sobota, 4 listopada 2017

Od Karo cd Ilyi

Przystanęłam na moment, słysząc słowa basiora. Możemy mieć towarzystwo. Musiał to wyczuć… zaciągnęłam się, również czując obcy zapach. Tak, zdecydowanie coś się zbliżało. Nie to mnie jednak dotknęło. Gdyby Illya się nie odezwał, nie zwróciłabym uwagi na zapach. Zawsze o takich sprawach informowały mnie fale dźwiękowe.
– Karo? – zapytał nagle basior. Spróbowałam wydać infradźwięk, nic mi jednak nie odpowiedziało.
– Ilya, chyba mamy problem – stwierdziłam. Zarys pomieszczenia miałam co prawda jeszcze w głowie, jednak z miarą postępowanych kroków będzie zanikał. Im dalej, tym ciemniej, można by rzec.
– Zaraz problem, rozprawimy się z nimi raz dwa – rzucił pewnym siebie głosem, nadal jednak słyszałam w nim niechęć. Poważnie, obraził się o skrzatka, który nawet nie był kierowany do niego?
– Nie – zaprzeczyłam – Ty nie możesz się zregenerować, a ja nie mam moich fal dźwiękowych. Jeśli jest tego więcej, to po nas, szczególnie, że ta twoja rana... – nie dane mi było dokończyć. Coś ruszyło w naszym kierunku, głośno bijąc łapami w podłożę. A może to wcale nie były łapy? Wbiłam pazury w ziemię, gotowa do szybkiego ataku, dźwięk jednak rozprysnął się, znikając w powietrzu. Iluzja? Nie ważne. Musimy stąd szybko wyjść, nim wróci.
— Przecież od niej nie umrę. Chociaż mogłaby być mniej upierdliwa — burknął, powoli krocząc przed siebie, jakby nigdy nic. Co jest, nie słyszał tego, co na nas parło. Poirytowana ruszyłam przed siebie. Zupełnie mi się to nie podobało. Szczególnie, że czułam się bezbronna. No dobra, może nie należałam do najsłabszych, a ze sobą miałam dość zdolnego, jeśli chodzi o walkę, obrażonego basiora, ale moja pewność siebie osłabła znacznie, gdy zdałam sobie sprawę, że jestem zupełnie bez mocy. Fakt faktem, prędzej umarłabym, niż ukazała owe poczucie Ilyi.
— Nie wydaje Ci się to podejrzane? — burknęłam.
— Czemu? Może to po prostu takie pole obojętne, wiesz, miejsce bez mocy...— zarzucił teorią. Westchnęłam.
— Jeszcze tego brakowało — skomentowałam. Powoli traciłam obeznanie w pomieszczeniu, przez co dyskretnie zaczęłam się trzymać coraz bliżej basiora. Początkowo uchodziło to jego uwadze, ale jak taki upierdliwy kurdupel idący metr od ciebie nagle zaczyna kroczyć z tobą łapa w łapę, to w końcu jest to co najmniej dziwne. Przynajmniej ja na jego miejscu bym się troszkę poirytowała.
— Strach Cię obleciał? — rzucił zgryźliwie, odsuwając się. Parsknęłam pod nosem, słysząc jego komentarz.
— Guzik prawda. — Wyprostowałam się dumnie, unosząc łeb w górę. Co prawda, mało mi to dawało, ale wizualnie wyglądało za pewne o niebo lepiej.
— Jasne — rzucił wesoło basior. Skierowałam łeb w kierunku jego głosu, w głowie majstrując podejrzliwe myśli. Co miał znaczyć jego ton? — to Ty sobie tutaj guzik prawduj, a ja pójdę dalej, co? — Czy on właśnie odnosi się do mnie, jak do szczeniaka?
— A rób, co chcesz — zadeklarowałam. Słysząc kroki basiora niechętnie ruszył jednak za nim, napierając na… Ścianę. — Ekhm. Ilya?
— Coś nie tak? — zarzucił. Jego głos pobrzmiewał kilkukeotnie przez echo pomieszczenia. Zaczęłam mieć teorię odnośnie tego, w co pogrywa i najwidoczniej nieźle się bawił.
— Wszystko gra i piszczy — syknęłam, odwracając się. No już, to proste, tylko nie trać orientacji w terenie. Cofnęłam się, po czym ruszyłam przed siebie, nieomal potykając. Zaczynało mnie to denerwować. Z impetem ruszyłam przed siebie, usłyszałam jednak głos basiora, oznajmiający, że idę w złą stronę. Poirytowana odwróciłam się, aby mu odpyskować, zdałam sobie jednak sprawę, że nie mam pojęcia, gdzie jestem. No, świetnie
— Ilya, do cho.lery! — zawołałam.
— Nie angażuj w to cho.lery — stwierdził.
— Pomógłbyś mi, co? — zasugerowałam. Basior zagwizdał wesoło.
— Nie tak szybko. Czekam na magiczne słowo. — No centralnie zwraca się do mnie, jak do dziecka. Trzymajcie mnie.
— Wingardium leviosa — wybełkotałam. Nie usłyszałam jednak odpowiedzi. — No już dobra. Przepraszam — wymruczałam pod nosem.
— Co mówisz? — zapytał. Wzięłam głęboki wdech.
— Przepraszam — odparłam głośniej. Tylko spokojnie.
— Co? — powtórzył.
— PRZEPRASZAM! — Krzyknęłam. Odpowiedział mi radosny śmiech.
— No dobra, uznajmy to. Już Ci pomagam, kaleko — zarzucił wesoło, a ja usłyszałam kroki. — Teraz jestem w zasięgu twojego słuchu, czy czego tam?
Skinęłam głową, wymyślając liczne groźby, jakie w tym momencie mogłabym wypowiedzieć w jego kierunku. Wolałam jednak nie uzewnętrzniać mojej chęci mordu do czasu, aż nie odzyskam swoich mocy.

<Ilya? Ja też przepraszam, że tyle to zajęło ~>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT