czwartek, 4 maja 2017

Od Herona do kogoś

Było południe. Słońce górowało na nieboskłonie wyznaczając jego dokładny środek. Rzucało jaskrawe promienie w stronę ziemi i choć nie było tak silne jak w swej letniej formie to mimo wszystko dawało przyjemne ciepło. Pomyślne wiatry kierowały mą czaplą postacią w kierunku dokądkolwiek. Pod chudymi, ptasimi nogami wyrastały korony drzew, niekiedy tak gęste i splątane ze sobą, iż miałem wrażenie jakby pode mną rozciągały się błonie niżeli las. Wtem me bystre oczy dostrzegły wyróżniający się spośród zieleni kawałek błękitu. Zaraz usłyszałem charakterystyczny plusk wody i szum. Wodospad.
Moja obecna podróż była chyba najdłuższą z dotychczas odbytych. Niewiele czasu poświęcałem by zorganizować sobie jakiś bukłak na wodę, nie mówiąc już o zapasach samych w sobie. Potrzebowałem się napić.
Gładko zniżyłem lot, zakołowałem wokół zbiornika, oceniając jego głębokość i zdatność do picia. Woda była niemalże krystaliczna, dokładnie widziałem dno-jeziorko nie było nazbyt głębokie. Zdaje się, że jest to najczystszy akwen z jakiego będzie mi się dane napić.
Wylądowałem. Z gracją i profesjonalną ciszą przerwałem taflę jeziora, osiadając na skalistej płyciźnie. Woda była przyjemnie ciepła, a powietrze wokół-wilgotne. Nade mną rozciągała się tęcza. Szum wodospadu był spokojny, melodyjny. Miejsce to aż wołało by rozsiąść się na brzegu i oddać błogiemu lenistwu. Co może zagrażać w tak przyjemnej okolicy? Ja jednak pozostałem czujny. Zachowałem postać białej czapli, by w każdej chwili móc wzbić się w powietrze uciekając przed ewentualnym wrogiem. Taka okolica nie może nie być oblegana przez wszelkiego rodzaju stworzenia-woda jest zbyt cenna, a ziemia urodzajna. Ptasim okiem rozglądałem się wokoło, węszyłem; czaple nozdrza kryły w sobie potencjał wilczego powonienia. Zdołałem wychwycić zapach, różne zapachy wymieszane ze sobą, rozmyte przez wilgoć, niewyraźne. Sarna, dziki, może jakiś niedźwiedź czy inne, niekoniecznie "zwyczajne" zwierzę. I wilki. Przede wszystkim wilki.
Znajdowałem się na terenie watahy.
Może to być dla mnie szansa: od pewnego czasu poszukiwałem sfory, której członków będę mógł nazwać rodziną. Jednocześnie jednak istnieje możliwość, iż znalazłem się w poważnym niebezpieczeństwie. Wszak nie wiedziałem czy ów tereny zamieszkują osobniki przyjazne czy żądne krwi, bezlitosne. Muszę stąpać ostrożnie.
Nagle dobiegł mnie szum poruszonych w roztargnieniu liści. Zamarłem w bezruchu, wsłuchując się w przyrodę. Zaraz znów coś zaszeleściło, potem znów i jeszcze raz. Łagodny wiatr dął mi w plecy, niosąc w mym kierunku woń nieuważnie poruszającego się stworzenia. Wilk. Niczym moimi myślami przywołany. Osobnik przedarł się przez leśną gęstwinę by naglę wstrzymać kroku. Poczułem wzrok na swym opierzonym grzbiecie.
-Czapla?
Nie odwróciłem się od razu. Analizowałem każdą z możliwych ścieżek, próbując ustalić, która będzie dla mnie najkorzystniejsza. Niespodziewana ucieczka w przestworza naturalnie jest wyjściem najbezpieczniejszym, jednak moim celem nie jest wieczna tułaczka. Pragnąłem swojego własnego miejsca na ziemi, chciałem watahy, rodziny. I to jeszcze w tak urokliwej okolicy. Może warto jest zaryzykować?
Szansa na poznanie być możne mego przyszłego kamrata jest równie wysoka co wizja niepowodzenia. Nie mogłem wiecznie stać i czekać na odpowiedź wszechwiedzących. Powoli wykonałem niewielki zwrot, tak minimalny byle tylko dostrzec okiem nieznajomego. Zachowałem pełną roztropność. Obcy mi wilk był sam, to dobrze. Zauważyłem jego sylwetkę; był skryty w cieniu drzew, stał dokładnie na granicy lasu. Postanowiłem działać. Skierowałem się doń przodem, opieszale krocząc w stronę brzegu, jednocześnie neutralizując działanie talizmanu spoczywającego na mej piersi. Białe pióra czapli zszarzały przyjmując strukturę gęstego futra. Chude nogi nabrały muskulatury; delikatnie opadłem na skrzydła, które zdążyły przybrać kształt wilczych kończyn. Długi dziób ustąpił miejsca przeoranemu bliznami pyskowi. Czapla gładko, niemal naturalnie przeobraziła się w wilka. Stanąwszy na brzegu zaprezentowałem się w swej prawdziwej, psowatej formie. Stałem dokładnie naprzeciw tajemniczego osobnika, dzieliło nas kilka, łatwych do pokonania metrów.
-Witaj. - ukłoniłem się nieznacznie w stronę postaci. - Nazywam się Heron. Zaręczam, iż nie poszukuje kłopotów.
Wyprostowałem się, patrząc wyczekująco na nieznanego mi wilka, gotów na cokolwiek.

<Ktosiek-cosiek chętny odpisać? ;3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT