wtorek, 2 maja 2017

Od Lelou do Karo

- Może tutaj poczekam? Wiesz, nie chciałabym nikogo przestraszyć- zaproponowała Karo, przystając.
Mój wzrok ześlizgnął się z gromadki szczeniąt stłoczonych wokół mojej siostry i spoczął na przyjaciółce. Wadera usiadła pod wiekowym, rozłożystym świerkiem, jakby chcąc dać mi wyraźnie do zrozumienia, że się nie ruszy. Spojrzałem na nią z rezygnacją, po czym podszedłem do wilczycy, zmniejszając dzielący nas dystans do kilkunastu centymetrów.
- Nie ma nawet mowy- odparłem zdecydowanie.- Ciebie nie można zostawić samej ani na minutę.
- Jestem już duża, proszę pana- rzuciła.- Trzeba to załatwić szybko, więc po prostu idź.
- Oczywiście, kruszynko- parsknąłem.- Chodzą słuchy, że to płeć piękna ma zwykle ostatnie słowo, więc pytam: z własnej woli czy podwieźć?
- Na twoją odpowiedzialność- ostrzegła mnie, ale wstała i ruszyła w stronę grupki. Żywo potaknąłem, zrównując krok z przyjaciółką. Nasza krótka rozmowa niemal przywróciła mi dobry humor. Ale wspomnienie Kyrii zaraz sprawiło, że zacząłem na powrót się zamartwiać. Nami wyglądała tak beztrosko, na wypoczętą i szczęśliwą, a szczenięta stłoczone wokół niej - na skupione, ale i zadowolone, bynajmniej nie znudzone. Co mieliśmy teraz im powiedzieć? W sekundę przerwać tę sielankową scenę i powiedzieć, że prawdopodobnie grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo? Gdyby była tu tylko moja siostra, takie rozwiązanie byłoby zapewne najlepsze, ale przy maluchach? Wpadną w panikę albo, co gorsza, nie zrozumieją powagi sytuacji. Trzeba coś wymyślić. Jakieś zajęcia, cokolwiek. I na osobności poinformować o wszystkim Nami.
- Karo- szepnąłem do wadery, odpowiednio zniżając głos: byliśmy coraz bliżej grupki- ja coś wymyślę dla szczeniaków.- Proszę, porozmawiaj z Nami. Musi zrozumieć powagę sytuacji. Pełna dowolność, na spokojnie, groźbami, cokolwiek. Nie może stać się jej krzywda, rozumiesz?
- Tak, tak, Lelou, nie martw się- odparła.
Nami nas zauważyła. Zawiesiła na mnie pytające spojrzenie, najwyraźniej zastanawiając się nad powodem naszej obecności. Nieczęsto zjawiałem się w trakcie jej zajęć, tym bardziej w towarzystwie. Wziąłem głęboki wdech. Nie mogę teraz stchórzyć. W grę wchodzi teraz bezpieczeństwo watahy. Bezpieczeństwo mojej siostry, Karo.
- Hej- przywitałem się, usiłując nadać swojego głosowi swobodne brzmienie. Spokojnie. Kyrii na pewno tu nie ma. Póki co, jesteśmy bezpieczni.- O czym się uczycie?
- O bitwie Ramzy z Ferlunem!- zakomunikował mi wesoło maluch o białej sierści z czarnymi akcentami.
- Ciekawy temat- uznałem, usiłując szeroko się uśmiechnąć.- Miło mi was poznać, może jeszcze nie wszyscy się znamy. Jestem Lelouch, brat Nanami. A to moja przyjaciółka, Karo.
Szczeniaki po kolei się przedstawiały. Część z nich kojarzyłem, na przykład takiego Miru, który odezwał się na samym początku.
Karo podeszła w stronę mojej siostry, odchodząc z nią poza zasięg słuchu maluchów. Rozmawiała z nią tylko krótką chwilę, po czym obie wilczyce wróciły. Nami szeroko się uśmiechnęła, jakby po niezobowiązującej pogawędce. Tylko cień strachu w ej oczach zdradzał jej prawdziwe uczucia. Źle się z tym czułem. Gdybym mógł, okłamałbym ich wszystkich. "To tylko zabawa, nic wam nie grozi".
- Karo, Lelou, dziękuję- powiedziała zaskakująco opanowanym głosem.- Idźcie powiedzieć reszcie o zabawie. Ja z moją grupą już pójdę. Chodźcie, hałastro, musimy wygrać!
- O co chodzi?- zapytała cichutko jedna z wader.
- Pobawimy się w chowanego. Chodźcie, znam świetną kryjówkę.
Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Nasze miejsce na Wodospadem Mizu. Dotarcie tam bez wiedzy o jego istnieniu graniczy z cudem. Odetchnąłem z ulgą.
- Widzisz, dobrze było- mruknąłem, kiedy szczenięta, prowadzone przez Nami, oddaliły się wystarczająco.- Chodźmy do twojego ojca.
Spojrzałem w niebo, jakby szukając oznak nadchodzącego ataku. Czyste, bezchmurne, błękitne. Miałem szczerą nadzieję, że jutro spojrzę na nie już bez obaw.

< Karo? Wybacz, że takie nijakie, wena znowu ogłosiła bunt >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT