środa, 1 marca 2017

Od Klair cd Toshiro

Różnokolorowe smoki, różnej wielkości rzuciły się na Iki'ego. Biedak nie miał szans, chyba, że moja siostra nauczyła go samoobrony. Smok w geście obrony rozpostarł skrzydła sprawiając, że cofnęłam się. Chwilę później obok mnie coś spadło. W ciągu kilku sekund dym opadł ukazując sylwetkę mojego partnera. Basior wstał, był poobijany.
Rzucił w moją stronę, że powinniśmy uciekać. Skinęłam głową i ruszyłam w przeciwną do smoków stronę. Basior biegł tuż obok. Kątem oka zauważyłam, że smoki nie biegną za nami - ciągle atakują nasze stwory. Gwałtownie zachamowałam rozglądając się dookoła. Toshiro o mało na mnie nie wpadł.
- Co ty wyrabiasz? Biegnij!- rzucił.
- Nie, smoki nas nie gonią. - odparłam bacznie obserwując scenę przed nami.
Większe smoki mierzące na oko sześć metrów wysokości ryczały w niebogłosy. Machały skrzydłami i raz po raz gryzły i drapały nasze smoki. Szybko uciekłam w rów w ziemi. Wskoczyłam do niego, a basior zrobił to samo. Schyliłam się najmocniej jak umiałam. Zamknęłam oczy.
- Co robisz, Klair? - szepnął Tosh.
Nie odpowiedziałam. Moje myśli powędrowały do naszych smoków. Rzucały się i machały skrzydłami.
- Użyję mojej mocy żeby odwrócić uwagę smoków. Przynajmniej spróbuję - szepnęłam po chwili.
Wyjrzałam najdelikatniej jak mogłam poza naszą "tarczę" i skupiłam swój wzrok i umysł na grupie smoków. O dziwo, tylko część z nich chciała zrobić krzywdę naszym rumakom. Przymrużyłam oczy.
- Błyskawica - powiedziałam niemal nie słyszalnie.
Nad nami chmury zrobiły się szare, a gdzieniegdzie zaczęło się błyskać. Tylko smoki żywiołu Elektryczności zaprzestały swoich działań i spojrzały w niebo.
- Już. - wydałam rozkaz po cichu.
Wnet długa, jasna i śmiercionośna smuga runęła na ziemię robiąc wielką dziurę między smokami. Wybuchowi towarzyszył ponad dźwiękowy huk, który rozniósł się wokół nas. Smoki natychmiast się odsunęły, a Tosh podskoczył słysząc wybuch.
- Co z naszymi smokami?! - rzucił spanikowany Toshiro.
- Są elektroodporne - uśmiechnęłam się.
- Co teraz?
- Wiej. - odparłam krótko i natychmiast po tym zaczęłam biec w stronę Iki'ego.
Basior przez moment stał w miejscu, ale po chwili zaczął biec tuż za mną.
Niebieskie stwory, zapewne smoki żywiołu wody spłoszyły się i odleciały. Iki zauważył nas i zaryczał. Wyglądał źle. Złote i brązowo - zielone smoki spojrzały w naszą stronę. Nadal biegliśmy, byliśmy coraz bliżej... Zostało nam kilkanaście metrów do podopiecznego Fee kiedy nagle coś dosłownie zwaliło nas z łap. Przeturlałam się kilka metrów dalej po czym podniosłam wzrok by ujrzeć wielkiego gryfa mierzącego jakieś dziesięć do dziewięciu metrów wysokości. Jego gryfia głowa gdzieniegdzie poplamiona była krwią, co podsuwało mi na myśl, że zwierzę było na polowaniu. Jego dziup uniesiony był do góry, a wyniosłe i pełne pogardy spojrzenie mierzyło wszystko dookoła. Pióra miał nastroszone, ogon i skrzydła lekko uniesione. Potężne lwie łapy wyposażone były w pazury.
Smoki wraz z nami ucichły. Drugi smok Fee gdzieś uciekł. Iki nadal trwał na nogach, co prawda ledwo, ale pozostał w dumnej pozie. Toshiro najciszej jak umiał podpełzł do mnie.
- Klaruś? - szepnął. - Myślisz, że ten gryf w jakiś sposób ma przewagę nad tymi smokami?
- Na to wygląda - przysunęłam się bliżej basiora. - Lub jest w pewnym sensie dowódcą.
Wraz z moimi słowami gryf odwrócił się w stronę Iki'ego. Smok skulił się. Widocznie gryf ma przewagę umysłową jak i pewnie siłową. Zwierzę zastygło nad smokiem mierząc go spojrzeniem. Nagle błyskawicznie złapał gada za szyję wbijając swe zęby w jego szyję i oderwał głowę od reszty ciała. Krew rozprysła się dookoła. Zastygłam w miejscu gdy gryf trzymając głowę Iki'ego odwrócił się do nas. Toshiro najdelikatniej położył swoją łapę na mojej.
- Nie daj się jego spojrzeniu - powiedział mi na ucho.
Mruknęłam ciche "Mhm" i starałam się nie patrzeć na ssaka ( bo gryfy to ssaki?). Zwierzę podrzuciło niezbyt wysoko łeb mojego smoka po czym swoim dziobem złapał i zmiażdżył go. Szczątki kości i krew rozprysły na boki.
Przełknęłam ślinę. Gryf wyrzucił to co zostało po jego "zabawce" i podszedł jeszcze bliżej. Jego złote oczy wpatrywały się w nas z zaciekawieniem i swego rodzaju nienawiścią.
- Wilki?- przemówił.
Spojrzałam na swojego towarzysza, był również zdziwiony.
- T-tak - odparł Tosh.
- Co tu robią? - ryknął.
- Sami nie wiemy...- oznajmiłam cicho.
Gryf przybliżył swój dziób i powąchał mnie.
- Hm samica - syknął.
- Nie tknij jej - warknął Toshiro podnosząc się.
- Jej nie, ciebie już tak - bestia zwróciła się do basiora.
- Ani mi się waż - poderwałam się do góry i zasłoniłam Tosh'a.
- Zabawne, samica broni samca. - gryf chyba się zaśmiał. Jego odgłos ciężko było uznać za śmiech. - Zginiecie oboje lub sam samiec. Nie potrzebny mi jakiś basior.
- A wadera niby potrzebna? - rzucił przez zęby Toshiro.
- Bardziej niż ty - odparł gryf i złapał Toshira w dziób unosząc go nad ziemią.
- Zostaw!!! - nad nami rozległ się czyjś głos.
Wtem na podobnym stworzeniu przyleciał jakiś wilk. Wadera, ściślej mówiąc...
- Postaw - wydała polecenie.
Wadera sierść miała biało-miętową. Oczy koloru fioletu i naszyjnik na szyi.
Zwierzę odstawiło basiora na ziemię. Tyle, że bliżej tamtej wadery.
- Ktoś ty? - spytała spokojnie.
- Toshiro z Watahy Porannych Gwiazd - odparł.
- Całkiem jesteś ładny... Ta wadera to kto? - zwróciła się bardziej do mnie.
- Jestem Kla-
- Zabić ją - przerwała mi.
- Co?! - krzyknął Toshiro. Rzucił się w moją stronę i zakrył mnie swoim ciałem.
-Nic ci nie zrobiłam - oznajmiłam.
- Nie szkodzi, ale nie jesteś mi tu potrzeba - powiedziała jakby to było oczywiste.
- A mój partner to do czego ci, hm? - najeżyłam sierść. Wyszłam zza basiora.
- Przyda mi się ktoś taki jak on. Rzadko widuję tu basiory, a ten jest w dobrym stanie... - uśmiechnęła się podstępnie.
- Klaruś...- Tosh położył swoją łapę na moich plecach.
- Załatwię to - rzuciłam.
- Tego się obawiam - szepnął do siebie.
Liznęłam go w policzek i podeszłam bliżej nieznajomej.
- Zostaw nas i znikamy - oznajmiłam.
- Tylko ty tu znikniesz - odparła zadziornie i machnęła głową do gryfów.
Dwa duże stwory otoczyly mnie, a jeden złapał za ogon i uniósł mnie do góry.
- Żegnaj - rzuciła, a niemal od razu po tych słowach gryf uniósł się i zabrał mnie poza ich pole widzenia.
- Toshiro! - Krzyknęłam.
Zwierzę zaczęło mocniej machać skrzydłami, aż w końcu zrzuciło mnie do jakiegoś lasu na bagnach. Na ziemi wylądowałam z dużą siłą, a zaraz po tym nastąpiła ciemność...
Gryf wypuścił mnie z dzioba dopiero nad jakimś lasem. Spostrzegłam w dole bagna. Niedaleko miejsca mojego "przystanku" zauważyłam unoszący się dym. Ktoś tu był i najwyraźniej gryf o tym wiedział. Może tamta wadera nasłała kogoś żeby mnie zabić? Albo sam akt zostawienia mnie tu miał na celu unieszkodliwienie moich działań. O ile mogłam coś zdziałać. Nie patrzyłam na drogę, którą lecieliśmy bo gryf osiągnął naprawdę dużą prędkość.
Rozejrzałam się po okolicy. Wokół mnie rosły jodły i świerki, a kilka metrów na północ były duże bagna. Tam też zobaczyłam...kociołek na ogniu. Przełknęłam ślinę. Czyżbym trafiła na ludzi? Nie...to nie mogli być ludzie. Dawno już by złapali i mnie i gryfa. Jednakże ten ptak odleciał.
Moje przemyślenia przerwał nagły szelest liści. Jak oparzona odwróciłam się w tamtą stronę. Najeżyłam sierść i zaczęłam bacznie obserwować pobliskie krzaki. Do moich nozdrzy dotarł jakiś zapach...jakiegoś psa...albo czegoś podobnego. Znowu jakiś wilk, który coś do mnie ma?
- Nie mów mi, że jesteś wilkiem - oznajmiłam głośno.
Nie dostałam jednak żadnej odpowiedzi.
Nagle coś mi mignęło przed oczami, a następnie poczułam silne uderzenie na skutek czego cofnęłam się i tylną łapą wpadłam w pułapkę na zające. Silne szczypce zacisnęły się na mojej łapie, a chwilę później zobaczyłam sączącą się krew. Najdelikatniej jak potrafiłam przesunęłam zranioną łapę w pułapce. Skupiłam swój wzrok na zębach pułapki i spróbowałam z pomocą Telepatii podnieść jej szczęki.
- Mamy i naszą zwierzynę - usłyszałam za sobą.
- Nie jestem żadną zwierzyną. - prychnęłam.
- W takim razie jak dałaś złapać się w sidła, hm? - odwróciłam głowę, a moim oczom ukazała się sylwetka...w sumie psa. Jego zapach był jednak podobny do wilczego.
- Twoja niedoszła zwierzyna mnie wystraszyła - odparłam. - Jesteś dzikim psem? Co tu robisz i czemu nazywasz mnie "swoją zwierzyną"? I dlaczego na początku mówiłeś coś o "naszej zwierzynie"? Jak ty w ogóle masz na imię? A są tu ludzie? Widziałeś tego gry-
- Zamknij się! - przerwał mi zbulwersowany.
- Nie! To moja łapa tkwi w tym choler.stwie! - krzyknęłam.
- Uspokój się to mój towarzysz cię wypuści - odrzekł spokojnie.
- Dobra, zawołaj go - prychnęłam.
- Świetnie - mruknął. - Stev!
- Czego?- z głębi lasu wyłonił się jasnobrązowy wilk, był ode mnie większy, oczy miał zielone i wyglądał na silnego...
- Wypuść ją - pies wskazał na bezradną mnie.
Wilk podszedł i schylił się nad pułapką.
- Teraz może zaboleć - oznajmił.
- Boli cały czas - odparłam.
Stev wziął w zęby górną część pułapki uorzednio przednią łapą przytrzymując dolną. Podniósł lekko do góry dzięki czemu wyjęłam łapę.
- Nie bolało - rzuciłam.
- Ciesz się. Jak masz na imię? - wilk jak gdyby nigdy nic usiadł obok i patrzył się na mnie.
- Klairney - powiedziałam. - Czemu tamten pies mnie nie wypuścił? Widzieliście gryfa? I czy jesteście może w zmowie z jakąś waderą? - zasypałam go pytaniami na co zaśmiał się. Przyznam, że ma ładny śmiech.
- Tamten pies to Davo i nie ma tyle siły żeby to otworzyć. Tak, widzieliśmy, a właściwie czekaliśmy na tego gryfa, ale nie jesteśmy w zmowie z jego właścicielką. - oznajmił powoli.
- Hę?! To po jaki guzik on mnie tu przyniósł?! - oburzyłam się.
- Nie wiem - zaśmiał się. - Chodź, opatrzę ci ranę, Klairney.
Wstał i skierował się w stronę tego kociołka. Ruszyłam za nim, a po chwili marszu wyszłam nie na bagna, a na niedużą polanę będącą w centrum bagien. Na chwilę ustałam i zaczekalam aż Stev się zatrzyma.
Mogę mu ufać? Muszę.
W końcu usiadł przy jakiejś torbie. Spojrzał na mnie swoimi wesołymi oczami i wskazał na miejsce obok niego. Niechętnie podeszłam bliżej i usiadłam na przeciw wilka.
- Um, Klairney, zaraz zrobi się późno więc jak chcesz to możesz zostać na noc. - wypalił po chwili Stev. Zaraz jednak się poprawił - żeby nie chodzić po nocy po lesie...daj mi tą łapę.
- Serio mogę? - tylną łapę ułożyłam przed wilkiem, a ten obandażował mi ją. - Davo nie będzie zły czy coś?
- Nie, nie powinien - zaśmiał się Stev.
- Oh...
Nasz dialog, a w sumie nie dialog, a coś na kształt rozmowy żeby zabić ciszę przerwało wycie. Beznadziejne wycie, które na pewno nie należy do wilka. Przewróciłam oczami i odwróciłam wzrok, gdy zza jednej z sosen wyłonił się pies. Davo podszedł do nas, zmierzył spojrzeniem mnie, a następnie wyszeptał coś na ucho Stev'owi. W pewnej chwili pies podszedł do mnie.
- Ehh, Klairney? Kim byłaś w swojej watasze? - spytał pies.
- Zwiadową - odparłam. Czy on chce dać mi jakieś polecenie?
- Dobrze się składa - mruknął pod nosem.
- Nie próbuj mnie wykorzystać, wykonuję tylko swoje obowiązki lub zadania dane mi przez Alfy mojej watahy - ostrzegłam go. Na prawdę nie byłam w nastroju na kłótnie czy zwykłe targowanie się o jakiś obowiązek.
- Więc nie przekona cię fakt, że kręcą się tu ludzie chcący was zabić? -mówiąc słowa "was" wskazał gestem oczu na Stev'a.
- A ciebie nie?
- Jestem dzikim psem, jeśli chcę to mogę być miły dla ludzi - odparł dumny.
- Jeśli chcę to też mogę być dla nich mniej agresywna, bo w sumie są na mojej łasce. - skwitowałam.
- Hah, potrafisz się w ogóle obronić?
- Hej, nie jestem zwykłym wilkiem tylko magicznym, a my jesteśmy na wyższej randze niż psy - powiedziałam złośliwie.
[ nie mam na celu urażenia żadnych psów - żeby nie było! ]
Davo skrzywił się i odszedł z powrotem do Stev'a. Rozmawiali o czymś... W sumie mnie to nie obchodzi.
Moje ignorowanie ich przerwał huk dochodzący z zachodu. Huk tak jakby z...strzelby?
- Ludzie! - krzyknął Davo i zaczął biec w stronę lasu.
W tej samej chwili usłyszałam szczekanie. Kolejne psy? Nie bardzo wiedząc czy zostać czy iść spróbowałam podejść do jakiś krzaków. Lapa utrudniała mi to. Po minucie dotarłam do celu, a w tej samej chwili z lasu wyłoniły się...dzieci. Nastolatek i jakaś dziewczynka. Nie powiem, ale zdziwiło mnie to. Jeszcze bardziej zdziwił mnie widok młodzieńca ze strzelbą u boku.
Postacie zatrzymały się. Chłopak o czarnych włosach i wysokiej posturze ukucnął na wysokość swojej małej towarzyszki. Złapali się za ręce, a następnie wokół nich zaczęła unosić się para. Tak jakby ziemia wokół nich zaczęła parować będąc w dodatku posypaną brokatem. Kiedy dym opadł przede mną nie było już dziewczynki i nastolatka, a dwoje bodajże elfów.
Poruszyłam się w krzakach, usłyszeli to.
- Kto tam jest? - zagadną nastolatek.
- Mike, a może to wilczek?- spytała z nadzieją elfka.
Zaraz podbiegła do mojej kryjówki. Chciałam odbiec, ale moja łapa utrudniła mi to i tylko się przewróciłam.
- Mike! - zawołała mała podbiegając bliżej mnie.
- Coś ty Elie... - zaczął, a widząc mnie przystanął. - Trzeba się nią zająć.

<Tosh? Wybaacz mi, że tak długo ehh >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT