Nazywam się Ellia i chciałabym został członkinią twojej watahy. Ten wilk mi o niej opowiedział i pomógł dotrzeć aż tutaj. - mówiąc to wskazałam głową swego towarzysza.
Samica Alfa przyglądała mi się chwilę w milczeniu.

<Ashito? Przewodniku? A może pan Alfa lub któreś z jego dzieci wyjrzy z wnętrza groty? A może ktoś będzie przechodził obok?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT