środa, 14 września 2016

Od Victora c.d. Nenevy

Bardzo lubię chodzić po drzewach, skałach, czy innych ciężko dostępnych powierzchniach, zresztą, kto by nie lubił, posiadając taką możliwość? Tego dnia postanowiłem wybrać się na samotny spacer, ot po prostu, korzystając z powoli kończących się, acz nadal gorących letnich dni. Początkowo faktycznie był to tylko spacer, jednak jak to w moim wypadku bardzo często bywa obserwowanie przyrody szybko mnie znudziło.
Szybko. To naprawdę dobre słowo.
Zielona trawa delikatnie mierzwiła moje łapki, liście drzew o podobnym kolorze natomiast dawały swego rodzaju przyjemny cień. Gdzieniegdzie mogłem zobaczyć śmigające po trawistym podłożu, i białych oraz brązowych korach drzew ogony wiewiórek, wiecznie zabieganych. Co prawda, mogłem spowolnić ten widok, ale i po co? Wiele wiewiór udało mi się zobaczyć w moim długim życiu.
Echh, poczułem się stary..
W momencie, kiedy owa myśl przeszła przez moją głowę coś we mnie pękło. Dokładnie, psia kość, stary! Przecież tak właśnie się zachowuję! Ale..co mnie ogranicza? Nic, bingo! Z zapałem ruszyłem w stronę wąskiej białej lipy, gotowy do wyskoku. Moje łapki niemal natychmiast przymocowały się do szorstkiego drewna, ciężko było mi jednak utrzymać równowagę zważywszy na jej objętość. I trudno! Ruszyłem w górę, ni to szybkim, ni wolnym tempem, czując raz po raz bicie słońca wprost na moje oczy. Właściwie, seria grymasów, jaką zrobiłem wchodząc na drzewo mogłaby stanowić niezłą wystawę żałosnych min, może nawet kogoś by to bawiło. Na pewno rozbawiło lokalną rudą wiewiórkę, gdyż nagle wskoczyła mi na łeb, co wywołało gwałtowne potrząśniecie.
Panie i panowie, mamy kolejny grymas i prawdopodobnie straciliśmy jednego widza!
Spojrzałem w dół, z mieszaniem ulgi i podirytowania odkryłem jednak, że delikwentka ma się świetnie. W tym momencie z pełną satysfakcją przechylała główkę w bok, powodując tym samym, że jej biały brzuszek wydawał się świecić przez połyskujące na nim promienie słońca. Prychnąłem, przyśpieszając i tym samym spowalniając czasoprzestrzeń. Nie minęła chwila, kiedy byłem już u góry. Mała koleżanka załapała chyba o co chodzi, gdyż wbiegła za mną. Uskoczyłem na kolejną gałąź, co mój drogi natręt również postanowił uczynić. Po chwili jednak uskoczyła gdzieś na bok. A pfff, ja też mogę być natrętny, i tak nikt tego nie widzi! Zeskoczyłem za nią. Jak łatwo można się domyśleć po chwili hasaliśmy sobie radośnie, goniąc siebie na wzajem. No bo co, ja bym nie przyjął wyzwania złapania tego przerośniętego szczurka? Muszę przyznać, że sprawiało mi to przyjemność aż po moment, gdy wyczułem podejrzany zapach. Odwróciłem się gwałtownie, wyskakując w tej samej chwili. Szkoda, żem nie spojrzał przed siebie, nie było tam bowiem żadnej gałęzi, runąłem w dół, ktoś jednak zamortyzował upadek. Obca mi sylwetka znajdowała się tuż pode mną. Dostrzegłem szarawo-fioletową waderę o czerwonych włosach. Takowej nie kojarzyłem.
-Złaź ze mnie Ty śmieci..-Wróg? Niczego nie mogłem być pewien. Zakneblowałem ją, wbijając pazury między łopatki, wówczas ta pisnęła. Echh, od razu zrobiło mi się głupio. Dlaczego z góry ją atakowałem? Odpowiedź nadeszła zaraz po zadaniu pytania. Śmieć, hę? Ładnie to wystawiać opinię mojej niezdarnej osobie?-Oh nie, proszę, nie krzywdź mnie! Nie mam złych zamiarów, naprawdę!-Słodki głosik wadery zdezorientował mnie. Przed chwilą jeszcze nazwała mnie śmieciem! Przechyliłem głowę, nie kryjąc przy tym zdziwienia.
-Kim jesteś?-Wywarczałem chcąc ukryć zdziwienie i zachować zimną krew, w duszy jednak walczyłem ze sobą. Jak mogłem tak potraktować waderę i nie okazać choć cienia empatii? Z drugiej strony nie miała do mnie zbyt pozytywnego stosunku.-Co tutaj robisz?

- Nazywam się Neneva. -Wydukała. Wydaje mi się, czy płakała? - I ten... Moja mamusia i tatuś... oni zginęli, uciekaliśmy przed... przed... przed myśliwymi, tak, przed nimi! Zostałam sama i... nie mam się gdzie podziać na tym świecie. Proszę, pomóż mi, tak bardzo... hmm... tak bardzo się boję?-Ostatnie słowa przypominały pytanie. Wadera nie była pewna tego, co mówiła? Zlazłem z niej, przysiadając.
-Z całym szacunkiem, ale nie wyglądasz mi na szczenię szukające pomocy.-Odparłem, lustrując wzorkiem uroczą kurtkę, jaką nosiła, utknąłem jednak na czerwonych oczach, bardzo podobnych do oczu Karo, ba! Ślepia Nenevy świeciły podobnie jak te córki.
-Z..zdaję sobie z tego sprawę ale..ja po prostu nie wiem co robić! Zostałam zupełnie sama..-Ostatnie słowa niemal wydukała. Przyjrzałem jej się zdziwiony. Zastanawiało mnie, co do licha myśliwi mogli robić w tych terenach.
-Mam nadzieję, że wybaczysz mi moją napaść, zabawiałem się z tym gryzoniem.-Wskazałem głową na biedronkę lustrującą sytuację.-Nie ruszaj, się, Nenevo.
-C-co?-Zapytała zdezorientowana, przyglądając mi się. Spojrzałem na rany, by następnie zasklepić je na własnym ciele, a usunąć z jej. Nie miałem prawa krzywdzić nieznajomej, nie znając nawet jej zamiarów, mimo że wypowiedzi tej wilczycy w ogóle nie trzymały się kupy.
-Za to również przepraszam.-Skinąłem głową na rany okrywające teraz już moje ciało.-Victor jestem, miło Cię poznać.-Tylko tyle mogłem powiedzieć, choć i to było małe wymowne.
Kim ona była?
-Powiedz..Ci myśliwi..jesteś pewna? W tych terenach nie było człowieka od lat. Może to była jakaś iluzja, albo coś w tym stylu?-Na początku chciałem wywnioskować, czy nie został rzucony na nią żaden urok. Moja duma nadal gniewała się za “śmiecia”, miałbym natomiast wyrzuty sumienia, nie pomagając młodej damie.
<Nenevo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT