środa, 7 września 2016

Od Karo c.d. Lelou

-Szczerze powiedziawszy te jego jęki odpędzają ode mnie jakiekolwiek logiczne myślenie.-Westchnęłam cicho, kiedy basior wykrzywił pyszczek w dziwnym grymasie zamyślenia, o ile tak to można było nazwać.
-Może to jakaś jego zdolność?-Zapytał nagle. Niby było w tym trochę racji, mógł próbować nas rozkojarzyć, ale na Ramzę, ile można odstawiać tę szopkę? Mi wystarczył jedny, solidny krzyk aby poczuć zdzierające się gardło, co więc dopiero musiałby odczuwać delikwent odstawiający taką improwizację? A może miał mocne gardło? Ech, powinnam chyba odstawić te filozofie.
-A może powinniśmy go przyciszyć?-Zarzuciłam, oglądając się za siebie akurat, gdy otwierał pyszczek, by po chwili zalać się kolejną falą łkania.-Zaraz ściągnie tutaj połowę watahy.-Dodałam szeptem. Basior westchnął ciężko.
-Nie powinniśmy w ogóle się do tego mieszać.-Zauważył niechętnie. Prychnęłam donośnie.
-To się nie mieszaj.-Mruknęłam, ruszając przed siebie, w stronę Asriela. Usłyszałam, jak Lelou ponownie ziewa.
-Jesteś nie możliwa.-Warknął kąśliwym tonem, po czym podbiegł do mnie. Zignorowałam go kompletnie, i ponownie zbliżyłam się do hybrydy, stając w odległości kilkudziesięciu centrymetrów od niego.
-Więc, ten..Asriel, tak?-Upewniłam się. Moja pamięć bardzo lubiła mnie zawodzić na wielu rozmaitych polach, w które wliczały się również imiona. Zresztą, nie byłam jakoś bardzo zdeterminowana w tej kwestii, jeśli bowiem miałam większy problem z zapamiętaniem imienia, czy też nazwy danej osoby lub przedmioty po prostu nadawałam jej jakieś łatwiejsze, kojarzące się z nią, jak w przypadku tej porcelanowej lalki o bursztynowych oczach, której nadałam wdzięczne imię “Barbie”.
~To jest Kyria, Karo. K.Y.R.I.A.-Uparła się, po raz kolejny, Molly.
~Nieistotne!-Charknęłam, nadal oczekując na jakikolwiek sygnał życia ze strony hybrydy. Rzekoma koza-elf o długiej nazwie leżała jednak, jakby zwijając się pod nagłym napływem żalu. Dotknęłam go lekko vecotrem, na co ten podskoczył.
~C-co?!-Krzyknął, zrywając się na równe nogi, czy co on tam innego posiadał. Teraz przynajmniej potwierdził się fakt, że umie utrzymać równowagę w swojej dziwnej mieszaninie rozmaitych kończyn dolnych. Westchnęłam cicho, by po chwili wbić ostre spojrzenie w kameleonie oczy stworzenia.
-Więc, panie władco przejętegokrólestwakogośtam-Celowo przyśpieszyłam dykcję, wymawiając połączone ze sobą cztery ostatnie słowa.-Zapytałam, czy masz na imię Asriel.-Szybkie skinięcie głowy potwierdziło moje mniemania.-Super. Asrielu, z łaski swojej, mógłbyś przestać torturować nasze uszy i spokojnie wyjaśnić, co oznaczał ten cały ciąg wyrazów, jaki zaprezentowałeś kilka minut temu?-Zdaję sobie sprawę, że marny ze mnie pacyfista, w kontaktach z obcymi też nie jestem za dobra, silny wdech który wziął Asriel zasugerował mi jednak, że ma zamiar coś z siebie wykrzesać. Oby tylko było to wyraźne.

~*~

“Dolina, którą władałem była dość niezwykłym miejscem, w którym żyło, i jak mam nadzieję nadal żyje, liczna populacja przeróżnych gatunków. Każdy wyróżniał się czymś innym, miał swoją odrębną, wyjątkową cechę. Jedni umieli latać, inni mówili setkami języków..heh, byli też tacy, co mówili tyłem, i ci poprzedni zwykli tłumaczyć ich słowa. Moją rolą, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, było opanowanie powszechnego chaosu, który to często gościł w naszych stronach, i zapewnienie moim poddanym spokoju. Wysłuchiwałem różnych audiencji, czasem pełniłem nawet rolę psychoterapeuty..Miałem kopyta pełne roboty! Problem jednak polegał na tym, że były i takie stworzenia, które uwierzyłyby we wszystko na jedno, powiedziane ledwo słyszalnym szeptem słowo, gwarantujące że coś jest prawdą mimo skrzyżowanych palców, pazurów, lub też nie czystego sumienia rozmówcy. Niektórzy władcy zwykli tępić co po naiwniejszych, gdyż jeśli przedstawiło się im dwie wersje wydarzeń zaczynały biegać w kółko i siać chaos, a muszę przyznać, że z naiwnych niewinnych stworzeń potrafiły stać się naprawdę groźne. Ja jednak nie chciałem się ich pozbywać. Lubiłem, jak się śmiały, czy wygłupiały, mimo swojej, dość durnej cechy, były całkiem pocieszne, naprawdę. Tyle, że z dnia na dzień tylko ich przybywało i przybywało. Wielokrotnie słyszałem, iż powinienem “Już dawno pozbyć się tego paskudztwa, nim stanie się coś złego”, jednak nie chciałem w to wierzyć. I wtedy pokazał się on, Dreemur. Pewnego dnia po prostu przyszedł i zniszczył spokój, nad którym tak bardzo pracowałem. Naopowiadał jednemu jakiejś taniej historyjki o zdradzie z mojej strony, drugiemu natomiast powiedział coś, że jest złym człowiekiem, a że stał koło siebie to BUM! I mamy nieszczęście. Tyle, że dwa takie krzykliwe zwierzęta to nie problem..te jednak nie zaatakowały Dreemura, jak to miały w zwyczaju, a poleciały dalej, złoszcząc kolejne i kolejne. A kiedy w końcu wieści te doszły do mnie, bez wahania ruszyłem, by pomóc swoim, reszty jednak nie pamiętam obudziłem się t-tu..”

~*~

~Tutaaaaaaaaaj!-Zawył gwałtownie, ponownie zalewając się szlochem i powodując niesforne grymasy na naszych pyszczkach. Prychnęłam, podnosząc go w górę przy pomocy vectorów~Co Ty..-Jęknął przerażony.
-Jeśli oczekujesz współpracy z naszej strony, to nie czyń nas głuchymi, na litość boską!-Powiedziałam, przypatrując mu się uważnie. Lelou spojrzał na mnie, jakby pytał, co niby mamy zrobić w tej kwestii. Westchnęłam cicho. Chciałam pomóc temu irytującemu stworzeniu, chociażby ze względu o zdrowie naszych bębenków.

<Lelou?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT