Kolejny upalny dzień w watasze. Uch... Nawet mżawka nie raczy spaść.
Trawa to w sumie siano, a zwierzęta gdzieś uciekają szukając wody lub
trawy. Pff, jakby im siano nie starczało. Słońce nie jest w zenicie -na
szczęście- wyszłam więc na zwiady i słyszałam o dołączeniu nowej
waderki. Chyba waderki, znaczy wilczycy, tfu! O co mi chodzi? Kurde, to
słońce źle na mnie działa. Pobiegłam najpierw na łąkę urządzić sobie
polowanie. Co zastałam? Jedynie stado zająców które nie wybrzydzają
sianem. Zakradłam się po cichu. Krok, po kroku. I zaatakowałam wbijając
kły w tchawicę dużego zająca. Reszta zwiała, hm szkoda. Rozszarpałam
zwierzę na szczątki i zjadłam mięso. Po kilku minutach zostały kości.
Postanowiłam udać się nad Wodospad Mizu chcąc oczyścić pyszczek z krwi.
Dostałam się nad wodopój i dostrzegłam brązowego wilka. Zakradłam się.
Dwa metry...metr i skok.
- Czeeeść! - powitałam zaskoczoną wilczycę.- Ty pewnie jesteś ta nowa, co?-uśmiechnęłam się.
- C-co? Tak, zejdziesz ze mnie? - odesłała mi uśmiech w zamian za zejście z niej.
- Jestem Klairney, ale mówi mi Klair.- oznajmiłam zmywając krew z pyszczka.
- Ja jestem Havana. - odparła.
- Więc Havi, chciałaś się pewnie napić, ale już ci mówię, żebyś szukała
cienia.- podeszłam pod drzewo i położyłam się w cieniu. - Woda zaraz
będzie gorąca i pewnie zacznie delikatnie parować, ale to chyba nie
problem. Jaki masz żywioł?
- Czas. - położyła się obok mnie. - A twój?
- Chyba twoje, mam trzy żywioły. - uśmiechnęłam się.- Woda,
Elektryczność, Światło. Chcesz iść na spacer? Pozwiedzać? - podniosłam
się posyłając waderze pytające spojrzenie.
<Havana? Początki znajomości :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz