piątek, 19 maja 2017

Od Renesmee C.D. Victora

Otworzyłam oczy w mokrej, ciemnej jaskini. Ani trochę nie przypominała mi żadnej dotąd znanej...a zapach...to było coś zupełnie innego! Nie był to smród. Czyżby róże? Róże...Maril? Przecież malutka nie żyje...M-mama?! Ale...Nie! Jak?! Ja byłam z Victorem...spałam i... Jak nagle znalazłam się tutaj?! Przecież ona nie żyje! A jednak to moja jaskinia...mój ukochany domek. Wstałam. Tak, oto miejsce, w którym się wychowałam. Miejsce gdzie przyszłam na świat. Wszystko jest tak ja było zanim nas zaatakowali...Tylko że brakuje kilku mebli, a inne są nadszarpnięte przez ząb czasu lub ogień. Dalej jednak nie rozumiem skąd się tu wzięłam. Przeciągałam się. Już miałam ruszyć przed siebie gdy nagle uświadomiłam sobie że to może być pułapka. Niepewnym, cichym (czyli jak na moje umiejętności głośnym) krokiem ruszyłam do wyjścia. Przed jaskinią stał czarny wilk. Jego oczy lśniły złotym blaskiem, a jedno ucho miał zielone tak jak końcówkę ogona. Wyglądało to dość śmiesznie...Zaraz, zaraz... ten pyski....Znam go skądś.
-O, Rene wstałaś już?- zapytał niskim głosem
-T-tak...- starałam nie dawać po sobie znać że go nie pamiętam
-Poznajesz to miejsce, twój dom? Wszystkie meble jakie uratowałem z siostrą są jak dawniej! Podoba ci się? Zostaniesz tu? Prawda? Już nikt cię nie skrzywdzi! Wszyscy wyemigrowali w poszukiwaniu nowej ziemi "nieskażonej magią". I do tą nie wrócili...od 2 lat...Zostawili nas- szczeniaki-na pastwę losu. Przeżyłem tylko ja i siostra...Pamiętasz to wszystko?
-Yh...-już miałam wyjaśnić basiorowi że nie, kiedy żaróweczka w mojej głowie się zapaliła. To był Klaudiusz. Mój pierwszy przyjaciel, i moja pierwsza miłość- Tak! Oczywiście! - przytuliłam go- Ale...ja mam partnera...dzieci i inny dom!
- Zostań tu...Już niedługo te problemy się rozwiążą.
- Problemy! Ja ich kocham! Jeśli nie pójdziesz ze mną zostawię cie tu
- Tak jak oni? Będziesz istotą pozbawiona serca, do końca życia. A ja chce tylko żeby było tak jak dawniej...- zbliżył się do mnie i szepnął mi do ucha- żebyśmy byli znów razem...
-O nie, co to, to nie! Mam już kogoś!
-Nie martw się - uśmiechnął się dziwacznie- Już niedługo i zostanę ci tylko ja
-I kto tu jest istotą bez serca?! Ty sobie jaja ze mnie robisz, Tak Klaud? Prawda...
-Renesmee, ja na poważnie chce cie odzyskać za wszelką cenę.- zbliżył się by mnie pocałować
-Nie...ciebie chyba do reszty porąbało! Idź się lecz! - uderzyłam go w psyk- Ciebie i twoją siostrzyczkę. Zawsze byliście dziwni ale nie aż tak! W ogóle gdzie ona jest? Zaś gdzieś w krzakach się czai?
Przewrócił minie i przycisnął mnie z całej siły do ziemi abym nie uciekła. Zawsze tak robił kiedy w dzieciństwie chciał mi coś powiedzieć. Zatrzymaj poprawianie. Był moim sąsiadem. Zanim moje oczy do końca rozjaśniły się byliśmy nierozłączni, a potem jago ojciec wybił mi wszystkich bliskich. Obydwoje zawsze chcieli wszystkimi rządzić...
-Teraz posłuchaj mnie- wyszeptał przez zęby- My będziemy razem, nie masz już nikogo prócz mnie!
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Moja siostrzyczka jest już w drodze. Za niedługo ten twój partner i jego rodzina umrze. A ty zostaniesz sama...ze mną. Tu będziesz miała lepsze życie! To teren który znasz!
Ugryzłam go do krwi i przy okazji poraziłam prądem.
-Wybacz mi Klaudiuszu, ale ja na tym pustkowiu gnić nie będę! Wracam do siebie, a ty radź sobie! Żegnaj. A jakbyś chciał mnie gonić to ta rana może ci się może bardziej rozwalić. - powiedziałam z uśmiechem i odbiegłam truchtem jakby nigdy nic.
Wiedziałam że nie będzie mnie gonił. Zawsze dbał o siebie. Rana była niegroźna, ale zawsze wszystko wyolbrzymiał. Kiedy byłam pewna że mnie już mnie nie zobaczy ruszyłam najszybciej jak mogłam. Szłam z tond do domu tyle czasu! Nie zdążę uratować Victora! Trzeba obejść jezioro, wielkie jezioro...Trzy miesiące jak nie więcej! Tak być nie może...Zawsze jest jakieś inne wyjście...Czyli muszę przepłynąć przez nie. Niby woda, dla mnie nic wielkiego, ale to właśnie tu się podtopiłam jako szczeniak. Nie ma innej opcji. Dla Victora trzeba! Nie długo myśląc rzuciłam się w stronę wody.
***kilka godzin później***
Wyczołgałam się padnięta na brzeg. Ciężko było mi złapać oddech. Ale to nie czas na odpoczynek. Jezioro niby nie szerokie, a długie i głębokie wyssało ze mnie wszystkie resztki sił. Mimo to jednak miałam pewną "rezerwę". Choć może ona się jeszcze przydać... Postanowiłam wezwać Eldorado. Mój wielki towarzysz (z ociąganiem) przyleciał do mnie. Nie lubił zbytnio wody, więc na początku nie chciał do mnie podejść.
- Spokojnie...Cichutko. Już dobrze, potrzebuje twojej pomocy- starałam się go uspokoić- Musisz w te pędy zabrać mnie do Victora.
Mądra bestyjka zrozumiała od razu. Wsiadłam na grzbiet hipogryfa. Słońce chyliło się ku zachodowi. Pięknemu zachodowi, być może ostatniemu w moim żuciu. Tylko Bogowie wiedzą co zapisał nam los na czystej kartce. I dziś to oni rozstrzygną o mojej przyszłości. Jeśli Victor zginie, to ja popełnię samobójstwo. Nie, zabije najpierw Klaudiusza z siostruniom a potem siebie. Niebawem zasnęłam znużona planami na przyszłość.
***jakiś czas później***
Obudziły mnie znajome zapach. Byłam już na znanych mi terenach.
-Eldorado, lądujemy!- nie mogłam dalej korzystać z mojego towarzysza. Te sprawy go nie dotyczyły, i nie powinien odnieś jakichkolwiek ran czy uszkodzeń.
Teraz odzyskałam już siły. Pędziła przed siebie, szukając Victora. Wiat unosił moje futro i orzeźwiał motywując do dalszego biegu. Choć to chyba było to raczej serce. Miłość, życie, wspomnienia to coś niesamowitego. Magicznego jak każda istota. To właśnie te trzy nieznaczne słowa nakazują nam podejmować się szalonych wyzwań. Nie wiem jak ta historia się zakończy. Cała ta sytuacja stoi pod wielkim znakiem zapytania.
Gdy przejrzałam już wszystkie najprawdopodobniejsze miejsca pobytu Victora zajrzałam do naszej jaskini. Spodziewałam się raczej zastać go na świeży powietrzu. Południe było dość ciepłe...Chyba że...Yhm, ta jasne...czarnowidztwo się odzywa...pff
Wpadłam jak huragan do domu. Zastałam tam partnera i tą kudłatą, brązową amebę...idiotkę...myndę...( jak ją nazwać, by nie urazić Klaudiusz na całym świecie i ich sióstr?). Victor nie orientował się w sytuacji. Nic dziwnego. Ja sama nie wiedziałam co zamierzam.
-Victor! Odejdź od niej! Natychmiast!

<Vici? wracam!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT