poniedziałek, 8 stycznia 2018

Od Karo cd Ilyi

Jasny gwint. Zdecydowanie totalnie po całości nie było dobrze, zwięźle to ujmując. Widok pomieszczenia powrócił i doskonale widziałam, jak basior kładł się bezsilnie na ziemi. Szybciej w jednym miejscu przenikające drgania wskazywały na ciecz, wartko przenikającą po jego szyi, klejąc przy tym sierść i bezwiednie spływając na podłoże.
Nie, nie, nie, nie, nie.
Nie ma opcji, że mi tu teraz padnie, a mogą się skały posrać!
Wyszłam z całym tankiem, to oddam go też całego, albo przynajmniej w trzech czwartych, aż takim przywoływaczem problemów nie jestem.
Wzięłam głęboki wdech, który miał za zadanie mnie uspokoić, chociaż bardziej sprawił, że nosem wypuściłam obleśny zapach, którym przesiąkało teraz powietrze.
Stanowczo potrąciłam Ilyę vectorem. Leżał bez ruchu. No świetnie. Nie miałam jednak opcji sprawdzić, czy basior w ogóle oddycha, bo coś ruszyło w moim kierunku. A przecież wcale nie miałam wiele czasu! Napastnik, z którym przed chwilą pojedynkował się basior jął dokończyć swoją robotę. Nie wiedział jednak jednego: może i skaleczył mojego towarzysza, ja jednak właśnie odzyskałam najlepszą formę, wzmaganą dodatkowo przez stres i nutkę irytacji, o adrenalinie nie wspominając. Krócej mówiąc, koleś miał przekichane.
Żachnęłam się gwałtownie vectorem, uderzając nim niczym z bicza pod łapami przeciwnika, podcinając go. Upadł na płasko na ziemię, a słowa, jakie z siebie wydobył wskazywały zdumienie.
– Co? – wręcz syknął, a ja słysząc to wbrew własnej woli się zaśmiałam.
– Igrasz z ogniem, kolego – przeciwnik stanął na równe łapy, gotów do kontrataku, a następnie ponownie ruszył w moim kierunku. I może faktycznie ta walka trwałaby długo, czy była by jakkolwiek wyrównana, ale… Ilya walczył z nim wręcz, ja zaś, na odległość. A nie oszukujmy się, z tego miejsca nie stanowił żadnego wyzwania. Podcięłam go po raz ponowny, tym razem ostrzej. Skoczył niczym zając, czując uderzenie, przez co zatoczył się, omal nie wpadając na Ilyę. Zatrzymał się jednak, odepchnięty ponownie przez mój vector, Walka nie wymagała tą razą żadnych dodatkowych mocy. To prawda, byłam niewielka, aczkolwiek ta istota chyba nie za bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić, nie widząc ataków. Cóż za ironia.
Skoro jednak na odległość nasz drogi delikwent nie był problemem, odepchnęłam go gwałtownie na bok, tak, aby uderzył w ścianę. Pochyliłam się nad Ilyą. Oddychał i to dość głęboko, nic nie wskazywało jednak na jego przytomność
– Ilya – syknęłam cicho, ponownie szturchając basiora. W mojej głowie pojawiło się pytanie, czy ja aby na pewno go uniosę. Oczywiście, że nie, głupota. A on na pewno nie wstanie. Tak więc…
Pach, odepchnęłam po raz kolejny natrętnego wroga. Cho.lera, że też musiał akurat teraz tak przeszkazać. Jakby nie rozumiał, że nie wygra z vecto… rami!
– Dzięki! – rzuciłam zadowolona do po raz kolejny uderzonego w ścianę wroga. No tak! Przecież to proste.
~ Mogę wiedzieć, czemu mu dziękujesz? ~ burknęła poirytowana Molly. Wszystkie cztery moje vectory otoczyły brzuch Ilyi, o tyle delikatnie, o ile się dało. Poczułam obciążenie. Nie był to jakiś niesłychany ciężar, jak dla vectorów. Bardziej coś, co na krótszą metę łatwo przenieść, na dłuższą jednak skończysz leżąc plackiem, z wywalonym jęzorem. Miałam nadzieję, że nie czeka mnie ten drugi scenariusz.
Po raz ostatni odepchnęłam natrętnego napastnika, tak, że ten o wiele mocniej przydzwonił w ścianę, dokładając vector spowrotem do basiora. Ruszyłam przed siebie, zdesperowana, aby odejść z Ilyą jak najdalej od niebezpieczeństwa, które najwidoczniej było niesłychanie zdeterminowane. Dopiero, gdy przekroczyliśmy kilka korytarzy zdałam sobie z czegoś sprawę i zaklnęłam gorliwie. Przecież ja nas stąd nie wyprowadzę.
– Ilya, hej! – zawołałam do basiora, z nagłą desperacją, próbując go ocucić, uderzając w pyszczek – Musisz otworzyć oczy, rozumiesz? Jeśli tego nie zrobisz, oboje tu utkniemy. Nie mogę nas wyprowadzić, nie widzę mapy. Hej, chcesz znaleźć tego brata, prawda? Pomogę Ci – potrząsnęłam nim – serio. Tylko otwórz oczy, do cho.lery. Musisz to przetrzymać. No dalej, durny kaszalocie! – Nic. Perfidnie, nic, chociaż oddychał dobrze. Super. Jesteśmy w tak głębokim i ciemnym narządzie wydalniczym, że nawet nie widać, czy to nadal on, a nie jakaś kiszka!
– Karo? – zapytał ktoś. Nie Ilya i na pewno nie Molly. Stanęłam w gotowości, chociaż głos wydał się dziwnie znajomy.
– Kimkolwiek jesteś, nie podchodź, bo pożałujesz! – syknęłam gwałtownie. Jeśli coś wiedziałam, to wiedziałam, że nie dam się tak łatwo wrobić w cokolwiek, a już bynajmniej dać skrzywdzić Ilyi w takim stanie! Głos jednak wydał się nagle rozradowany.
– Tutaj są! – zawołał. Gdzieś w głebi umysłu coś podpowiedziało mi, że to ktoś z watahy. Któryś z naszych. Nadal jednak pozostawałam w ewentualnej gotowości.

< Ilya? Wybacz, że tak długo czekałeś :/ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT