środa, 21 września 2016

Od Vincenta do Mavis

Uszanowałem prośbę Mavis. Wiedziałem, że rozmowa o utraconych bliskich potrafi być strasznie bolesna, toteż nie chciałem kontynuować tematu, który wywołuje w waderze smutek. Postanowiłem pójść za radą przyjaciółki i skupić się na najważniejszym. Nie mogłem pozwolić aby ta cała eskapada przez Piekło poszła na marne. Gdzieś tutaj w tej lodowatej, czarnej pustce jest moja mama. Jeszcze kilka kroków i znów będę mógł wtulić się w jej ciepłe futro i powiedzieć jak bardzo ją kocham. I jak bardzo ją przepraszam.
Nie chciałem wlepiać wzroku w ślepą pustkę pod moimi łapami, która bynajmniej nie przynosiła ukojenia jak to robi nocne niebo podczas nowiu. Raczej przywoływała lęk, jakoby zaraz to niewidzialne podłoże na którym się opieram miało zniknąć, a ja sam-runąć w bezkresną nicość. Skupiłem się na Elfiasie. Baczne obserwowałem starszego basiora. Czułem, że w każdej chwili może odwrócić się i rzec: "Vincencie, oto twoja mama". Nie mogłem przegapić tego momentu. Nie po tylu latach czekania, po trudach przybycia tu. Skup się Vin. Właśnie spełnia się jedno z twych marzeń.
Drżałem. Ekscytacja, niedowierzanie, może nawet niepokój? Podejrzewam, iż każda z tych emocji brała udział we wprawieniu mego ciała w ten nieznośny dygot. Z każdym krokiem zdawało mi się, iż kroczymy coraz dalej w bezkresną przestrzeń, że moja mama czeka gdzieś tam na krańcu pustki, a ja nigdy nie zdołam do niej dotrzeć. Zmrużyłem oczy, starając się odpędzić irracjonalny lęk. Jeszcze kilka metrów. Ale co wtedy? Co zrobić? Podejść, spojrzeć w oczy i rzec: "przepraszam" czy postąpić jak Mavis i rzucić się w ramiona mej rodzicielki jakby nigdy nic? Spotkanie wilczycy i Elfiasa było takie proste. Mogli tak po prostu wtulić się w siebie i zapłakać. Na barkach Mavi nie spoczywały winy, które noszę ja. Eflias nie miał powodu, aby ją nienawidzić.
-Vincent? - zadrżałem, gdy jedyne ciepło w tej ponurej próżni udzieliło mi swojego wsparcia. - W porządku?
Nieśmiałe szturchnięcie odpędziło frasobliwe myśli niczym najpotężniejszy cios. Znów byłem w sercu Piekła, a przede mną stała Mavis. Szczerozłote oczy bez trudu odnalazły mój strapiony wzrok.
-To miejsce mnie przytłacza. - wyznałem, westchnąwszy oziębłym powietrzem.
-Zatem weź się w garść, wilku. - udzielił się Elfias. - Zwłaszcza, że dotarliśmy do celu.
Lodowata pustka na powrót przestała istnień. Żwawo ruszyłem w stronę starca. Stanąwszy u jego boku jąłem przeczesywać wzrokiem przestrzeń. Moje serce zabiło mocniej; zdawać się mogło, iż dudniło z taką mocą, że usłyszała je każda dusza, bowiem zaraz zjawy rozpierzchły się na boki otwierając mi drogę do utraconego lata temu ciepła, które po tak długich poszukiwaniach wreszcie dane mi jest znowu zaznać.
-Mamo... - szept ten nie miał prawa być usłyszany przez kogokolwiek, tak był słaby, tak żałosny.
Lecz ona usłyszała. Usłyszała mój drżący, łamany emocjami głos, który teraz na myśl przywodził pisk stęsknionego szczeniaka niż dojrzałego basiora. Odwróciła się w mym kierunku bez problemu odnajdując wzrok swego jedynego syna. To spojrzenie sparaliżowało mnie całkowicie.
Nie czułem własnego chodu; świadom byłem ruchu kończyn, choć ja sam nie byłem w stanie poruszyć jakimkolwiek skrawkiem mego ciała. Zatrzymałem się tuż przed mamą. Stałem na ugiętych łapach, jak najbliżej "ziemi", pozwalając by patrzyła na mnie z góry. Gdyby zmrużyć oczy była jak żywa. Te same oczy sprzed lat, to samo gęste, nieco sztywne szare futro ze znaczeniami niemal takimi jak moje. Patrzyłem na mamę, a ona na mnie. Milczała, lustrując każdy cal mojego ciała. Trwałem w bezruchu. Każda kolejna sekunda ciszy wzmagała irracjonalny strach przed odrzuceniem, przed żalem jaki mogła do mnie mieć. Zacisnąłem mocno powieki. "Powiedz coś, mamo..."
Wtem poczułem dotyk tak łagodny, tak czuły i pełen ciepła, iż w pierwszej chwili miałem ochotę przywrzeć do obejmującego mnie ciała i roztopić się niczym lód w najgorętszy letni dzień. Uniosłem głowę, pozwalając by futro rodzicielki załaskotało mnie w nos. Odnalazłem oczy mamy. Były takie jasne, takie pełne miłości i życia. "Ona nie żyje" - przemknęło mi przez umysł, lecz myśl ta zaraz została zduszona przez szalejące w ciele emocje. "Wiem o tym" - odparłem sam sobie. - "Ale to nie ma znaczenia. Jest tutaj, ze mną. I będzie ze mną zawszę. Dla mnie zawsze będzie żywa." Wyobraźnią mogłem poczuć, jakoby biło jej serce.
-Mój mały Vinnie. - dobiegł mnie szept wypełniony szczęściem i wzruszeniem. - Czekałam, cały czas czekałam...
Pozwoliłem sobie na łzy. Słodkie krople radości spłynęły po mych policzkach i opadły w bezkresną pustkę. Delikatny ruch łapy otarł moje mokre ślepka.
-Ja... mamo, ja... - dukałem, dławiąc się każdym słowem. - Ja tak strasznie cię przepraszam...
Pieszczota matczynej łapy ustała natychmiast. Zaraz odsunęła mnie od siebie w sposób lekki choć stanowczy. Cofnąłem się o krok, odnajdując jej oczy. Położyła swą łapę na mym ramieniu. Czułem siłę tego dotyku.
-Vincent. - w głosie wilczycy słychać było drżącą nutę, choć główne rolę grały tu dosadność i matczyny ton, któremu nie śmiem się sprzeciwić. - Nie wolno ci nigdy, przenigdy myśleć o sobie jak o mordercy. Nie możesz myśleć o sobie w ten sposób. Nie obarczaj się ciężarem osoby, którą nie jesteś, którą nigdy nie byłeś. Nigdy nawet nie śmiałam pomyśleć o tym, by obwinić cię o cokolwiek złego. To nie twoja wina, Vincenciku. Pamiętaj, moje dziecko. Kocham cię. Kocham cię zawsze i wszędzie. Nie ważne co.
Czułem jak ogromny głaz, przez tyle lat obciążający moje serce nagle zaczął się kruszyć, aż pozostał po nim tylko pył, który opuścił me ciało poprzez jeden, ciężki oddech.
-Kocham cię, mamo. - wtuliłem się w futro wadery.
-Ja ciebie również, synku. - odwzajemniła gest.
Trwaliśmy tak bez zbędnych słów, gdy nagle uświadomiłem sobie, że za sobą mam Mavis i Elfiasa. Powoli odsunąłem się od mamy, przecierając oczy mokre od łez. Odchrząknąłem, choć podejrzewam, iż niewiele to zaradziło na mój rozdygotany głos.
-Mavi. Poznaj moją mamę. Mamo, to jest Mavis, moja przyjaciółka.
-Bardzo mi miło poznać tak ważną dla mojego syna osobę. - mama lekko ukłoniła się w stronę beżowej wadery. - Elfias dużo o tobie mówił.
-Ja również cieszę się z tego spotkania. - Mavis odwzajemniła ukłon. - To naprawdę cudowne, że Vincent znów mógł panią zobaczyć.
Nie mogłem się powstrzymać, by znów nie przylec do kochanej rodzicielki. Jak mały szczeniak.
-Tak, to niezwykła chwila, nie mylę się, również dla ciebie, Mavis. - odparła mama. - Ty również spotkałaś ważną dla siebie osobę.
Wilczyca spojrzała na Elfiasa i razem wymienili uśmiech.
-Naprawdę miło mi jest poznać cię osobiście. Jednak... nie zrozum mnie źle. Chciałabym kilka zdań zamienić z Vincentem na osobności.
Słowa mamy zdziwiły mnie. Spojrzałem na Mavi dając do zrozumienia, że nie mam pojęcia skąd ta nagła prośba.
-Ale, mamo. Mavi to moja przyjaciółka, najbliższa mi osoba. - łagodnie wniosłem sprzeciw. - Możemy spokojnie porozmawiać w jej towarzystwie.
-Vin, nie szkodzi. - powiedziała beżowa wadera. - Rozumiem. To chwila dla ciebie i twojej mamy. Nacieszcie się sobą, puki czas. W końcu nie zostaniemy tu wiecznie.
Mój ogon opadł prosto w stronę pustki pod nami. Racja. Nasze miejsce jest na powierzchni, w watasze. Choć nie wiem jak bardzo bym chciał w końcu przyjdzie czas by na powrót rozstać się z mamą. Zwróciłem nieco zgaszony wzrok na rodzicielkę, po czym spojrzałem na Mavi i Elfiasa.
-Poza tym, ja również muszę spożytkować ten czas na rozmowę z najbliższymi. - spojrzała na starszego basiora. - Będziemy w pobliżu. - zapewniła na odchodne.
Spoglądałem na oddalającą się wilczycę. Następnie zwróciłem pytający wzrok na mamę. Czekała jeszcze moment nim również zwróciłam na mnie uwagę.
-O co chodzi? - zapytałem, ujrzawszy troskę w jej jasnym oczach.

<Mavi? Przepraszam, że tak strasznie długo musiałaś czekać. I wybacz za to opko. Takie ucięte w połowie, ale gdybym wstawił całość to wyszłaby jedna wielka księga. ;-; W moim kolejnym opowiadaniu (które pojawi się o wiele szybciej ;v) będzie wyjaśnienie, dlaczegoż mama Vina tam się zachowała. ;)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT