piątek, 24 marca 2017

Od Chatte do Veroni

Zobaczyłam, jak z odłamków kuli wylatują czarne smugi... Jęczały coś w tylko im znanym języku...
- Musimy uciekać!- krzyknęła Ver, ale ja usiadłam wpatrując się w demony jak zahipnotyzowana.
- Chatte! No chodź!- próbowała mnie odciągnąć, odepchnąć, ale przesunęłam się o kilkadziesiąt centymetrów i znowu usiadłam. Zaprzestała. Z transu wyrwał mnie przenikliwy ból i chłód. Czarne duchy otoczyły mnie ciasnym kręgiem. Zbliżały się do mnie, coraz bardziej zacieśniały ten krąg. Zerwałam się i zaczęłam biec. Przebiegłam przez krąg rozpraszając duchy. Veroni pobiegła za mną. Wybiegłyśmy z jaskini. Puściłyśmy się prosto w stronę naszej watahy, bez patrzenia dookoła. Zobaczyli nas wartownicy, gdy rozpoznali, że nie jesteśmy z ich watahy, poczęli za nami biec. Na szczęście byłyśmy od nich szybsze. Od strażników może tak, ale nie od duchów. Dogoniły nas, gdy wybiegłyśmy poza teren obcej watahy. Byłyśmy w środku lasu, wyczerpane wielominutowym biegiem, a ponadto zagubione. Duchy okrążyły nas, tak jak mnie wtedy, w jaskini. Wokół zapanował wszechobecny chłód.

<Veroni? Wybacz, że tak późno, ale wzywały mnie sprawy c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT