czwartek, 1 września 2016

Od Lelou do Karo

- Meh. Teoretycznie rzecz ujmując było to dzisiaj w nocy- sprecyzowała Karo.- Zakończmy ten temat. Jak CI się spało?
Uśmiechnąłem się krzywo, słysząc szczególny akcent położony na krótkie słowo w ostatnim zdaniu, wyraźny znak, że nie ma ochoty na dalsze przepytywanie. Znowu zmieniamy temat, co? Nigdy nie mogłem przebić się przez tą "warstwę" wadery, zawsze coś akurat stało na przeszkodzie, chociaż, z drugiej strony, rozumiałem, że nie chce opowiadać ze szczegółami o swoim stanie, nawet jeśli, według mnie, byłaby to najrozsądniejsza opcja. No i gdyby jeszcze dało się ją przekonać do całodobowego odpoczynku w chłodzie jaskini...
- Mi? A całkiem dobrze, spałem jak zabity, niedawno się obudziłem, dzięki za troskę. Wyleżałem się za wszystkie czasy, ale tego samego o sobie chyba nie powiesz.
- Po co mi tracić dzień?- prychnęła ze słabym uśmiechem.
- Może i racja- potwierdziłem, próbując dodać nieco głosowi pewności siebie, kiedy tylko bowiem usłyszałem własne słowa, uderzyło mnie, z jakim wahaniem je wypowiedziałem. Czyżbym robił się leniwy?
Równocześnie przypomniałem sobie o mojej dzisiejszej warcie, obiecałem, że trochę pomogę przy patrolowaniu granic. Niechętnie spojrzałem w górę: światło słoneczne mocno prażyło wszystko dookoła, a temperatura bliska była do tej panującej we wrzącym kotle. Może jednak znajdę jakiś sposób, żeby się wykręcić? Nie uśmiechało mi się łażenie w taką pogodę, tym bardziej, że jeszcze nie znalazłem Nami...
Uświadomiłem też sobie, że od kilku dłuższych sekund panowała mało przyjemna cisza, zdawało się, że nie przeciąłbym się przez nią nawet nożem. Podszedłem do jeziorka i nieco opłukałem gardło.
- Więc- zacząłem ponownie- jesteś może... nie wiem, masz ochotę na...
Trzask. Uniosłem łeb, zaalarmowany. Karo również zwróciła wzrok w tamtym kierunku. Gałęzie skutecznie ograniczały widoczność, starałem się więc zidentyfikować stworzenie po zapachu, z zaskoczeniem jednak uświadomiłem sobie, i, prócz intensywnego zapachu drzew oraz czarnej wilczycy, nie wyczuwałem żadnego stworzenia w promieniu jakichś 100 metrów. Gdybym miał oceniać to jedynie po zmyśle węchu, musiałbym przyznać, iż nic tam nie było.
"A duch?"- zasugerował ten cichy, denerwujący głosik z głębi czaszki.
Nie no, bądźmy rozsądni. Ja rozumiem, elfy, driady i tak dalej. Ale żadne zjawy, a już na pewno nie w Stardust Forest.
Spojrzałem na Karo pytającym wzrokiem pod nazwą "Co to jest". Odpowiedziała mi przewróceniem oczu i zirytowanym spojrzeniem pod tytułem: "A co ja, wróżka?!".
Starając się robić jak najmniej hałasu, ruchem łba wskazałem na zarośla. Przez chwilę zdawało mi się, że widzę przemykający się tam cień...
Postawiłem łapę na opadłych liściach, składając w myślach modły do wszystkich znanych mi patronów, aby nie zaszeleściły. Na szczęście te, leżące od niedawna, wciąż zielone, nie wydały z siebie żadnego odgłosu. Karo również podążała bezszelestnie, lekko kuśtykając, w odległości kilku metrów ode mnie: ja skradałem się z prawej strony, ona natomiast z lewej. Napiąłem mięśnie, zniżając lekko łeb i uginając łapy. Odczekałem kilka sekund, próbując wsłuchać się w odgłosy czynione przez tajemniczego zwierza. Trzask gałęzi wyraźnie sugerował nam, że przebywa tam już dobrą chwilę, czyniąc z siebie ofiarę idealną.
Wyskoczyliśmy równocześnie w stronę tajemniczego stwora, przygotowani zarówno do ataku, jak i do obrony. Spodziewałem się prawie wszystkiego, naprawdę. Delfina skrzyżowanego z nosorożcem, strusia wlekącego się jak żółw, driady grającej z centaurem w "kamień, papier, nożyce", ale nie tego...
Istota była hybrydą absolutną, mieszanką całkowitą, jakby ktoś wrzucił do miksera kawałki wszystkich zwierząt świata, a potem poskładał to z zawiązanymi oczyma. Grzywa należała do konia, pysk był zdecydowanie koci, oczy natomiast bardziej przypominały te od kameleona, miał też róg jednorożca na środku czoła. Długa szyja jak u strusia, brzuch niedźwiedzia grizzly, grzbiet jelenia i skrzydła pegaza, prawa przednia łapa wilka, druga - człowieka, natomiast jedna z tylnych należała do rubinowego smoka, zaś druga przywodziła na myśl kończynę czapli. Ciekawe, czy w ogóle ten stwór umiał chodzić...
Następnie, istota wydała z siebie przeciągły ryk. Drzewa dosłownie zatrzeszczały, a te co mniejsze niemal się wygięły. Źdźbła trawy gniewnie zafalowały, ja natomiast miałem wrażenie, że pękły mi bębenki w uszach. No i ten odór... Na wszystkie kamyki rzeczne, jak sterta ryb pozostawiona przez miesiąc w nagrzanym miejscu i potraktowana perfumami skunksa.
Mimo to, dźwięk wydobywający się z gardła stwora był porażająco smutny, kiedy tylko go usłyszałem, sam miałem ochotę zwinąć się w kłębek i wyć. Cała postura, gesty, mowa ciała zwierza - wszystko to wyrażało bezbrzeżny żal.
Zerknąłem na Karo. Wadera wpatrywała się w stworzenie, najwyraźniej lekko oszołomiona, czemu zresztą się nie dziwiłem. Sam miałem wrażenie, jakbym właśnie przeszedł przez tornado, a potem został wrzucony do wielkiej kuli, którą ktoś stoczył ze szczytu Maylin...

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT