czwartek, 22 września 2016

Od Toshiro do Lii

Szary, dżdżysty dzień był jednym z pierwszych wysłanników jesieni, zbliżającej się wielkimi krokami z naręczem kolorowych liści, chmur pełnych deszczu i kasztanów - a wszystko to, aby godnie zastąpić słoneczne lato. Skłamałbym, gdym orzekł, iż ta wymiana była mi nie na łapę. Ba, z radością wręcz witałem wizję deszczowych popołudni i chłodnych nocy, a nawet śliskich i błotnistych ścieżek.
Zachęcony możliwością spaceru bez ryzyka usmażenia się na słońcu, wychyliłem nos z jaskini, badając odczuwalną temperaturę, zaś resztę ciała odważyłem się wystawić na potencjalne ryzyko dopiero wtedy, kiedy stwierdziłem, że raczej nie upiecze mnie od razu. Jednym susem wyskoczyłem z zacienionej jaskini, napinając każdy mięsień w oczekiwaniu na to, iż z nieba spłynie na mnie złote światło, aby przyrządzić szaszłyk z wilka, który sam wszedł w pole rażenia.
Jednak nic takiego się nie stało. Zacząłem rozluźniać się, kiedy uświadomiłem sobie, że pojęcie "upalny" pasuje do tego dnia jak wół do karety, a co za tym idzie - spokojnie i bez przeszkód mogłem pójść na spacer. Objąłem wzrokiem teren: ani jednego wilka w pobliżu, pustki zupełne. Wszyscy siedzieli u siebie czy może wybrali się na jakąś dłuższą wyprawę, bo wcześniej ode mnie dostrzegli zalety dzisiejszej pogody? jeśli ta druga opcja miała być poprawna, nie zamierzałem zostać daleko w tyle: przeciągnąłem się, głośno ziewając.
I wtedy właśnie usłyszałem TO... Dźwięk jakby z otchłani piekieł, przychodzący w najmniej oczekiwanym momencie. Burczenie, jakby tysiąc głodnych myszek uderzało o swoje naczynia. Uświadomiłem sobie, że dobrze od ponad doby nie miałem niczego w pysku, a to dawało prosty wynik - czas coś upolować. Zerknąłem ponownie na kopułę, całą pokrytą szarymi chmurami, skrywającymi przed oczami ziemskich istot widok cudownie błękitnego nieba. Jeśli czegoś ma mi brakować w chłodne, deszczowe dni, to właśnie tego.
Ruszyłem szybkim tempem przed siebie, a grunt odbijał dźwięk moich miarowych, rytmicznych kroków, wystukując ciche odgłosy stukania połączonego z chlupotem - musiało padać, kiedy ucinałem sobie dłuższą drzemkę.
Minąłem las, tego dnia przypominający wejście do zupełnie innej krainy. Docierało tam o wiele mniej światła słonecznego, po liściach nie tańczyły jak zwykle złote promienie, a gleba usiana była liśćmi, powoli zmieniającymi już barwę, tworząc kolorową mozaikę, niby królewski dywan. Szeleściły pod naciskiem łap i przyklejały się do nich, jednak nie było to utrudnienie na tyle znaczące, by wpływało na komfort marszu - ot, trzeba było uważać, żeby się nie poślizgnąć, co zdążyłem uczynić już przynajmniej dwa razy. Kilka minut później, moja sierść była już praktycznie cała poryta listowiem i drobinkami ziemi, dopóki nie potrząsnąłem zdecydowanie ciałem na prawo i lewo. Większość brudów odleciała, zaś pozostałych buntowników ostrożnie usunąłem za pomocą ogona.
Dalsza część podróży odbyła się bez większych niespodzianek. Dotarłem w końcu do Mizu no Yume, trasę miałem zamiar odbyć, idąc razem z jej nurtem. Nie zdążyłem jednak przejść nawet stu metrów, kiedy poczułem zapach obcego wilka, zaś w chwilę później - głos, najwyraźniej należącej do wadery spoza naszej watahy, zazwyczaj wiedziałem od razu, kiedy dołączał do nas nowy członek. Przez chwilę rozważałem kilka możliwych opcji: po pierwsze, skoro wilczyca rozmawia sama ze sobą, coś może być z nią nie tak, chyba że to jakaś pół-telepatia albo co. Ewentualnie, rozmawia z drzewem albo driadami - ich woń przypominała tą drzew, od których pochodziły, dlatego zazwyczaj ciężko było je zlokalizować. No i można też przyjąć możliwość, że to jeszcze jakaś inna, równie dziwaczna istota albo tamtej po prostu dokucza samotność. Niezależnie od odpowiedzi - czułem się w obowiązku pokazać jej i poinformować, na jakich terenach się obecnie znajduje. Po paru sekundach, poświęconych na rozważanie sposobu rozpoczęcia konwersacji (zdecydowałem się na jeden z luźniejszych) wyszedłem z krzewów na niewielką polankę.
- Hejka- przywitałem się.- Kim jesteś?
Starałem się powiedzieć to możliwie jak najbardziej przyjaznym tonem, bez śladów wrogości czy dystansu. Mimo to, byłem w każdej chwili przygotowany do odparcia niespodziewanego ataku. Wilczyca nie wyglądała groźnie, ale kto wie?
- Lia. A ty to kto?- zapytała, patrząc w moją stronę z wyraźną niechęcią.
Widocznie skończyła poprzednią rozmowę czy co tam prowadziła, gdyż po ruchach jej ciała poznałem, iż główną uwagę skupiła teraz na mnie. Zapewne też oceniała, czy mogę być potencjalnym zagrożeniem.
- Ja? Jestem Toshiro- odpowiedziałem, pochylając lekko łeb przed nową poznaną.- Spokojnie, nie mam zamiaru być agresywny, przynajmniej do czasu, kiedy ty nie zrobisz nic podejrzanego. Co tu robisz? Jesteś członkiem tutejszej watahy? Nie kojarzę cię coś...
- Nie twój interes- odparła sucho.- Po prostu tu trafiłam, przypadek. Nie wiedziałam, że obozują tutaj jakieś wilki.
- Cóż, w takim razie właśnie zostałaś uświadomiona- przypomniałem. Nie zdążyłem zakryć echa złośliwości w mojej wypowiedzi, ale miałem nadzieję, że Lia nie zorientowała się.- Ale masz teraz dwie opcje. Opuścisz nasz teren albo... no cóż, może dołączysz? Chętnie przyjmiemy, a jaskinia Alf jest niedaleko stąd.

< Lia? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT