-Szczerze powiedziawszy te jego jęki odpędzają ode mnie jakiekolwiek
logiczne myślenie.-Westchnęłam cicho, kiedy basior wykrzywił pyszczek w
dziwnym grymasie zamyślenia, o ile tak to można było nazwać.
-Może to jakaś jego zdolność?-Zapytał nagle. Niby było w tym trochę
racji, mógł próbować nas rozkojarzyć, ale na Ramzę, ile można odstawiać
tę szopkę? Mi wystarczył jedny, solidny krzyk aby poczuć zdzierające się
gardło, co więc dopiero musiałby odczuwać delikwent odstawiający taką
improwizację? A może miał mocne gardło? Ech, powinnam chyba odstawić te
filozofie.
-A może powinniśmy go przyciszyć?-Zarzuciłam, oglądając się za siebie
akurat, gdy otwierał pyszczek, by po chwili zalać się kolejną falą
łkania.-Zaraz ściągnie tutaj połowę watahy.-Dodałam szeptem. Basior
westchnął ciężko.
-Nie powinniśmy w ogóle się do tego mieszać.-Zauważył niechętnie. Prychnęłam donośnie.
-To się nie mieszaj.-Mruknęłam, ruszając przed siebie, w stronę Asriela. Usłyszałam, jak Lelou ponownie ziewa.
-Jesteś nie możliwa.-Warknął kąśliwym tonem, po czym podbiegł do mnie.
Zignorowałam go kompletnie, i ponownie zbliżyłam się do hybrydy, stając w
odległości kilkudziesięciu centrymetrów od niego.
-Więc, ten..Asriel, tak?-Upewniłam się. Moja pamięć bardzo lubiła mnie
zawodzić na wielu rozmaitych polach, w które wliczały się również
imiona. Zresztą, nie byłam jakoś bardzo zdeterminowana w tej kwestii,
jeśli bowiem miałam większy problem z zapamiętaniem imienia, czy też
nazwy danej osoby lub przedmioty po prostu nadawałam jej jakieś
łatwiejsze, kojarzące się z nią, jak w przypadku tej porcelanowej lalki o
bursztynowych oczach, której nadałam wdzięczne imię “Barbie”.
~To jest Kyria, Karo. K.Y.R.I.A.-Uparła się, po raz kolejny, Molly.
~Nieistotne!-Charknęłam, nadal oczekując na jakikolwiek sygnał życia ze
strony hybrydy. Rzekoma koza-elf o długiej nazwie leżała jednak, jakby
zwijając się pod nagłym napływem żalu. Dotknęłam go lekko vecotrem, na
co ten podskoczył.
~C-co?!-Krzyknął, zrywając się na równe nogi, czy co on tam innego
posiadał. Teraz przynajmniej potwierdził się fakt, że umie utrzymać
równowagę w swojej dziwnej mieszaninie rozmaitych kończyn dolnych.
Westchnęłam cicho, by po chwili wbić ostre spojrzenie w kameleonie oczy
stworzenia.
-Więc, panie władco przejętegokrólestwakogośtam-Celowo przyśpieszyłam
dykcję, wymawiając połączone ze sobą cztery ostatnie słowa.-Zapytałam,
czy masz na imię Asriel.-Szybkie skinięcie głowy potwierdziło moje
mniemania.-Super. Asrielu, z łaski swojej, mógłbyś przestać torturować
nasze uszy i spokojnie wyjaśnić, co oznaczał ten cały ciąg wyrazów, jaki
zaprezentowałeś kilka minut temu?-Zdaję sobie sprawę, że marny ze mnie
pacyfista, w kontaktach z obcymi też nie jestem za dobra, silny wdech
który wziął Asriel zasugerował mi jednak, że ma zamiar coś z siebie
wykrzesać. Oby tylko było to wyraźne.
~*~
“Dolina, którą władałem była dość niezwykłym miejscem, w którym żyło, i
jak mam nadzieję nadal żyje, liczna populacja przeróżnych gatunków.
Każdy wyróżniał się czymś innym, miał swoją odrębną, wyjątkową cechę.
Jedni umieli latać, inni mówili setkami języków..heh, byli też tacy, co
mówili tyłem, i ci poprzedni zwykli tłumaczyć ich słowa. Moją rolą,
przekazywaną z pokolenia na pokolenie, było opanowanie powszechnego
chaosu, który to często gościł w naszych stronach, i zapewnienie moim
poddanym spokoju. Wysłuchiwałem różnych audiencji, czasem pełniłem nawet
rolę psychoterapeuty..Miałem kopyta pełne roboty! Problem jednak
polegał na tym, że były i takie stworzenia, które uwierzyłyby we
wszystko na jedno, powiedziane ledwo słyszalnym szeptem słowo,
gwarantujące że coś jest prawdą mimo skrzyżowanych palców, pazurów, lub
też nie czystego sumienia rozmówcy. Niektórzy władcy zwykli tępić co po
naiwniejszych, gdyż jeśli przedstawiło się im dwie wersje wydarzeń
zaczynały biegać w kółko i siać chaos, a muszę przyznać, że z naiwnych
niewinnych stworzeń potrafiły stać się naprawdę groźne. Ja jednak nie
chciałem się ich pozbywać. Lubiłem, jak się śmiały, czy wygłupiały, mimo
swojej, dość durnej cechy, były całkiem pocieszne, naprawdę. Tyle, że z
dnia na dzień tylko ich przybywało i przybywało. Wielokrotnie
słyszałem, iż powinienem “Już dawno pozbyć się tego paskudztwa, nim
stanie się coś złego”, jednak nie chciałem w to wierzyć. I wtedy pokazał
się on, Dreemur. Pewnego dnia po prostu przyszedł i zniszczył spokój,
nad którym tak bardzo pracowałem. Naopowiadał jednemu jakiejś taniej
historyjki o zdradzie z mojej strony, drugiemu natomiast powiedział coś,
że jest złym człowiekiem, a że stał koło siebie to BUM! I mamy
nieszczęście. Tyle, że dwa takie krzykliwe zwierzęta to nie problem..te
jednak nie zaatakowały Dreemura, jak to miały w zwyczaju, a poleciały
dalej, złoszcząc kolejne i kolejne. A kiedy w końcu wieści te doszły do
mnie, bez wahania ruszyłem, by pomóc swoim, reszty jednak nie pamiętam
obudziłem się t-tu..”
~*~
~Tutaaaaaaaaaj!-Zawył gwałtownie, ponownie zalewając się szlochem i
powodując niesforne grymasy na naszych pyszczkach. Prychnęłam, podnosząc
go w górę przy pomocy vectorów~Co Ty..-Jęknął przerażony.
-Jeśli oczekujesz współpracy z naszej strony, to nie czyń nas głuchymi,
na litość boską!-Powiedziałam, przypatrując mu się uważnie. Lelou
spojrzał na mnie, jakby pytał, co niby mamy zrobić w tej kwestii.
Westchnęłam cicho. Chciałam pomóc temu irytującemu stworzeniu, chociażby
ze względu o zdrowie naszych bębenków.
<Lelou?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz