środa, 2 września 2015

Od Vincenta do Pinkiego

Zamilkłem całkowicie oszołomiony pomysłem Pinkiego. Ostatecznie usiadłem niedaleko basiora, który z zapałem przyglądał się zachodzącemu słońcu. Ja nie podzielałem jego entuzjazmu-prawda, niebo przystrojone ciepłymi barwami żółci, czerwieni i oranżu było wspaniałe, mimo to widziałem już wiele zachodów, a ten raczej niczym szczególnym się nie wyróżniał. Postanowiłem jednak zrobić Pinkiemu tą przyjemność, więc czekałem cierpliwie, spoglądając na ognistą kulę. Gdy ledwie jej czubek wystawał zza horyzontu, mój towarzysz wyglądał, jakby miał wyskoczyć ze skóry.
-To gdzie jest ta cała Celestia? – zapytałem.
-Zaraz przyfrunie! – odparł przejęty. – Cierpliwości!
Pokiwałem niechętnie głową. Czekaliśmy dobre parę minut, a gdy jaśnie Celestia się nie pojawiła, wstałem i ponagliłem basiora do dalszego spaceru. Ten jednak uparcie trwał na swoim miejscu. Czas leciał, słońce już całkowicie skryło się za pasmem ziemi-tylko barwne niebo nad horyzontem rozświetlało krajobraz. Już miałem siłą zaciągał Pinkiego, gdy ten poderwał się na cztery łapy, wskazując rozdygotaną łapą widnokrąg i krzycząc na całe, wilcze gardło.
-Już leci! Widzisz, Vincent, już leci!
Zdziwiony spojrzałem na horyzont. Dostrzegłem jasny kształt, jednak nie mogłem jednoznacznie określić, co to jest. Trwałem, zatem cierpliwie, aż osobnik przybliży się na tyle, bym mógł zidentyfikować postać. Moje zdziwienie przerodziło się niemal w szok, gdy okazało się, iż był to skrzydlaty jednorożec. Gładko wylądował on tuż przede mną i Pinkim. Różowy basior, który przez cały czas pociesznie podskakiwał, teraz padł płasko na ziemię, oddając klaczy pokłon. Ja tego nie uczyniłem, mimo jasnych wskazówek towarzysza. Zamiast tego wpatrywałem się w przybyszkę nie ukrywając sceptycyzmu.
-Witaj. – przemówiłem podejrzliwie.
Była to wysoka, wyższa od wilka klacz, o zgrabnej sylwetce, białej sierści i falującej, długiej grzywie oraz ogonie w kolorach różu, fioletu, błękitu i zieleni. Zdawała się połyskiwać. W dodatku dostrzegłem symbol słońca w na boku przybyszki. Jej głowę zdobiła złota korona z fioletowym klejnotem, podobnie z czymś w rodzaju naszyjnika. Nosiła również połyskujące „buty”. Jej postawa była wyniosła, jednak w jakiś sposób delikatna-czułem do klaczy pewien rodzaj szacunku, mimo to nie zawahałbym się zaatakować w razie konieczności. Nieznajoma spoglądała na mnie fioletowymi oczami pełnymi troski i poczucia obowiązku. Zdobyła się na lekki uśmiech, po czym uprzejmie uchyliła głowę:
-Witaj. – odparła, zwróciwszy się do Pinkiego. – Możesz już powstać.
Basior posłusznie wykonał polecenie-wstał i zaraz podszedł do mnie, prezentując klaczy naszą znajomość.
-Vin, to jest Księżniczka Celestia. – przedstawił nas sobie. – Wasza Królewska Mość, to jest Vincent.
-Miło mi cię poznać, drobi wilku. – przemówiła.
-Ymm… - mi chyba też. – odparłem nieco niepewnie.
Celestia tylko skinęła wyrozumiale głową na moją odpowiedź. Skierowała wzrok na Pinkiego, który lekko spłaszczył się pod spojrzeniem Księżniczki.
-Ile już wilków zdążyłeś nawrócić, drogi Pinki? – spytała nieco zbyt surowo jak na swój szlachetny wygląd.
-Celestio, ja… znaczy… - jąkał się, uniżony. – p-pracuje nad tym.
-Mam rozumieć, że jeszcze nie zacząłeś głosić mnie na Ziemi? –jej postawa wyrażała niezadowolenie.
-To… właśnie rozmawiałem o tym z Vincentem…
-Ale ja się nie chcę się na nic nawracać! – zaprzeczyłem nieco oburzony. – Dobrze mi jest, wyznając wilcze bóstwa.
Klacz prychnęła. Zbliżyła się do Pinkiego i już miała trącić go noga, gdy zareagowałem na to nieetyczne zachowanie.
-Hejże, kopyta przy sobie! – warknąłem, odpychając pikującą ku skulonemu basiorowi kończynę. – Jesteś księżniczką, zachowuj się jak księżniczka! Co to jest, tyrania?
Kucyk odskoczył ode mnie wyraźnie zaskoczona i niezadowolona z moje braku szacunku względem jej osoby, zaraz jednak ochłonęła.
-Racja, trochę nie poniosło. Wybaczcie mi, proszę. – kajała się. – Lecz to nie zmienia faktu, iż zaprzestajesz kontynuacji swej misji. – zwróciła się do Pinkiego.
-Ależ oczywiście! – odparł basior, wstając.
-Dobrze, ja już muszę wracać do Equestrii, do moich poddanych. – oznajmiła. – Jeszcze tutaj wrócę, aby zobaczyć jak sobie radzisz.
Pinki energicznie potrząsnął łebkiem, jakby agresywna postawa Celestii w ogóle go nie zraziła. Ja natomiast przewróciłem oczami. Klacz spojrzała na mnie i przemówiła łagodnie:
-Proszę cię, Vincencie, miej oko na mojego wychowanka. Czasem może sobie nie poradzić. Niekiedy potrzebuje opieki, a z tego, co widzę, ty spełniasz się doskonale do tej roli.
Wizja niańczenia Pinkiego nie była moim marzeniem. Jednak postanowiłem zachować to dla siebie. Zaprezentowałem się dumnie, ma postawa wręcz promieniowała pewnością siebie, jednak moje słowa wyszły bez choćby grama przechwałki:
-Jestem wojownikiem tej watahy. Obrona innych to mój obowiązek.
Klacz skinęła głową. Pożegnała się i wzbiwszy w powietrze pomknęła ku horyzontowi by zaraz po tym zniknąć. Wpatrywałem się w widnokrąg, analizując zaistniałą sytuację. Potem spojrzałem na Pinkiego, a wzrok mój zdradzał rządzę wyjaśnień. Basior najwyraźniej tego nie dostrzegł, bo gapił się tępo, szczerząc zębiska w uśmiechu. Z wywalonego ozora spływała kolorowa ślina.
<<Pinki? To… było nietypowe…>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT