Nie mogłem się nawet poruszyć. Otwarte rany piekły jak diabli, a w
uszach słyszałem echo własnych krzyków. Na skórze poczułem ponowne
uderzenie bicza. W odpowiedzi mięśnie spięły się, jednak urwanie ścięgna
boleśnie przypomniały o swoim stanie. Kolejna fala bólu. Cios za
ciosem, aż bicz zaczął wyrywać z mojego ciała kawałki mięsa. Pewnie
chciał usłyszeć jak wyję z bólu, ale łatwo nie dam się zmiażdżyć.
Zacisnąłem kły i przeczekałem własną wściekłość. Moje czarne futro
walało się po podłodze, kąpiąc się w świeżej krwi. Mógłbym uciec, ale
nogi odmawiały posłuszeństwa. W końcu z połamanymi kośćmi trudno jest
uciekać. Trójca bólu pomyślała o wszystkim, jak zawsze.
- Taka formalność, przyjacielu...- Zgon nachylił się nad jego
poharatanym pyskiem.- Ból to waluta, a ty jakoś musisz nam zapłacić za
zdradę.
- Taki już twój los...- Zaśmiał się Choroba.- Zasłużyłeś na nasze towarzystwo, ale niestety my bawić się inaczej nie umiemy!
Mięli rację - zasłużyłem na to. W całości zasłużyłem.
Zgon podniósł mój pysk, wlepiając we mnie swój ognisty wzrok. Jego
obrzydliwy, podły uśmiech przytłaczał mnie i o to mu właśnie chodziło.
Pokręcił głową, śmiejąc się z mojej beznadziejnej pozycji w jakiej się
znalazłem. Gdybym tylko mógł, pewnie wydłubałbym mu te jego świecące na
czerwono oczy. Zgon przeszył mnie wzrokiem i cmoknął z obrzydzeniem.
- A mogłeś wtedy zostać z nami...
Potem cisnął mną o twardą ziemię.
Następnie wyszedł z namiotu, zakrył wyjście i zostawił mnie sam na sam z moją własną głupotą.
* * *
Dopiero potem zorientowałem się, że obok mnie leżał mały, biały wilczek,
z którym trójca bólu rozliczyła się już wcześniej. Chociaż z czego
miałaby się z nim rozliczać? Jedyny błąd jaki popełnił w swoim krótkim
życiu to zapewne mały spacerek nocą, w zakazanej części lasu.
Wilczek leżał skulony na czerwonej od krwi ziemi i trząsł się z zimna.
Taka mała, nic nie znacząca kupka futra, która nie wiem jakim cudem ,ale
przypominała mi brata. Z dzieciństwa oczywiście.
Szczeniak nie miał skrzydeł ani trzech ogonów, ale był tak samo niewinny
i ,,idealny" jak czasami zauważałem. Zazdroszczę mu tego. On nie szukał
uznania u obcych, przechwalając się swoimi umiejętnościami magicznymi,
za co ja płacę teraz nadwyżkę.
Pewnie ten tutaj też nie.
Odczułem coś jakby...współczucie? Tak to chyba można nazwać. Pewnie dla
każdego innego wilka to normalne, ale w moim przypadku to nowość.
Przysunąłem się bliżej białej sterty futra i przysunąłem ją ogonem do
swojej szyi. Dużo futra, dużo ciepła, to chyba proste, co nie? Chociaż
jeden dobry uczynek przed śmiercią. Mały, ale zawsze coś...
***
Ze stosu drewna czarnego od smoły wystrzeliła kolumna zielonego ognia.
Demony zawyły ochoczo, a z głównego namiotu wyprowadzono kościane
klatki.
Trójca bólu szła jako pierwsza, co wywołało koleje wiwaty. Sami byli
dumni z tak lokalnej publiczności. Z taką mogli spokojnie zaczynać
przestawienie.
Ostatni etap ofiary z bólu był następujący - spopielenie. Nazwy nie trzeba chyba tłumaczyć.
Rząd demonów ustawił się przed ogniskiem, a każdy z nich niósł kościaną
klatkę na swoim grzbiecie, niezależnie od tego, jak bardzo kolczasty on
był.
Wrzucono mnie do klatki z tym kłębkiem sierści, więc nie protestowałem.
Gorzej by było, jakby dzieciak znalazł się w towarzystwie kogoś miej
wyrozumiałego, za co nieświadomie dziękowałem losowi. Może jednak
odkupię choć trochę win tym małym gestem. Ale nie liczę na zbyt wiele.
Biały wilczek rozglądał się panicznie wokół, nie do końca rozumiejąc co
się zaraz stanie. Piszczał, skomlał i szeptał co jakiś czas ,,potwory"
,,c-czego one chcą?" lub zwykłe ,,nie...proszę, nie ". Jednak czemu tu
się dziwić. Był przerażony.
- Ciii...- Szepnąłem mu do ucha i przytuliłem do piersi. - Najgorsze co możesz zrobić to szarpać się pod gilotyną.
Może jestem szczery, ale chociaż dzieciak zobaczy prawdę. Nie uciekaj od
losu - mogłem równie dobrze powiedzieć. Ja oglądałem już dziesiątki
takich procesji. Za każdym razem kończyły się identycznie - nikt nie
uciekał, śmierć dopadła każdego. To proste - dosyć trudno jest uciekać,
gdy połamali ci wszystkie nogi.
Coś czułem że i my nie będziemy wyjątkiem. I miałem rację.
Klatki roztrzaskano o stos, ofiary spłonęły żywcem, a ich prochy wiatr rozwiał po cmentarzu.
Tak po prostu.
A świat zapomniał o nich na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz